Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Arsis

Arsis

Zakurzone przedmioty. Rzeźby. Jakieś zdobione wazony. Popiersia… To wszystko już było. Przeszłość zatrzymała się w kadrze nieruchomego czasu. Spoglądają na mnie jakieś twarze. Portrety wiszące na ścianach. Fotografie… Czas się zatrzymał. Czas się zatrzymał. Czas…

Tak. Na albumie „Rock Dust, Light Star”, z 2010 roku, dla formacji Jamiroquai czas przestał istnieć. Stanął w miejscu i ani drgnie. Ech, uparty ten czas. Disco-bity, rozpędzone samochody… Wszystko to już było. I jest nadal. Może trochę pozmieniane tu i ówdzie. Może trochę poprzestawiane. Poprzesuwane tak jak przesuwamy stare meble w starym mieszkaniu. Jest to samo, ale jest i inaczej. Odrobinę? Trochę? Bardziej? Nie wiadomo. Jest inaczej, mimo że mamy do czynienia z tą samą formułą, z tym samym przepisem zanurzonym w tym samym soulowo-funkowym stylu lat 70. XX wieku, który wytyczył albo może bardziej wyrąbał szlak na początku drogi ekipie pod wodzą Jay Keya. To ich znak rozpoznawczy. I nie można go pomylić z nikim innym. Słychać tu całą feerię instrumentów dętych, instrumentów z prawdziwego zdarzenia, choć już bez didgeridoo. Bez tego klimatu australijskich Aborygenów, których zaśpiewy i wołania przepływały tu i ówdzie po równinach cichej ziemi. I odbijały się w pogłosach od pomarańczowych skał Uluru… Wszystko to przykurzone. Pokryte szarym pyłem przeszłości. Lecz i oto rozbłyskują neonowe światła na scenie. Rozbłyska cała kaskada elektrycznych lampionów. Jest rytmicznie, basowo i transowo. Rozbłyska raz jeszcze światło gwiazdy, która wywija się ze szponów przeszłości. Dużo tu sekcji smyczkowej, perkusji i basu. Kosmos jest coraz bliżej. I bliżej. Wydaje się, że bardziej już nie można brzmieć po jamiroquiaiowsku. To już jest takie bardzo w punkt.

 

(Włodzimierz Zastawniak, 2025-05-19)

 

Skład: Jay Kay – wokal, Malcolm Strachan – trąbka, Jim Corry – saksofon, James Russell - saksofon, flet, Matt Johnson – instr. klawiszowe, Rob Harris – gitara, Paul Turner – gitara basowa, Simon Hale - skrzypce, Derrick McKenzie – instr. perkusyjne, Sola Akingbola - perkusja, Valerie Etienne - dalszy wokal, Hazel Fernandez – dalszy wokal, Kate Sutherland - dalszy wokal

 

 

 

 

 

Arsis

Arsis

Zakurzone przedmioty. Rzeźby. Jakieś zdobione wazony. Popiersia… To wszystko już było. Przeszłość zatrzymała się w kadrze nieruchomego czasu. Spoglądają na mnie jakieś twarze. Portrety wiszące na ścianach. Fotografie… Czas się zatrzymał. Czas się zatrzymał. Czas…

Tak. Na albumie „Rock Dust, Light Star”, z 2010 roku, dla formacji Jamiroquai czas przestał istnieć. Stanął w miejscu i ani drgnie. Ech, uparty ten czas. Disco-bity, rozpędzone samochody… Wszystko to już było. I jest nadal. Może trochę pozmieniane tu i ówdzie. Może trochę poprzestawiane. Poprzesuwane tak jak przesuwamy stare meble w starym mieszkaniu. Jest to samo, ale jest i inaczej. Odrobinę? Trochę? Bardziej? Nie wiadomo. Jest inaczej, mimo że mamy do czynienia z tą samą formułą, z tym samym przepisem zanurzonym w tym samym soulowo-funkowym stylu lat 70. XX wieku, który wytyczył albo może bardziej wyrąbał szlak na początku drogi ekipie pod wodzą Jay Keya. To ich znak rozpoznawczy. I nie można go pomylić z nikim innym. Słychać tu całą feerię instrumentów dętych, instrumentów z prawdziwego zdarzenia, choć już bez didgeridoo. Bez tego klimatu australijskich Aborygenów, których zaśpiewy i wołania przepływały tu i ówdzie po równinach cichej ziemi. I odbijały się w pogłosach od pomarańczowych skał Uluru… Wszystko to przykurzone. Pokryte szarym pyłem przeszłości. Lecz i oto rozbłyskują neonowe światła na scenie. Rozbłyska cała kaskada elektrycznych lampionów. Jest rytmicznie, basowo i transowo. Rozbłyska raz jeszcze światło gwiazdy, która wywija się ze szponów przeszłości. Dużo tu sekcji smyczkowej, perkusji i basu. Kosmos jest coraz bliżej. I bliżej. Wydaje się, że bardziej już nie można brzmieć po jamiroquiaiowsku. To już jest takie bardzo w punkt.

Muzycy biorący udział w nagraniu: Jay Kay – wokal, Malcolm Strachan – trąbka, Jim Corry – saksofon, James Russell - saksofon, flet, Matt Johnson – instr. klawiszowe, Rob Harris – gitara, Paul Turner – gitara basowa, Simon Hale - skrzypce, Derrick McKenzie – instr. perkusyjne, Sola Akingbola - perkusja, Valerie Etienne - dalszy wokal, Hazel Fernandez – dalszy wokal, Kate Sutherland - dalszy wokal

 

 

 

 

 



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Śnieg   Padał śnieg, dobry śnieg. Wędrowałem po mieście. Tylko puste ulice lśnią w złotym świetle księżyca.   Padał śnieg, białe światło. Wiedział, że dusza zamarzła. A dawno przestałam wierzyć, że zobaczę słońce na niebie.  
    • @marekg Krótki, czysty, precyzyjny i pełen cichego sensu. Wiersz minimalistyczny, lecz niesie głębię samotności i delikatny błysk humoru – ten „ogon ulicy” to dowód, że słowo nie boi się lekkości, nawet mówiąc o czymś ciężkim.
    • Anna patrzy jak niezgrabnie nogami powłóczy pająk na torsie ukochanego zaplątany w gąszczu włosów raz za razem przegrzebując korytarze nad głową szeleszczą pożółkłe już liście dębiny wrześniowe słońce nadal parzy muskając ostrym językiem spocony kark w oddali szumi rzeka opływając delikatnie zwilgotniałe łodygi trzciny błotną mazią zalepiając tulejniki brudząc nieskalaną biel kwiatostanu i tylko trzmiel bez gracji w popłochu odurzony zapachem dzikiego tymianku zapętla małymi kręgami światy pomiędzy
    • bywają dni kiedy poezja mnie przeraża najczęściej w osiedlowym sklepie kupuję chleb ona pyta jaśniejszy czy ten bardziej wypieczony czuję jak zaczyna rosnąć we mnie to dziwaczne zjawisko przybiera coraz trudniejszych do określenia kształtów chleb zaczyna pożerać mnie od środka w końcu udaje mi się uciec na zewnątrz a tam lump pełen nadziei ze szczerbatym uśmiechem pan da na chleb pan da rzucam coś na odczepnego przyspieszam kroku w domu na ścianach chleb lump ja i gdzieś pomiędzy poezja
    • @Florian Konrad Świetny, współczesny, ironiczno-liryczny wiersz, który w prostym obrazie odradza sens rytuału i miłości. Znakomita dykcja, subtelna metafora, ciepło pod humorem. Jeden z tych tekstów, które potrafią rozśmieszyć, wzruszyć i zawstydzić w jednej chwili.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...