Gdy tak drążę wśród mojej samotności
Z każdą jej sekundą piękno rozpalam
Gdybym był samotny, kontemplując sens
Wstrzyknąłbym do swej żyły tlenu litr
O swych myślach, rozmyślam uparcie
Wartości odtworzyłem w czasze mej
Nie ma w nich boga, ni więzień twórczych
Jest tylko gonitwa, myśli trójbój wieczny
Gdybym obracał się wśród ludzi ogółu
Wartości bym tracił, pustkę wciąż czuł
Bez mrugnięcia oka, w nicość bym popadał
Choć kilku mi bliskich los mi zesłał
A jednak codziennie wracam z oddaniem
Do mej jedynej, samotności nieodłącznej
W niej płonę, nie usycham z braku tematów
Za ciekawość i ciągłe podważanie, wdzięczny
Świadomości dziękuję, jedynej towarzyszce
Która z ciszą tańczy, gdy świat z zewnątrz milknie
Gdybym samotny był, lecz siebie nienawidził
Sznur bym oplótł o żyrandol, potem szyję