Z twej czaszki sączy się szkarłatna krew
Spijam ją, sunąc wśród krwinek zgrabnie
W szyję się wbijam, sztyletami bladymi
Bursztynem spowite, wartością podniosłą
Ongiś z lustrem spękanym się poznałem
Miła mi wtem, sekret wiekowy zaznała
W noc smolistą, światła gwiazd pękły
Z wrzaskiem spadły w grzęzne moczary
Strachem opięta, do drzwi przyległa
Czerwień w ślepiach mych rozpłonęła
Tępo opadła na posadzkę chłodną
W posoce leżę, ze snu ją wzbudzając