Twarze znajome, chociaż postarzałe,
marszczą się czoła i policzki bledną.
Kogoś poznałem, kogoś nie poznałem,
większość pamiętam, zapomniałem jedną.
Czy dla nich jestem tym, kim tutaj byłem?
A może cieniem, co przybył w ich strony?
Biegną wspomnienia, przenoszą na chwilę
w świat bezpowrotnie dawno utracony.
Kościół, co kiedyś zdawał się katedrą,
teraz się skurczył w jakiś dziwny sposób.
Cuda z dzieciństwa jakby nieco bledną,
gdy na mszy pełno tylko starszych osób.
Dom, jak stał, stoi, cichy, opuszczony.
Pamiątka zgiełku i zamierzchłych czasów.
Idę na spacer w dobrze znane strony.
W lesie przecinka. Nie poznałem lasu.
Wszystko się zmienia, wszystko jest tak samo.
Nowy las rośnie, rosną pokolenia.
Pora się żegnać, bo wyjeżdżam rano,
zostaną jednak kolejne wspomnienia.