Na szpitalnym łóżku niejedna dusza
kona
Chociaż czy kona?
Może już w nieboskłonach
Przez otwarte wyszła usta
Jeszcze się odwróciła i rzuciła
ostatnie spojrzenie
Na to co już tylko cieniem
Dalej chcę z nią snuć tę wizję
Lecz już przecież nie umysłem
Wzrokiem za nią nie podążę
Słuch też już pozostawiłam
Żadnym członkiem nie poruszę
Bo odpadła od nich siła
O nic też jej nie zapytam
Wszak me ciało całkiem nieme
Więc mam tutaj tak pozostać
Gdy ona w zaświaty wieje?
Jak to się stało?
do tej pory zawsze razem
Aż tu dusza osobno
i osobno ciało?
Jeszcze inne pytanie
myśli me porusza
Czy
Ja to byłam ciało
Czy może astralna
dusza?
A może duszy wcale nie ma
Jest tylko ciało i tylko
Ziemia?
A jeśli jednak jest
Oddziela się i zbliża
do nieboskłonu
To
Może dusza po prostu
Tęskni i chce powrócić
do domu