Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Spadło na mnie jak
grom z jasnego nieba

Tylko niebo było wtedy czarne
spadła gałąź i to z drzewa

Wyuczone na jednym wdechu
Boże ratuj
nie pomogło w odzyskaniu świadomości

Ciepła krew malowała obrazy Salvadora
na wyrost zbyt rzeczywiste
i zbyt moje

Strach miał wielkie oczy
mokry chodnik
cztery zabite osoby
pięć szwów

Opublikowano

dla mnie zdecydowanie przegadany, zaczynasz zwrotem wytartym, chyba tego nie lubię, nie ma dystansu, widać od razu że wiersz jest świeży, nie uładzony, chaotyczny...

dalej się rozkręca, choć dla mnie tylko to:

mokry chodnik
cztery zabite osoby
pięć szwów


proponowałabym napisać to jeszcze raz, w takiej formie nie powala, a powinno:P

pozdr, agnes

Opublikowano

To że wiersz świeży toc i prawda :P wersyfikacji tez mi się nie podoba, ale nie miałam pomysłu na inną- chciałam wyraźnie podzielić zwrotki i nie pisac po jednym słowie w wersie... Zastanawiam się czy ostatnia zwrotka nie ma wydźwięku wyliczanki, ale widze, że nikt tu tego nie rporuszył, więc mam nadzieję, że nie jest tak źle :)

Danke wszystkim za komentarze i nie życze ikomu takiej przygody jaka mnie spotkała.

Pozdawiam ciepło

Opublikowano

też kiedyś miałam traumatyczne burzowe doświadczenie, pamiętam to do dzisiaj i chyba nigdy nie zapomnę....może też o tym napisze?ehh...nie no oszczędzę Wam tego:P

ale to taka mala dygresja:)
pozdr. agnes

Opublikowano

Niestety nie jest to dobry wiersz Brzoskwinio. Po pierwsze za sprawą tego nieszczęsnego rymu cztery pierwsze wersy jakoś mnie nie przerażają - co więcej stają się nawet zabawne. Reszta jak dla mnie nie ma wyrazu.. nie ma smaku, słowa jakby nienajlepiej dobrane. Nie wiem może to tylko kwestia mojego gustu? Wiersz miał być straszny a nie jest. Niestety, tym razem się nie udało.

pozdrawiam

Opublikowano

a czy wiersz powinien być uładzony? moim zdaniem nie. uładzony jest Kraków i to nikomu na dobre nie wychodzi. pierwsze wersy i ten rym zaczęły mnie przerażać, ale potem wiersz się obronił. pozdrawiam

Opublikowano

byc moze jestem niesprawiedliwa, niemila i wredna, ale poprostu nie potrafie inaczej kiedy ten wiersz jest skazany, wedlug wszelkich odmian mego ego na sciecie i to w trybie natychmiastowym. czuc podstawowka, podjecie niebanalnego zdarzenia i tematu w tym wykonaniu nie podoba mi sie- absolutnie. jedyne czym sie wykupujesz na ulamek sekundy to wspomnienie o salvadorze, ale i to na niewiele sie zdalo. przepraszam, ale to tylko moja subiektywna opinia.
Pozdrawiam, Paula.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...