Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Och, nadejdzie czas gdy będę spała

Bez tożsamości,

O deszcz ulewny nie będę już dbała

Czy, że śnieg mnie ukryje w białości!

Niebo obiecane na tych pragnień spełnienie

Ni w pełni, ni wpół, nie pozwoli;

Piekieł groźba i niegasnące płomienie

Nie ujarzmią mej niegasnącej woli!

 

Tak rzekłam i wciąż mówię to śmiało

I mówić będę, aż po koniec mój -

Trzech bogów mieści to drobne ciało 

Przez noc i dzień swój prowadzą bój:

Za małe dla nich było niebo przestronne

Więc we mnie mają więzienie;

I muszą być moi, aż zapomnę

Me obecne istnienie!

 

Och, nadejdzie dzień gdy swe zmagania

Skończą w głębi mego ciała!

Och, nadejdzie czas odpoczywania

I nie będę już cierpiała!

 

I Emily:

Oh, for the time when I shall sleep

Without identity,

And never care how rain may steep,

Or snow may cover me!

No promised heaven these wild desires

Could all, or half, fulful;

No threatened hell, with quenchless fires,

Subdue this quenchless will!

 

So said I, and still say the same;

Still, to my death, will say -

Three gods within this little frame

Are warring night and day:

Heaven could not hold them all, and yet

They all are held in me;

And must be mine till I forget

My present entity!

 

Oh, for the time when in my breast

Their struggles will be o'er!

Oh, for the day when I shall rest,

And never suffer more!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
    • Na to mam ton.    
    • A pata dawno wymiotłam: imał to i my - won, wada ta - pa.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...