Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

III Łódzka Noc Poetów


Rekomendowane odpowiedzi

Na prośbę Adama Szadkowskiego.


Ulica Lokatorska 28 maja, zapomniana była jedynie przez taksówkarza, który wiózł mnie i Anastazję P. –wykorzystując czerwone światła na studiowanie mapy – do miejsca, w którym odbyła się III Łódzka Nocy Poetów. Moja Towarzyszka Podróży, Kobieta łącząca w sobie piękno i intelekt pod przykrywką mocno czarnych włosów i jedwabnej opalenizny zdradzała zdenerwowanie lub zawstydzenie. Kiedy dotarliśmy na miejsce, zauważyłem Bogdana Zdanowicza witającego się przed wejściem z Organizatorem – Adamem Szadkowskim, sprawiającym wrażenie jeszcze bardziej speszonego niż Anastazja, Michała Kowalskiego – optymistycznego blondyna z ciekawą fryzurą oraz nieprzeciętnie uroczą Martę Magdalenę Bobińską.
Noc z małym poślizgiem czasowym rozpoczęła się wystąpieniem Prowadzącej - wspomnianej już Marty. Sceneria utrzymana była w kolorze czerni i nastroju tworzonego przez kilkanaście zapalonych świec. Małe pomieszczenie wypełniło się po brzegi a na scenie pojawiło trzech pierwszych Poetów. Jako pierwsza zaprezentowała swoje wiersze Daniela Zajączkowska, które ja potraktowałem jako wprowadzenie. Po odczycie, nastąpił trudny dla Autorki czas pytań. Dociekano, dlaczego nie uczestniczy w poetyckim życiu internetu oraz badano zasadność stosowania rymów częstochowskich, których przykładem było „ miłości – wrażliwości”. Warto podkreślić tutaj obecność najbardziej aktywnego, ale i tajemniczego zarazem Wojciecha, wyróżniającego się pokaźnymi wąsami oraz doniosłością głosu.
Wraz z kolejną Autorką przyszedł czas na dziesięć dobrych wierszy, swoją klasę pokazała Katarzyna Chmielewska. Blondynka, której szorstki wzrok, talent i uroda przy okazji z pewnością niejednemu Uczestnikowi (na czele ze mną) na długo zapadł w pamięć a łatwość, z jaką wybrnęła z najtrudniejszych pytań budziła zazdrość.
Spowiedź – tak pewien ktoś określił za sprawą doboru osobistych wierszy występ Bogdana Zdanowicza. Udało Mu się wprowadzić Słuchających na tory refleksji i zadumy tak bardzo, że nikt nie pojechał w stronę krytyki. Nie tylko na scenie, ale i poza nią udowodnił, że jest mądrym i szlachetnym człowiekiem a Jego fenomen tkwi w łatwości znajdowania wspólnego języka z każdym, niezależnie od wieku. Dla mnie było to świadectwo tolerancji, o której mówił po recytacji.
Po trzecim z kolei Autorze nastąpiła przerwa, którą to skwapliwie wykorzystałem na wizytę w bufecie – powiązaną z zimnym piwem i poznaniem Artysty ukrywającego się pod pseudonimem Tommy Jantarek oraz Magdy Gałkowskiej (em gie), która przyjechała ze swoją dwunastoletnią córką. Pauza trwała piętnaście minut i znów byliśmy na swoich miejscach gotowi wysłuchać gitarzysty Pawła Zaparta, którego występ przez chwilę zakłócił wybryk łobuza otwierającego piwo – teraz mogę się już przyznać.
Przedostatnia pokazała się Publice stremowana em gie. Czytała szybko nie ujmując jednak solidności swoim tekstom. Najbardziej zaskakującym był wiersz dedykowany córce, siedzącej wśród Publiczności w zasięgu mojego wzroku – zdawała się mocno zawstydzona, ale i dumna z mamy.
Końcówka oficjalnej części imprezy stanęła pod znakiem poezji określonej mianem lingwistycznej za sprawą dwóch słów: Tommy Jantarek. Zrobiło się erotycznie za sprawą wiersza „kolacja”, lecz za chwilę Autor poddał nas „akupunkturze” - nie tylko słownej.
Jako ostatni, Jantarek zakończył oficjalną część spotkania. Przyszedł czas na niespodziankę.
Na scenie pojawiła się paczka zaadresowana do Adama. Otworzył ją dokładnie w dwa moje mrugnięcia a przed trzecim zdradził ogromne wzruszenie. Otrzymał dwanaście sztuk wydanego bez Jego wiedzy tomiku z wierszami zawierającymi się w „Dekalogu”. Poproszony o przeczytanie jednego z nich nie był w stanie. Zrobił to za Niego Autor Całej Intrygi – aci. Bogdan Zdanowicz.

Zabrakło gościa specjalnego, Mariusza Grzebalskiego – z powodów rodzinnych nie mógł dotrzeć, jak uprzednio obiecał.

Długa ulica Łodzi stała się kolejnym etapem Nocy a pewien pub marki pizzeria portem, w którym zakotwiczyło się Towarzystwo wyrażane liczbą dwadzieścia trzy. Ku chwale tradycji corocznych spotkań lało się piwo a głosy sporów, debat z mniejszym lub większym sensem zagłuszały innych gości lokalu. Tematy poważne mieszały się z żartami, Uczestniczy Nocy okazywali się ludźmi a nie- jak się obawiałem - natchnionymi poetami.

Na koniec, chciałbym podzielić się wynikami konkursu na Najbardziej Uśmiechniętego Uczestnika Nocy. Przyznać muszę dwa pierwsze miejsca: chłopakowi o charakterystycznej ciemnej czuprynie znanemu jako Coolt oraz czarującej i jakże energicznej Agnes.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...krótkie , chaotyczne zapiski z 28 maja wg Agnes...

Już się obawiałam, że Coolt nie przybędzie na Dworzec Fabryczny w Łodzi. Czytam tablicę przyjazdów, nie ma żadnego pociągu z Wrocławia. Staram się nie panikować...Okazuje się, że z Wrocławia do Łodzi jedzie się naookoło, przez Koluszki i Skierniewice...bardzo to ciekawe. Na szczęście jest i Coolt:)
Wygląda na artystyczną duszę, ogniki strzelają z oczu tego Czarodzieja... Dzień jest upalny, siedzimy na pasażu Schillera , poezja przewija się pomiędzy słowami. Czas mija szybko, to było do przewidzenia...podobno należy czytać na głos swoje wiersze, podobno to nie jest trudne...

Mamy szczęście, na Lokatorksą 13 trafiamy bez problemu, ale może od początku... Podrózujemy tramwajem 11 , gdzie wysiąść? hm, chyba zdagujemy a pani w różowej sukience i w stanie lekkiego upojenia, nie tylko słonecznego, wskazuje pierwszą ulicę w lewo. To wydaje się zbyt proste, specyficzna numeracja budynków, kilka domów opatrzonych
"9-tką" . Jesteśmy...chłód który nas powitał we wnętrzu CKMu obezwładnia, ale zarazem dodaje sił.

Teraz popastwię się nad Adamem. Długie włosy, luźny styl, wręcz "luzacki", koszulka którą zmienia na koszulę 'moro'. Dopiero po chwili rozpoznaję faceta ze zdjęcia. Bije od niego pozytywna energia, jest przejęty, przynajmniej takie sprawia wrażenie. Jego młodzież, wychowankowie XXIII LO w Łodzi stawili się licznie.
Rozpoznaję Igę i dociera do mnie, że MY, zebrani na wieczorze poetyckim, wcale się nie znamy i tutaj pojawia się rola internetu...o tym będziemy później dużo rozmawiać.

Impreza rozpoczyna się z niewielkim opóźnieniem, nie będę mówic na głos kto się spoźnił:) Atmosfera jest raczej 'wesoła'.

Ponieważ Daniel opisał przebieg części oficjalnej ja skupię się raczej na refleksjach i spostrzeżeniach... Pisałam o Internecie, bo przecież wielu z nas było na III Łódzkiej Nocy Poetów właśnie dzięki temu wynalazkowi techniki, stali bywalcy orgu i jest-lirycznie. Zastanawialiśmy się czy Internet, a raczej portale poetyckie nie wbijają poetów w pewne maniery czy style. Głosów jest wiele jednak ja osobiście cieszę się z tego , że istniejemy nie tylko wirtualnie, że możemy się spotkać, uścisnąć, uśmiechnąć...Bezet jest nieomylny i choć myślał że należę do czarnowłosych, poznaje mnie bez problemu...

Okazuje się że zdjęcia mogą dawać mylny obraz...np Piaszczyk, 21 lat, na zdjeciu wyglądal prawie na 30, przystojny facet, elegancki, nie taki gburowaty jakby się wydawało, miłe zaskoczenie:) Podobnie z Anastazją, ta świetnie pisząca młoda kobieta, doskonale się kamufluje, a jej wygląd, nie zdradza poetyckich zamiłowań, może jedynie ten czarujący uśmiech...

Trudno jest ocenić wiersz po wysłuchaniu go pierwszy raz. Trudno, gdyż docierają do nas słowa, budują się obrazy, jednak nie nadążamy za mnogością znaczeń. Interpretacje i ich ilość...czy jest ona ograniczona, czy jednak zamyka się w obrębie jakiejś przestrzeni, słow, tytułów, formy... Trudno podawać tu liczby, autorzy przyzwalają na dowolność, są ciekawi indywidualnego odbioru.

Dyskusję są internsywne, jednak nikogo nie ponoszą emocje. Przenosimy się w mniej oficjalne miejsce. Piotrkowska, niepozorna brama, ogródek, poeci przy piwie. Ujawniają się ukryte pod pseudonimami osoby, zawiązują się znajomości...to wszystko wydaj się takie proste,a świat niezwykle mały...Humory dopisują, nic więcej już chyba nie trzeba:)

Część nieoficjalna trwa prawie do 2 w nocy...niestety musielismy rozjechać się w rózne strony choć przyznam że noc spędzona w miłym towarzystwie w akademiku także należeć będzie do niezapomnianych....


Pragnę podziękować Cooltowi za wiele uśmiechu i miło spędzony dzień oraz Bezetowi za nieocenione rozmowy na dworcu Łódź-Widzew:) a także wszystkim obecnym za to że są

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sporo już zostało powiedziane, spróbuję jednak dodać coś od siebie, nie powtarzając się zbytnio :)

Otóż chciałem serdecznie pogratulować Marcie Magdalenie Bobińskiej stylu prowadzenia Wieczoru. Był absolutnie niekonwencjonalny, nieprzewidywalny, w intrygujący sposób łączący elementy talk-show, kabaretu, a także teleturnieju Najsłabsze Ogniwo.
Uśmiałem się doprawdy znakomicie, zresztą nie tylko ja ;) i dziękuję za to bardzo.

Aby w pełnie oddać specyfikę Nocy, należy zauważyć, że choć słuchanie odczytywanych przez Gwiazdy Wieczoru wierszy było najciekawszym i najważniejszym elementem, to tuż za nim plasuje się dyskusja publiczności z Autorami.
Stała się ona pasjonująca głównie dzięki wspomnianemu już przez Daniela Wojciechowi, straszliwemu złośnikowi, który żeby być lepiej przygotowanym do zadawania kpiących pytań, sporządzał sobie notatki z wierszy i wypowiedzi Artystów. Uwagi jego, choć cięte i ironiczne, często były trafne, a także nie pozbawione specyficznego poczucia humoru, które jak najbardziej mi odpowiadało ;)
Nie można również zapomnieć o Pani z Tylnich Rzędów, drugiej najbardziej aktywnej osobie, która z zadziwiającą szczeroscią i autentycznością, bardziej niż pytała, pragnęła podzielić się swoimi przemyśleniami ('a czy to nie jest tak, że ...'). Ubolewam, że jednym z nich było (w pewnym uproszczeniu, ale jednak) stwierdzenie, że internet to samo zło, ogranicza poetów i wszyscy, którzy publikują w internecie powinni się od tego wyzwolić. No i co poradzimy? UCIEKAJMY! ;)
Dyskusje prowadzone z Autorami, często przenosiły się wgłąb sali i zostawiały w spokoju wymęczonych już Artystów (ku ich uciesze, jak sądze). Najbardziej zapadła mi w pamięć dyskusja o tym czy każda interpretacja jest dopuszczalna (dowolność interpretacji) czy też jest ich ograniczona liczba (wielość interpretacji). Zabłysnął w niej Daniel Piaszczyk, zawzięcie broniąc swoich racji, kiedy tymczasowa koalicja złożona z Wojciecha, mnie i Anastazji, próbowała dowieść że nie każda interpretacja jest dobra (taka, która nie wynika z tekstu).

Humorystycznych elementów nie brakowało przez cały Wieczór, a i niektóre wiersze Gwiazd, naprawdę mi się spodobały, najbardziej Danieli (z racji zbliżonej do mojej estetyki poezji), Kasi (ciekawa zabawa słowem, skojarzenia, rytmiczność) i Bezeta, do którego wierszy
(i osoby) mam sentyment ;)

Po półgodzinnych poszukiwaniach znaleźliśmy wreszcie lokal na Piotrkowskiej, który był w stanie nas pomieścić i do 2.00 cieszyliśmy się chłodnym piwem i swoim towarzystwem.

III Łódzka Noc Poetów, będzie dla mnie niezapomnianym wydarzeniem i już wybiegam myślami do IV :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A teraz pora na coś, co często jest oczekiwane przez uczestników, bo przecież wszyscy jesteśmy próżni i lubimy słuchać, jak inni nas widzą.
CHARAKTERYSTYKA UCZESTNIKÓW (przynajmniej tych, którzy zapadli mi w pamięć)*, alfabetycznie, żeby nikt nie czuł się lepszy lub gorszy ;)

Adam (Stanisław Szadkowski) - wcześniej kojarzyłem jego wiersze i zdjęcie (z jego strony) i spodziewałem się ujrzeć Dumnego i Natchnionego Wielkiego Poetę... naprawdę ;) ... tymczasem rzeczywistość ze mnie zakpiła, a Adam okazał się długowłosym, lekko zagubionym (jak każdy organizator), sympatycznym luzakiem, ubranym w bojówki. Bardzo fajnie i emocjonalnie zareagował, kiedy został poproszony na scenie o rozbrojenie 'bomby', którą okazały się tomiki z jego wierszami. W ogóle też nie spodziewałbym się, że jest nauczycielem W-Fu i jego błyskotliwej kariery w wojsku ;)

Agnes - tę Księżniczkę, dane było mi poznać już przed 18.30, kiedy rozpoczęła się część oficjalna (występy artystów). Spędziliśmy razem cały dzień i nie ukrywam, że był on dla mnie wyjątkowo przyjemny ;) Wbrew moim przypuszczeniom, Agnes nie miała kasztanowych włosów... okazała się blondynką, która w dodatku zadała kłam wszelkim stereotypom, dotyczących kobiet o Jej koloże włosów. Agnieszka jest ciepłą, sympatyczną, roześmianą dziewczyną, która nie lubi rywalizacji ( w poezji zwłaszcza), posiada dużo empatii i wrażliwości. Chociaż potrafi też pokazać pazurki, albo trochę pomarudzić, zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie :)
Dziękuję Ci bardzo za poświęcony mi czas i wszystkie miłe chwile, które przeżyliśmy razem.

Anastazja (P.) - jako, że dostałem jej fotki już wcześniej, miałem pewne wyobrażenie o tym jak wygląda. Siedziałem sobie z Agnes w drugim rzędzie, w Centrum Młodych, tuż przed rozpoczęciem Wieczoru, kiedy do pierwszego rzędu usiadła młoda kobieta, z czarną, postrzępioną fryzurą, wyeksponowanymi (kuszącymi ;) ramionami i zacząłem się zastanawiać... Ana, nie Ana. Postanowiłem więc się upewnić, wysyłając Anastazji sygnał. Kiedy widziałem, że wyżej opisana kobieta podnosi komórkę, żeby mi sygnałem odpowiedzieć, mogłem już śmiało klepnąć ją w ramię i wybuchnąc śmiechem ;)
Anę zapamiętam, jako lekko wyciszoną, uroczo się uśmiechającą i skorą do żartów młodą kobietę. Pamiętam jeszcze z naszych rozmów na gg, gdzie stwierdziła: 'nie >>bierz
Bogdan (Zdanowicz, a.k.a. Bezet) - Bezet był jedyną Gwiazdą Wieczoru, którą 'znałem', czytajcie jako: kojarzyłem, kilka razy rozmawialiśmy. Ten siwobrodacz, w okrągłych okularkach, okazał się niesamowicie sympatycznym (jak na Krakusa ;) rozmówcą i człowiekiem. A także (co również dziwne, pamiętając z jakiego miasta pochodzi ;) szalenie skromnym. Ujął mnie, stwierdzając zanim zaczął czytać, że nie wie co tu robi (jako Artysta) i że to pewnie jakiś żart Adama, ale skoro został zaproszony, to nie wypadało nie przyjść :)
Bezet bardzo życzliwie odnosi się do wszystkich ludzi i jest to szczere, autentyczne.
Jedyne co miałem Jemu za złe, to to, że podrywał mi Agnes ;)

Daniel (Piaszczyk) - zupełnie inaczej sobie wyobrażałem Daniela ;) okazał się dużo młodszy, bardziej imprezowy i towarzyski. Podczas występu Artystów, dbał o akompaniament, otwieraną bądź kładzioną puszką Żywca ;)
Jako, że przez większość czasu adorował Anaztazję, porozmawiać mieliśmy okazję dopiero w akademiku, w łóżkach o 3 nad ranem ;)
Wreszcie się dowiedziałem, dlaczego przestał lubić moje wiersze ;)
Zapamiętam go jako wesołka, który ma swoje zdanie i broni go z pasją.

Michał (Kowalówka, a.k.a. Miś) - Misia nawet nie próbowałem sobie wyobrażać. Ale i tak zaskoczyło mnie to jak wygląda :) Jak mi później powiedział, kiedy Bezet podziękował mi za zadane pytanie, wymieniając mój pseudonim Miś zaczął rozglądać się uważnie, ale nie mógł się mnie dopatrzeć. Później miał bystry plan (podchodzić do każdego faceta, raczej młodego i pytać:Coolt?), niestety jednak z niego zrezygnował ;) Poznaliśmy się w przerwie, przy piwie.
W knajpowej części nocy, miałem okazję sporo z Misiem porozmawiać. Okazał się inteligentnym, sympatycznym kompanem. Śmialiśmy się przez 5 minut, kiedy Miś spytał mnie, zastrzegając że to głupie (bo z Wrocławia znał jedną osobę tylko) czy nie znam przypadkiem osoby o xywie Zimo, wtedy nie mogłem się powstrzymać i parsknąłem śmiechem, bo Zimo to mój bardzo dobry qmpel, którego znam od 11 lat ;)
Ależ ten świat mały...

* - podczas Nocy było jeszcze wiele interesujących osób, które zapadły mi w pamięć, ale jako że nie miałem okazji z nimi porozmawiać, więc nie będę się dzielić swoim pierwszym wrażeniem, bo zapewne i tak jest mylne ;)

P.S. to że wypowiadam się o ww. osobach pozytywnie, nie wynika z mojego zamiłowania do TWA, podlizywania się czy czegoś podobnego... po prostu lubię ludzi, mam do nich pozytywne usposobienie i ktoś naprawdę musi mi się narazić żebym przestał go lubić

P.S. P.S. zachęcam innych uczestników, do stworzenia podobnej Galerii Postaci :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie BeZet, D.P., M.K.! W Waszych ostatnich postach widzę jakby kontynuację wątków Trzecionocnych. Proszę, żeby nie przerodziła się w dominację. Bo już chciałam dodać recenzję p.t. "okiem prowadzącego", ale w warunkach takiej rozbieżności wątków ostatnich od wątku centralnego nie wypada mi... Pozdrawiam Wytrzymałych. Ja nie wiem, czy wytrzymam :)

m.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



(Pani) Marto! :))))
Ponieważ nie było Cię czas jakiś, to może nie zauważyłaś, że obyczaje trochę spsiały. Obserwuję mojego psa codziennie na spacerze. Nazywa się to znaczeniem terenu - w ten sposób czuje się ważniejszy, może patrzeć z góry na inne łażące kundle. Co nie znaczy, że nie próbuje włazić na "rączki' w obliczu poważnego psa na przeciwko :)
To "oko prowadzącej" (na marginesie dodam: urocze ;) bardzo by wszystkich zainteresowało, ja mogę się domyślać "emocji" (to i owo widziałem), ale publiczność ma obraz tylko sceny nastrojowo oświetlonej.
Naprawdę ciekaw jestem!
pzdr. b
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • spotkało się zimno i deszcz   a ja ja rowerem do pracy trochę daleko czterdzieści kilometrów ufam że…   spojrzenie w górę rozmowa z... nie lubię znajomości czasami jednak...   cuda  się zdarzają  wystarczy wierzyć ruszam samochód zostaje w garażu   11.2024 andrew Czy zmoknę…
    • @Jacek_Suchowicz Super bajka Miło zasnąłem    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...