Wtorek
... czyli dwójka, ale to nadal początek
tygodnia - wyplata się codzienność
i nie w każdej dziurze obecności znajdę
radość. Trudno o nią, gdy pakuje się ostatnie
odzienie tylko po to, żeby je spopielić,
a taką ładną garsonkę miała... wiem,
to nie jest śmieszne.
W ostatnim czasie milion razy było mi
nieśmiesznie - tak dla równowagi,
żeby kurze łapki nie stały się stopami Yeti.
Za oknami poszum zimy, mglisto,
nic nie skrzypi, poza moimi kośćmi
i starą sofą, na której nijak się poturlać.
A jednak turlam się - im więcej spraw, tym
więcej słońca we mnie, w oczach uśmiech,
gdy na zaśnieżonych autach, niczym mała
dziewczynka, robiłam rysunki, nawet kruki
je podziwiały, dlatego nagarniam słowa...
przecież jutro... może mnie już nie być.
styczeń, 2025