nie daliśmy się całkiem zabić
no i porwał nas
prąd strumieniowy historii
nad krainę z mchu i paproci
gdzie wbiliśmy palce w ziemię
jak bagnety w burzę wrześniową
kruchy
akt własności
niebo
niezmiennie głuche
na ludzkie wołanie
przykryło wszystko wokół
anielskim pierzem
wszystko
oprócz tego
co zalega nam w głowach
a chmury
niczym siwe wrony
wpadają w źrenice
i świdrują wietrznym śpiewem
germańscy bogowie
znów będą toczyć bitwy
ostatnia
deska ratunku
święta woda roztopu