Nad miastem stadem grzmotów
Stubarwnych stratowanym,
Przy brzozach obalonych,
Dachówkach rozsypanych.
Nad szkoły rumowiskiem
(O kształcie gołoborza),
Tam, gdzie szpital się zmienił
W strzępiastych gruzów morze.
Nad minionym osiedlem
(O linii ekspresyjnej),
Gdzie wielkość oraz małość
We wspólnej śpią mogile.
Tam, gdzie pod turnią murów
Drobny ślad się urywa,
A ceglana jaskinia
Zgaszoną młodość skrywa.
Tam, gdzie szkielet teatru
W formie dziwnego wzgórza
I niby bryłki lodu
Wspomnienie po marmurze.
Tam, gdzie wodospad iskier
Z igieł szklanych potokiem
Zjednoczył się świetliście
(To historii wyroki)
Tam, gdzie kamienic licznych
Docześnie kruche szczątki
W mgły szatę przyodziały
Ciche niebiańskie prządki
I tam, gdzie wiele losów
Wielo – brakiem się stało,
Gdzie kruchość się złączyła
Piaskowca – z dłonią małą,
Tam, gdzie przestrzeń na tysiąc
Pękła fragmentów złotych,
Została garść popiołu
I okruszek tęsknoty,
Gdzie w rubinowo – sine
Upiorne nieistnienie
Zmienił się wybuch rudy,
Krew, ból – i przerażenie.
I nad serc wielu grobem
Pod kościołem zburzonym
W żałobnej sukni czuwa
Maria od zaginionych.
Jej dłonie tulą zgasłe
Życia miękko, troskliwie
I opatrują ziemi
Zranienia litościwie.
Ten bandaż z chmur zesłany
O barwie niewinności
Okrywa srebrzystością
Garść bezimiennych kości.