Nie mam już siły do ciebie!
Patrzysz znów na mnie złowrogo,
mrużysz zielone oczyska.
Kogo chcesz zabić, no kogo?!
Uciekasz myślą przede mną,
słowem jak mieczem wojujesz.
A jednak sam na sam ze mną,
niezmiennie dobrze się czujesz.
By znowu leżąc w pościeli
karcić mnie, rugać i szydzić.
Jak można tak bardzo kochać,
by potem znów nienawidzić?
Żadnym ci wrogiem nie jestem,
czemu mnie kąsasz jak żmija?
Mówisz, że świat cię nie kocha,
czyja to wina, no czyja?!
Odejdź i zostaw mnie samą,
jeśli potrafisz — na zawsze.
Bez ciebie znów będę damą
i życie będzie łaskawsze.
Ale ty odejść nie możesz
litujesz się, potem wkurzasz.
Miłością gorzką, bezpańską
raz trujesz a raz odurzasz.
Dzisiaj wyrzucę lustra,
Może przestaniesz się gapić.
Znowu się zacznę uśmiechać,
potem pójdziemy się napić...