Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

 

Anna była pracowita i ambitna. Zaraz po studiach dostała dobrą pracę. Żyła oszczędnie i, z pomocą rodziny, rozpoczęła budowę niewielkiego domu na obrzeżach miasta. Po 3 latach domek był gotowy i się do niego wprowadziła. W wieku 34 lat znalazła partnera, za którego wyszła za mąż. Nie mieli dzieci,  oboje woleli prowadzić wygodne życie, a może były też inne powody, o których nie chciała mówić. Po siedmiu latach małżeństwa, Krzysztof, bo tak miał na imię małżonek, poprosił Annę, żeby go zameldowała. Do tej pory był zameldowany u mamy, ale ta zamierzała mieszkanie sprzedać i do tego potrzebne było wymeldowanie syna. Ku jego zaskoczeniu, żona poinformowała go, że dom zbudowała sama i nikogo w nim meldować nie będzie, a sprawę braku meldunku Krzysztof musi sam rozwiązać.

 

A teraz, jak  myślicie, jaki był finał tej historii?

Opublikowano

Zameldowała go tymczasowo. On się z nią rozwiódł i zamieszkał z ukochaną na piętrze domu, który właścicielka musiała po rozwodzie podzielić na pół.

Dlatego lepiej nie brać ślubu albo podpisać intercyzę. 

Może ktoś napisze inny scenariusz, ale hasztag autentyk nie wróży dobrego rozwiązania.

Pozdrawiam.

Opublikowano

No, jak go poinformowała, że nie zamierza nikogo meldować... 

 

1. Rozwiódł się z nią. Ale to byłoby banalne i proste...

 

2. Rozwiódł się z nią i wtedy ona zgodziła się go zameldować na czas określony (tylko nie wiem, czy taka opcja jest możliwa:))

 

3. A może się nie rozwiedli tylko on wymeldowawszy się od mamy mieszkał u żony bez meldunku - jako bezdomny :);)

 

Nie wiem jakie są możliwości prawne, wiem tylko że nie ma chyba teraz musu meldowania? Tylko zgłoszenie zamieszkania.

 

Tak czy siak ciekawa historia:)

 

(Bo chyba jej nie zamordował?;))

 

 

Opublikowano

Rozwiązanie czyli finał.

 

Po odmówienia zameldowania własnego męża w domu, który Anna wybudowała przed ślubem (do oznaczało, że nie był on wspólną własnością) Krzysztof potraktował to , jak okazanie braku zaufania i poczuł się upokorzony przez żonę. Wyprowadził się następnego dnia i złożył pozew rozwodowy , który nie zawierał żadnych roszczeń finansowych, także do przedmiotów, jakie zakupił z własnych pieniędzy. Dzieci nie mieli, więc rozwód był formalnością. 
Pokazanie braku zaufania okazało się decydujące, a w takiej sytuacji wygodne życie nie było wystarczającym argumentem dla męża, żeby zostać. Czy to oznacza brak miłości, niekoniecznie, bo podejrzliwość i ambicje, a więc emocje, bywałą silniejsze, czasem od miłości i rozsądku razem wziętych.

 

Dzięki za Wasz udział.
 

Opublikowano

Czekałam na zakończenie tej historii z zapartym tchem, a okazała się banalna. Poza tym byłam bardzo blisko rozwiązania, tzn On rozwiódł się z Nią, bo uraziła jego męską dumę.

 

Jednak mam kilka uwag:

Po pierwsze, dlaczego matka chciała go wymeldować? Argument sprzedaży mieszkania jest głupi, bo przecież nie poszła pod most, tylko kupiła inne mieszkanie, w którym mogła zameldować syna.

Po drugie, dlaczego po sprzedaży mieszkania matki nie zdecydowali o zakupie dwóch kawalerek?

Po trzecie, dlaczego to Ona obarczana jest winą za rozwód?

Widocznie kobieta czegoś się obawiała, prawo i tak stało po jej stronie a meldunek (nadal obowiązkowy) nie jest równoznaczny z aktem własności do nieruchomości.

 

A gdyby sytuacja się odwróciła i to On nie chciałby zameldować Jej, to byłaby jego wina, że jest materialistą i nie kocha żony?

 

 

Opublikowano

@piąteprzezdziesiąte Zacznijmy od spraw formalnych. W Polsce istnieje obowiązek meldunkowy, ale prawo nie przewiduje kary za brak meldunku.  Tak więc można sprzedać mieszkanie, z niego się przedtem wymeldować (nikt nie kupi mieszkania z lokatorem) i czekać bezterminowo na następne zameldowanie. Niemniej jednak mieszkając z żoną, mąż miał prawo przypuszczać, że żona i (jedyna) właścicielka dopełni prostej formalności i własnego męża, który z nią mieszka, w nim zamelduje. Odmowa, niczym nieuzasadniona,  spowodowała zapewne szok i poczucie braki elementarnego zaufania ze strony własnej żony. Zameldowanie nie ma żadnego wpływu na własność nieruchomości, ponieważ została zbudowana / kupiona przed ślubem i nie wchodzi z skład wspólnego majątku. 

Nikt nie twierdzi, że wina jest żony. Widać jest osobą nieufną i do męża zaufania za grosz nie miała. Trudno dzielić życie w takiej sytuacji;

Pozdrawiam

Opublikowano

@Marek.zak1  7 lat ...kawał czasu . Decyzja że mieszkać będą u "niej" zapewne była dla "niej" oczywista... dom własnych rąk.... Ego i kobieca pewność siebie ...do "wiśni na torcie" zabrakło jej męża którego chyba za pana nikt trochę miała .

 7 lat ma tu ogromne znaczenie w tym czasie "on" jeśli nie dom to może mieszkanie brałby pod uwagę mieć własne..

Opublikowano

@Marek.zak1

Przedstawiona przez Ciebie fabuła ma bardzo, bardzo, i jeszcze raz, bardzo ogólny zarys.

 

Bezdzietne małżeństwo z siedmioletnim stażem na pewno nie ma już klapek na oczach, jak jest na początku, więc jeśli prośba któreś ze stron nie została spełniona, to mogłaby być to konsekwencja wcześniejszych wydarzeń.

Kobiety są bardzo uczuciowe, bo zadbała o to matka natura, więc jeśli małżonek/partner, choć raz zawiedzie nasze zaufanie, to pomimo głębokich uczuć, jesteśmy bardziej ostrożne. 

 

I dalej w to nie brnę, bo gdybać można nieskończenie długo, a to nie ma sensu.

Gdybyś miał w zanadrzu podobne historyjki, to chętnie poczytam.

Pozdrawiam.

 

Opublikowano

@piąteprzezdziesiąte

Ja też czytałem opis przytoczonej tu historii, a szczegółów na temat ich życia nie było, oprócz tego, że prowadzili zgodne i wygodne życie,  oboje dobrze zarabiali i sporo podróżowali. Nie było mowy o żadnym zawodzie z żadnej ze stron, stąd odmowa zameldowania była dla niego takim zaskoczeniem, a nawet szokiem. 

Przed wrzuceniem też dyskutowałem z moją i córką i wg nich, przyczyną był strach przed tym, że jak oni się ewentualnie rozstaną, co zawsze jest możliwe, on nie będzie chciał opuścić jej domu, a brak zameldowanie daje jej poczucie bezpieczeństwa, że wtedy będzie mogła go wtedy wyrzucić. Życie pokazało, że on odszedł, bo życie w charakterze podejrzewanego mu nie odpowiadało. 

Dzięki za wpis i pozdrawiam. 

@Domysły Tak 7 lat to dosyć długo, a pytanie, czy lepiej prowadzić fajne życie, jakie prowadzili, czy oszczędzać na mieszkanie kosztem jednak wyrzeczeń. Skoro jest gdzie mieszkać, a małżeństwo jednak zakłada trwałość, to po co drugie mieszkanie?  Sedno sprawy mz jest tutaj zaufanie, którego zabrakło, a to oznaczało i przeważnie oznacza koniec związku. Pozdrawiam.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena spoko, smacznego:)
    • @violetta daj spokój. nikogo nie szukam :)   też pójdę do restauracji. zjem stek z borowikami !
    • @Leszczym „To taka płynna medytacja!" Podobno najlepsze pomysły przychodzą gdzieś między drugim a trzecim piwem. Przed drugim - za mało odwagi. Po trzecim - za dużo pewności siebie i literówek. Poza tym to fakt - Hemingway pisał po whisky, Bukowski po wódce, więc dwa piwa to właściwie dieta pisarska! A ta agresja nad tekstem... znam to. Siedzisz, męczysz każde słowo, poprawiasz, wykreślasz, znowu wstawiasz, aż w końcu tekst się poddaje i umiera ze znużenia. A ty z nim. Pozdrawiam.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

         
    • @Migrena no niestety nie robię:) musisz sobie poszukać kogoś lepszego:)
    • Mój licznik żyć się wyczerpał. Musiałbym płacić słone sumy pieniędzy, by go nie tyle zregenerować co wzbudzić  w nim nikły płomyk nadziei. A fatum tylko na to czeka. By go stłumić w popiele. Spalić wszystkie próby wyjścia już na starcie. Zresztą musiałbym stanąć w prawdzie. Obnażony i przegrany. Bez pewności w głosie. Siląc się na spokój. Snuć opowieści jak z najgorszego koszmaru. Dla uszu, które są nieczułe na ból jednostki. Zagubionej wśród labiryntu świata,  którego nie sposób rozgryźć,  będąc dzieckiem gotyckiej nocy, dekadenckiej, alkoholowo-lekowej samotni. Być nie duszą, nie ciałem  a tchnieniem jedynie grozy. Mroźnym powiewem, wśród wilgnych i ciemnych korytarzy domów. Porzuconych i kalekich już od upływu wieków.     O północy opuszczam bar  i chwiejnym krokiem idę przez środek ulicy, pustej już i grobowo wręcz cichej,  jak me serce. Bez emocji, których okazywać mi nie przystoi. Ruszam ku stalowej konstrukcji mostu. Na jego wąskiej barierce nie muszę stawać  ani w prawdzie ani w kłamstwie. Przeciw sobie i bliźnim. Nie ma tu uszu, które nie potrafią zrozumieć, ani oczu które nie potrafią przestać oceniać. Jest tylko wezbrany nurt, zimnej jak trup. Zimowej rzeki. Niosącej w wirach kamyki i gałęzie  ku zatraceniu. Zapomniałbym w tej ostatniej minucie. Rozpiąłem gruby, wełniany, czarny płaszcz. Z malutkiej wewnętrznej kieszeni na piersi, wyjąłem nieduży skórzany portfel. Gotówkę i monety posłałem w nurt. Tak jakbym wrzucał drobne do fontanny. Nie muszę myśleć nad życzeniem. Ono się właśnie spełnia. Życzenie śmierci.      Drżącymi z zimna nie strachu palcami. Wyjąłem małe zawiniątko. Twoje zdjęcie. Urzekająco doskonałe. Jak portrety, które wyszły  spod Twej uświęconej, anielskiej dłoni. Zatknąłem zdjęcie w szparze jednej ze śrub. Nie umiałbym skoczyć z Tobą. Najpierw rano odnajdą tylko to zdjęcie  a może nie zwrócą uwagi. Przechodnie, kierowcy.  Ci wszyscy głupcy. Ślepcy. Nie skojarzą. Dopóki rzeka nie wyrzuci  wzdętego od rozkładu ciała. Gdzieś w gnilne, przybite do ziemi mokrym śniegiem szuwary. Lub zatrzyma się w lodowym zatorze,  pod konstrukcją kolejnego z mostów. Twarzą ku toni.     Może i Ty nieraz do tego czasu  jadąc tramwajem z uczelni  przez tłoczny most Anichkova. Tęsknym, zmęczonym wzrokiem,  spojrzysz w dół ku rzece. I wspomnisz czule tego przeklętego poetę, który nie zabiegał w życiu o nic  ponad Twe względy. Do diabła z rozsądkiem. Chciałabym wrócić do dni dawnych  i znów kochać i wybrać sercem. Pomyślisz, ostatni raz posyłając mu wdzięczny i ciepły uśmiech. Wtem trup z trudem drgnął i oparł się o krę. Nurt i wolne, ciężkie bryły wokół  obróciły go ku jezdni. Uniósł z wolna rękę  i machał aż czerwone cielsko tramwaju  nie zniknęło mu z oczu, skręcając ku kamienicom  na Newskim Prospekcie.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...