Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Historia edycji

Należy zauważyć, że wersje starsze niż 60 dni są czyszczone i nie będą tu wyświetlane
Natuskaa

Natuskaa

Zebrane w człowieku emocje, nakładane na skórę... są jak maska, jak oczekiwany efekt albo jak wyraz "smaku", który się gdzieś, kiedyś urodził i do dziś trzeba go sączyć mlaskając z aprobatą lub niezadowoleniem. Przechadzają się takie zbiory, wśród innych ludzi stanowiących inne zbiory, będąc dopełnieniem, nie zapraszanym, ani specjalnie potrzebnym. Ot, społeczeństwo się integruje, coś zabiera, coś daje - każdy jego element, jaki by nie był – naturalny czy naturalizowany, z podrasowaną maską czy wdechem...

Należy być czujnym, zawsze w gotowości, i oczywiście nie oceniać. A to akurat może być bardzo trudne. Patrzysz na kogoś i od razu w mózgu wysuwają ci się szufladki. Ta fryzura, oczy, buty, głos, zapach, sposób chodzenia... aż włącza się rozwiązanie – jak „...”, jak „...”. Z tego dookreślania rzadko wychodzi mieszanka iście Frankensteinowa, bo jednak coś przeważa. I zwykle nie wszystkie, ale dokładnie jedna szufladka wyjeżdża z impetem, jakby ją ktoś popychał od drugiej strony. Wypada z prowadnicy. Cała jej zawartość wysypuje się pod nogi i już zdaje się, nawet przypominasz sobie imię tej osoby, którą przecież pierwszy raz w życiu widzisz na oczy, a którą twój mózg już poznał lata temu, przynajmniej tak mu się zdaje...

Nie oceniać... zatrzymać się. Właśnie teraz sprawdzić dokładnie każdy element danego człowieka, sensownie zajmując swój umysł. To wszysko trwa tak długo, a przecież krótkie są spotkania z przypadkowymi przechodniami. Potem trzeba być zamyślonym... rozkładać na części człowieka, którego już nie ma na horyzoncie i jeszcze drugiego człowieka, którego już nie ma na horyzoncie znacznie dłużej. Pościągać z nich maski , żeby dotrzeć do źródła problemu. Nie czyjegoś, ale własnego. Zastanowić się - po co  przyszło takie przywołanie? Dlaczego właśnie dziś? Dlaczego właśnie teraz? Dlaczego...?

 

 

Natuskaa

Natuskaa

Zebrane w człowieku emocje, nakładane na skórę... są jak maska, jak oczekiwany efekt albo jak wyraz "smaku", który się gdzieś, kiedyś urodził i do dziś trzeba go sączyć mlaskając z aprobatą lub niezadowoleniem. Przechadzają się takie zbiory, wśród innych ludzi stanowiących inne zbiory, będąc dopełnieniem, nie zapraszanym, ani specjalnie potrzebnym. Ot, społeczeństwo się integruje, coś zabiera, coś daje - każdy jego element, jaki by nie był – naturalny czy naturalizowany, z podrasowaną maską czy wdechem...

Należy być czujnym, zawsze w gotowości, i oczywiście nie oceniać. A to akurat może być bardzo trudne. Patrzysz na kogoś i od razu w mózgu wysuwają ci się szufladki. Ta fryzura, oczy, buty, głos, zapach, sposób chodzenia... aż włącza się rozwiązanie – jak „...”, jak „...”. Z tego dookreślania rzadko wychodzi mieszanka iście Frankensteinowa, bo jednak coś przeważa. I zwykle nie wszystkie, ale dokładnie jedna szufladka wyjeżdża z impetem, jakby ją ktoś popychał od drugiej strony. Wypada z prowadnicy. Cała jej zawartość wysypuje się pod nogi i już zdaje się, nawet przypominasz sobie imię tej osoby, którą przecież pierwszy raz w życiu widzisz na oczy, a którą twój mózg już poznał lata temu, przynajmniej tak mu się zdaje...

Nie oceniać... zatrzymać się. Właśnie teraz sprawdzić dokładnie każdy element danego człowieka, sensownie zajmując swój umysł. To wszystko trwa tak długo, a przecież krótkie są spotkania z przypadkowymi przechodniami. Potem trzeba być zamyślonym... rozkładać na części człowieka, którego już nie ma na horyzoncie i jeszcze drugiego człowieka, którego już nie ma na horyzoncie znacznie dłużej. Wszystkie maski z nich pościągać, żeby dotrzeć do źródła problemu. Nie czyjegoś, ale własnego. Zastanowić się - po co  przyszło takie przywołanie? Dlaczego właśnie dziś? Dlaczego właśnie teraz? Dlaczego...?

 

 

Natuskaa

Natuskaa

Zebrane w człowieku emocje, nakładane na skórę... są jak maska, jak oczekiwany efekt albo jak wyraz "smaku", który się gdzieś, kiedyś urodził i do dziś trzeba go sączyć mlaskając z aprobatą lub niezadowoleniem. Przechadzają się takie zbiory, wśród innych ludzi stanowiących inne zbiory, będąc dopełnieniem, nie zapraszanym, ani specjalnie potrzebnym. Ot, społeczeństwo się integruje, coś zabiera, coś daje - każdy jego element, jaki by nie był – naturalny czy naturalizowany, z podrasowaną maską czy wdechem...

Należy być czujnym, zawsze w gotowości, i oczywiście nie oceniać. A to akurat może być bardzo trudne. Patrzysz na kogoś i od razu w mózgu wysuwają ci się szufladki. Ta fryzura, oczy, buty, głos, zapach, sposób chodzenia... aż włącza się rozwiązanie – jak „...”, jak „...”. Z tego dookreślania rzadko wychodzi mieszanka iście Frankensteinowa, bo jednak coś przeważa. I zwykle nie wszystkie, ale dokładnie jedna szufladka wyjeżdża z impetem, jakby ją ktoś popychał od drugiej strony. Wypada z prowadnicy. Cała jej zawartość wysypuje się pod nogi i już zdaje się, nawet przypominasz sobie imię tej osoby, którą przecież pierwszy raz w życiu widzisz na oczy, a którą twój mózg już poznał lata temu, przynajmniej tak mu się zdaje...

Nie oceniać... zatrzymać się. Właśnie teraz sprawdzić dokładnie każdy element danego człowieka, sensownie zajmując swój umysł. To wszystko trwa tak długo, a przecież krótkie są spotkania z przypadkowymi przechodniami. Potem trzeba być zamyślonym... rozkładać na części człowieka, którego już nie ma na horyzoncie i jeszcze drugiego człowieka, którego już nie ma na horyzoncie znacznie dłużej. Wszystkie maski z nich pościągać, żeby dotrzeć do źródła problemu. Nie czyjegoś, ale własnego. Zastanowić się - po co  przyszło takie przywołanie? Dlaczego właśnie dziś? Dlaczego właśnie teraz? Dlaczego...?

Natuskaa

Natuskaa

Zebrane w człowieku emocje, nakładane na skórę... są jak maska, jak oczekiwany efekt albo jak wyraz "smaku", który się gdzieś, kiedyś urodził i do dziś trzeba go sączyć mlaskając z aprobatą lub niezadowoleniem. Przechadzają się takie zbiory, wśród innych ludzi stanowiących inne zbiory, będąc dopełnieniem, nie zapraszanym, ani specjalnie potrzebnym. Ot, społeczeństwo się integruje, coś zabiera, coś daje - każdy jego element, jaki by nie był – naturalny czy naturalizowany, z podrasowaną maską czy wdechem...

Należy być czujnym, zawsze w gotowości, i oczywiście nie oceniać. A to akurat może być bardzo trudne. Patrzysz na kogoś i od razu w mózgu wysuwają ci się szufladki. Ta fryzura, oczy, buty, głos, zapach, sposób chodzenia... aż włącza się rozwiązanie – jak „...”, jak „..”. Z tego dookreślania rzadko wychodzi mieszanka iście Frankensteinowa, bo jednak coś przeważa. I zwykle nie wszystkie, ale dokładnie jedna szufladka wyjeżdża z impetem, jakby ją ktoś popychał od drugiej strony. Wypada z prowadnicy. Cała jej zawartość wysypuje się pod nogi i już nawet imię zdaję się sobie przypominasz tej osoby, którą przecież pierwszy raz w życiu widzisz na oczy, a którą twój mózg już poznał lata temu, przynajmniej tak mu się zdaje...

Nie oceniać... zatrzymać się. Właśnie teraz sprawdzić dokładnie każdy element danego człowieka, sensownie zajmując swój umysł. To wszystko trwa tak długo, a przecież krótkie są spotkania z przypadkowymi przechodniami. Potem trzeba być zamyślonym... rozkładać na części człowieka, którego już nie ma na horyzoncie i jeszcze drugiego człowieka, którego już nie ma na horyzoncie znacznie dłużej. Wszystkie maski z nich pościągać, żeby dotrzeć do źródła problemu, nie czyjegoś problemu, ale własnego problemu, Zastanowić się - po co  przyszło takie przywołanie? Dlaczego właśnie dziś? Dlaczego właśnie teraz? Dlaczego...?



×
×
  • Dodaj nową pozycję...