Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

tamtego zmierzchu szum stał się za głośny

orkan przywiał z sobą każdy bolesny odgłos

który ktoś kiedyś nagrał lub opisał

poszepty konających co usypiają

były zaledwie tłem dla tych

co rozdzierali się nad nimi w rozpaczy

widzę w oknie jak drzewa jak bloki

uginają się od niemożebnej wichury

uginają się od drgań z tych gardeł

dziś okno jak ostatni spektakl na Ziemi

te poszepty te łkania były w oddali

zawieszone pod ciemno pochmurnym niebem

gdzieś eksplozje napalmu jak kotły w operze

a na podwórku na czarnych zgniłych liściach

tańczą plaski ciosów ze stękami boleści

oberka wokół ryków zarzynanej świni

 

napór na bębenki był coraz cięższy

nie dałem rady dłużej tego słuchać

ominąłem plamę czyjejś krwi w przedpokoju

zamknąłem mieszkanie rzuciłem klucz za okno

zbiegłem klatką do piwnicy

 

i tu już jest lepiej

siedzę sobie w zmurszałym kącie

przytulnie osaczony koło trutki na szczury

szum był z powrotem jak przed orkanem

taki do przeżycia

tu nie razi nie dusi słońce

tu mnie nawet nie przewieje zimą

nie ma tu żadnego okna dlatego

nie ma tu prawie żadnego problemu

 

tylko że słychać dalej w oddali

słabiej lecz wciąż słychać te wszystkie zgrozy

ostatni wzdech łkanie wybuch za wybuchem

i bijący z bitą przewalają się nade mną

nie wiem czy są kondygnację wyżej

czy kotłują się już w mojej kuchni

czy jedno chce drugie zatłuc na miejscu

na trawniku pod moim blokiem

ale słyszę ich huki i warki

i ja sam warczę na nich z dołu

bo szamoczą się z sobą za blisko mnie

naruszają mój mir domowy

warczę bo nie chcę ich dłużej słyszeć

a świni co by sobie jeszcze pożyła

za to nie słyszę już w ogóle

ona teraz zamknięta w puszcze

peklowana popiołami czyjegoś domu i ostoi

marynowana czyimiś łzami i limfą

pomielona razem z chrząstkami i skórą

ona konserwą która mnie tu żywi

zajadam ją i zagryzam sucharami

bo nie mam za bardzo innego wyboru

 

 

słyszę jak ktoś puka do drzwi

coś puka do żelaznych pancernych drzwi

to stuka taboret noszony falą brudnej wody

o Jezu nareszcie mam gości

i to nie jakiegoś podleca czy idiotę

odwiedza mnie ostatnia powódź na Ziemi

podświadomie czekałem na nią jasny i gotowy

Morze Karaibskie struga krwi mocz mojego psa

parowały powoli by zmieszać się w płynnej orgii

parowały by spaść ostatni raz na ziemię

z tym co zostało z lodowców Grenlandii

i załatwić od ręki każdy z kłopotów

Pierwszego Drugiego i Trzeciego Świata

brunatna fala wdziera się do środka

razem z wszystkim co zdarła z powierzchni ziemi

razem z moimi pancernymi wrotami

a ja wzruszony witam się z falą

rozwieram ramiona na oścież

i tymże krzyżem leżąc unoszę się na wodzie

 

pode mną w brunacie śmieci i gnijący topielcy

a jednak woda pachnie rześkim deszczykiem

wreszcie nie słychać tamtej masakry

bo naokoło mnie śmieci i gnijący topielcy

topielcami ci przed których głosami uciekłem

już nie ma komu krzyczeć płakać rzęzić

jestem ostatni

unoszę się więc słodko bezwładny i wzruszony

aż woda wypiera mnie do końca

zderza mnie twarzą ze ścianą nade mną

pierwszy i ostatni raz całuję się z sufitem

odchodzę z czarną pleśnią i porostami w ustach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Gosława Jest w tym wierszu autentyczność, szorstkość i piękno. Super.
    • Nie spodziewała się. Nie spodziewała się, i to absolutnie całkowicie - bądź też całkowicie absolutnie - że jej uczucie do niego przetrwa. Pomimo tego, że do chwili, kiedy zyskała pewność odnośnie do swoich doń uczuć, upłynął już długi czas - ponad rok. Ponad dwanaście miesięcy od chwili, kiedy nie dotrzymała danego mu słowa i znikła bez wyjaśnienia - zamiast przyjechać tak, jak obiecała.    Myślała o nim przez cały ten czas, to prawda. I było jej głupio przed samą sobą z powodu wtedy podjętej pod wpływem chwilowego impulsu decyzji. Było głupio nawet pomimo faktu, że przeżyta po aktórych krajach południowo-wschodniej i zachodniej Europy, a dokładniej po Grecji, Holandii, Słowenii, Albanii oraz Włoszech, w jaką wybrała się za namową bliskiej koleżanki i wraz z nią, była ekscytująca.  Chociaż zarazem fizycznie wyczerpująca - szczególnie na Rodos i w Atenach - przy sześciodniowym tygodniu pracy w tamtejszym upale, a jeszcze bardziej przy wylewnej emocjonalności mieszkańców.     - Od wspólnych z nim chwil - pomyślała po raz kolejny, słysząc znów po raz kolejny i znów od wspólnych znajomych - minął już tak długi czas. To naprawdę ponad rok, określiła trzema słowami tę kilkunastomiesieczną prawdę. Może przyjdzie, skoro dowiedział się, że wróciłam do pracy do miejsca, w którym poznaliśmy się, zamienić chociaż kilka słów. Chociaż przywitać się. Chociaż spojrzeć. Chciałabym - nie, nie chciałabym: chcę - go zobaczyć. Chcę usłyszeć. Chcę ujrzeć w jego oczach te chęci i te zamiary, o których wtedy zapewniał. Chcę usłyszeć w jego głosie te uczucia, które wtedy poczułam. I przed którymi...     - Wybaczysz mi? - pomyślałam po raz następny, nadal przepełniona wątpliwościami. - Nie wiem, czy ja sama wybaczyłabym ci, gdybyś to ty mnie zostawił.     Przyszedł.     - Chodź, poprzeszkadzam ci w pracy - powiedział jakby nigdy nic, z tym swoim - ale już nie takim samym - lekkim uśmiechem. Serce zabiło mi dwuznacznie. Z jednej strony radośnie na jego widok, z drugiej aspokojnie na widok tego, że uśmiecha się inaczej niż wtedy. Aspokojnie na tak właśnie odczutą świadomość, że on jest już innym człowiekiem. Że zmienił się, podobnie jak ja.     - Dajcie nam trochę czasu - zakończyłam swoją opowieść szefowej prośbą o dodatkową przerwę. - Odlicz mi ją - poprosiłam wiedząc doskonale, że to zrobi.     Usiedliśmy.     - Chcesz wrócić? - zaczął bez ogródek. - Jeśli tak, to pamiętaj: jeden błąd i po nas - nacisnął mnie spojrzeniem i tonem. Udałam całkowity spokój.     - Pozwól, że opowiem ci, co wydarzyło się u mnie przez ten czas - włożyłam awidocznie wysiłek, aby mój głos zabrzmiał swobodnie. I pierwsze, i drugie udanie wyszło mi łatwiej, niż sądziłam.     - Jestem już inną dziewczyną niż wtedy - uznałam wewnętrznie. - Na pewno mnie chcesz? - spytałam go niemo kolejnym spojrzeniem.     - Kontynuuj opowieść - poprosił, dodawszy "proszę" po krótkim odstępie. Poczułam, że celowo.     Opowiadałam, a on słuchał.    -  Muszę to wszystko poukładać - powiedziałam na zakończenie. - Sam teraz już wiesz, że to skomplikowane.     - Pomogę ci we wszystkim, w czym tylko będę mógł - obiecał.     Spojrzałam na niego, uśmiechając się. Do niego i do swoich uczuć.    - Bardzo cię lubię - zapewniłam go. - Ale małymi kroczkami będzie najlepiej...               *     *     *      Dwa dni później przysłał mi zdjęcie białego anturium w doniczce.      Gdańsk - Warszawa, 25. Października 2025   
    • @Gosława dodam jeszcze, i w taki elektryzujący pierwiastek, kobiecy :))))) 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Dekaos Dondi ...przeczyć nie trzeba, gdyż jako drewno, cal za calem, stanie się wkrótce w piecu opałem.   Pozdrawiam z uśmiechem 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...