Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Składasz się z ciągłych powtórzeń


Rekomendowane odpowiedzi

Czy ty mnie trochę… Czy ty mnie, choć trochę… Powiedz… Albowiem jakieś to wszystko

milczące. Utopione w piskliwej ciszy.

 

Czy ty mnie… -- już nic? Już niczego nie żądasz, nie pragniesz...

 

Jakie to wszystko chropowate.

Mosiężne klamki pokryte

zielonkawym nalotem.

 

Ściany pokryte kurzem, pyłem przeszłego czasu. Obrazy. Podłogowa klepka…

Świece dopalają się na lastrykowych parapetach. I drżą w nerwowych podmuchach nocy.

W echach pustych pokojów

 

W długiej amfiladzie wejść i wyjść. W przedpokojach…

 

Tak tutaj jakoś w tej nieustannej metamorfozie snów.

W tym kłębowisku oczekiwań i majaków.

Enigmatycznych symboli. W tych okrytych zasłonami gestach…

 

Ktoś tam stoi.

Albo coś.

Przyczajone…

 

W podmuchach wiatru jedynie czeluść nieujarzmiona. I nic. Jedynie nic. Albowiem nic…

Więc, co takiego przymila się do mnie poprzez skrzydlate cienie? I próbuje wskrzeszać ulotne

chwile?

 

Poprzez nawoływania w pustym domu...

 

Moje?

Nie

moje?

 

Niczyje…

 

Deszcz bije o szyby dużymi kroplami.

 

Rozpryskuje się na rozmazanej częściowo masce klauna, kiedy wystawiam do nieba

zatarte w połowie,

umalowane na czerwono usta.

 

Rozbawione do szczętu. Do tej błazeńskiej przesady. Ten uśmiech już przemijający, w który wiatr

napływa ciepły.

 

Skrzypią kasztany,

strzeliste topole.

Szeleszczą jak w gorączce trawy gładzone niecielesną dłonią…

 

Kiedy coś się przeinacza

w tym szmerze,

w gorącym oddechu.

 

W rozognionej

rzeczywistości

tętniącej ogniem kwiatów.

 

W sześcianach powietrza…

W nieskończonych wariacjach na ten sam temat.

 

*

 

Gdzieś idę nocą. Idę ulicą. Znowu idę. Wiecznie.

I wiecznie mi tęskno do ciebie.

W pełnej melancholii uciekam od siebie.

 

Zapuszczam się w szum samochodów,

goniąc nie wiadomo dokąd. W świetle latarni. W nocy dżdżystej.

 

Ciepłej,

bądź

księżycowej.

 

Trzymam ciebie w ramionach.

Poprzez próżnię

dotykam twojej twarzy.

 

Nie czuję jej,

lecz widzę,

ale tak jakby przez szybę.

 

W smugach mijających reflektorów.

W lśnieniach i błyskach.

I w jakiejś zdefragmentowanej formie.

W ułamkach umykającej wciąż całości.

 

W spływających kroplach padającego deszczu.

W zniknieniach i zjawach. W ciągłych powtórzeniach…

 

(Włodzimierz Zastawniak, 2024-08-31)

 

 

Edytowane przez Arsis (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Weź mnie za rękę

      ja wezmę Ciebie za usta

       

      Nasze rozmowy jak promy na rzece

      będą między brzegami pływać

      Dostarczając myśli między głowami

       

      Pójdziemy polnym szlakiem

      w upale i cykaniu polnych stworzeń

      Będziemy cieszyć się ciepłem naszych westchnień

       

      Poczekamy tam na kocu

      na wieczór, a komary będą naszymi przyjaciółmi

      Bo cóż ból może wyrządzić rozkoszy obcowania ze sobą?

       

      I rozpalimy ognisko by noc była nam

      jasną latarnią dla pragnień oglądania naszych ciał

      Byśmy słowa te wszystkie zamienili w czyn

       

      Później zaśniemy...

       

      Śnić będziemy o czystym powietrzu na tej ziemi

      O słabym, spokojnym, cichym, przyjemnym zachodnim wietrze

      Rześkim powiewie beztroskiego umysłu

       

      Śnić będziemy o dniach odnowy naszych ślubów

      naszego przyrzeczenia pierwszego razu,

      Gdy powiedzieliśmy te 3 słowa wyrażające wszystko

       

      O ochłodzie trudów realizujących nasze marzenia

      wodą odpoczynku w gorącej wannie spełnionych pragnień

      Rozlanych na naszych ciałach, niczym biel czystości jedynej

       

      By zasnąć w tym śnie ponownie

       

      By już śnić o tym czego ręką naszą dokonamy

      w chwilach dni następnych..

       

      Lecz szybko się ockniemy, skoczymy dwa poziomy wyżej.

       

      Ponieważ

      Tu nie ma incepcji, nikt nie zaszczepi Tobie ani mi nieczułości wobec piękna i siły.

      Tu nie ma incepcji, nikt nie zaszczepi Tobie ani mi zwątpienia w dalsze losy, które ukujemy sobie choćby żelazną pięścią manipulacji, podstępu, iluzji

      Nie sprzedając swej duszy.

      Nie kupująć słów głupców.

       

      Lecz wtedy gdy już będziemy świadomi

      I przekroczymy most świtu dzielący ciemność od światła

      By narodzić się ponownie dla chwały wieczności dnia

       

      Anonimowo pójdziemy krętą aleją pozapominanych myśli, idei

      Przypominając sobie tych, którzy wciąż trzymali nas w niepewności

      i w zwątpieniu, w nagości zagubionego, rozczarowanego umysłu, nie pojmującego skali zła

      By po cichu znów cierpieć ale już nie tak

      Już nie tak..

       

      I znów obudzimy się w środku dnia ale już nie ze snu czy iluzji

      Obudzę Cię swoim duchem, bo przecież dotknąć Cię nie mogę

      Ponieważ Ty jesteś duchem.

       

      Ty, Konstantynopolitańczykiewiczówna.

       

      To imię jest długie lecz wybrzmiewać będzie przez wieczność i nigdy nie zagaśnie jego donośne echo pomiędzy gwiazdami

      Ponieważ świecisz najjaśniej, jesteś synonimem czystości i dobra, zabita w roku 1453, żyjąc 20 lat: zgwałcona i przebita mieczem.

      Spalili Twój dom, spalili młyn, którym karmiłaś swoje spracowane nieskalane ciało.

      Spalili złote łany na wzgórzach Twojego szlachetnego pochodzenia.

      Porzucili Twoje ciało na polnej drodze.

       

      Katarzyno, teraz pozostało tylko jedno.

       

      Nienawiśc i zemsta.

       

      Edytowane przez Duch7millenium (wyświetl historię edycji)
  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...