Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

jestem kimś kim nie jestem

zlepieńcem ,nie litą skałą

kiedy to się stało?

gdy trudne wybory przestały być łatwe

gdy pojawiło się „ dlaczego” i „ale”

życie chce zmierzać do końca

a ja chcę wrócić do początku

 

 

 

 

Opublikowano

@Stracony

Mnie się to samo marzy.

I powiem Ci na pocieszenie, że nawet poczyniłem w tym kierunku pewne kroki do przodu, a jednocześnie do tyłu, po kole czasu, gdzie początek spotyka się z końcem.

 

I tak nieuchronnie wrócimy tam skąd przyszliśmy.

 

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Właśnie to jest ten moment.

 

W sumie to wszyscy tacy jesteśmy. Inaczej się nie da.

Tylko warto wiedzieć co jest nasze, a co nie.
To wystarcza.

Opublikowano

@Adaś Marek Raczej nieciekawa norma naszej wędrówki przez życie :) Film fantastyczny i zasługuje abym go obejrzał kolejny raz.Dziękuję za przypomnienie i za odwiedziny, pozdrawiam.

@befana_di_campi Ciekawy temat na osobiste rozważania lub na rozmowę z przyjacielem.W jakimś stopniu to się tutaj dzieje.Miło,że odwiedzasz.Miłego dnia:)

Opublikowano

@agfkaW młodości podejmowałem decyzje jak w "Alchemiku".To sztuka odczytywania znaków,powołania, odwagi podążania za swoim skarbem.To fantastycznie tak żyć,jednak nic nie może wiecznie trwać :) Pozdrowienia

@Nata_Kruk Wiesz ,że ze spokojną głowę, tak ja mam tylko z kościele. Teraz to sobie uświadamiam jak napisałaś o tym.Przyroda/natura też dobrze działa ,ale nigdy nie tak.Są wrażenia estetyczne,ale gdzieś przebija przez to kwestia drapieżnik- ofiara i to burzy spokój. W kościele wszystko jest na swoim miejscu i wszystko się zgadza, nie ma zgrzytów.Lubię więc tam kontemplować.Hmm nie Stracony? Dobre. W myśl tego co napisałem wcześniej mogę dodać,że aby się narodzić ,to trzeba najpierw dla samego siebie umrzeć.Może coś w tym jest.Dzięki za pozdrowienia i wzajemnie.

ps. tutaj jest wielu bardzo wrażliwych osób, więc też można zebrać myśli i porozmawiać tym samym językiem

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

... bardzo dużo tego.. "coś".. w tym jest.

Co do kontemplacji, każde miejsce, w którym osoba ma chwilę dla siebie samej i dobrze jej tam, jest dobre.

Na łonie natury też może to być miłe, do tego zieleń. ona koi. Tak myślę... :)

 

ps. zostawiaj po znakach interpunkcyjnych.. jedną pauzę... bo "zlewa się" wszystko.

Dobrych chwil życzę.

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...