Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

@Rafael Marius bardzo dogadzają, spontaniczna kuchnia,  dużo z własnego ogródka:) w sumie fajne smaki:) jadłam też humus z makiem i prażonym sezamem, też pyszne:) świeże pomidory i ogórki do tego:) twarożek ze szczypiorkiem i rzodkiewką:) taka letnia kuchnia:) dzisiaj na deser miałam makową panienkę, czyli małe pierożki z makiem, miodem i migdałami:) łapie łącze w kilku miejscach, nauczyłam się :)

@Rafael Marius takie mam podjadanki w ciągu dnia, zanim zjem obiad:) sama zrywam :) muszę uważać, żeby ślimaka nie zjeść, bo jest ich pełno:)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ja też w takie miejsce przez 15 lat jeździłem na Mierzei Wiślanej, tyle że wtedy była tam jeszcze prawdziwa wieś, taka jakiej teraz już nigdzie nie ma.
Ono mieli wszystkie zwierzęta, jakie wtedy hodowano.

To zdecydowanie były najmilsze chwile mojego życia.

Bardzo fajni ludzie tam jeździli. Znaliśmy się od bobaska.  Niektórzy jeżdżą nadal już trzecie pokolenie.
 

Rozumiem. To dość kłopotliwe.

 

Ślimaki lubią wilgoć to nad morzem dobrze się czują.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Tak samo jak w mojej miejscowości. Żadnego rolnictwa i stałych mieszkańców. Tylko łąki, zalewane wodą. Bardzo unikalny teren pod  ścisłą ochroną.
Uruchomiają domy w czerwcu i zamykają na początku września. Tam nie ma nawet ogrzewania, cudzoziemców też
 

Nikt się nie wciśnie. Są wieczne rezerwacje. Jak ktoś rezygnuje, to przekazuje znajomym, a gospodarze też preferują stałych klientów. Jest jak w rodzinie. Cała miejscowość to 5 pokoi i 3 domki kempingowe. Wszyscy się znają od lat. Zero alkoholu, żadnych sklepów. Ludzie chcą mieć spokój.
Jest zakaz budowania czegokolwiek. Nawet namiotu nie rozbijesz, bo zaraz przyjdzie leśniczy i pogoni.

 

Przyjeżdżają tacy jak moja mama, która codziennie przez 8 godzin spotykała się z klientami, wieczorami w restauracjach i dużo wyjazdów zagranicznych. To miała dosyć ludzi i szukała ciszy i samotności.
I wszyscy inni też tacy byli, zatem mieli wspólny cel... święty spokój.

Dzieciaki oczywiście bawiły się razem, prawie same dziewczynki, bo tak bocian przyniósł. A  jeden tam co roku przylatywał.

 

Było bardzo drogo jak na tamte czasy
Cena z góry ustalona na poziomie średniej krajowej od osoby na miesiąc. Płatne przelewem do końca stycznia, całość kwoty i to tylko za miejsce w pokoju, a jedzenie to już we własnym zakresie.
Najpierw było na miejscu bardzo dobre, a potem zaczął się kryzys gospodarczy i trzeba było kombinować samemu, złowić rybę w zalewie lub znaleźć coś w lesie. Wyprawa do najbliższego sklepu zajmowała pół dnia, 12 km w obie strony plus wielogodzinna kolejka być może za niczym, bo akurat wszystko wykupili.
Część rzeczy wysyłaliśmy wcześniej pocztą z Warszawy, bo inaczej to by człowiek z głodu umarł.

 

W tym przysiółku nie było nawet telefonu, ani jednego. Prąd też często wyłączali, bo linia była przeciążona. Na szczęście gospodarz znał się na tym i sam naprawiał. Ludzie potrafili radzić sobie samemu.
Mimo tego nie zamieniłbym tego miejsca na żadne inne przez 15 lat mojego dzieciństwa. Podobnie jak wszyscy inni, którzy tam jeździli.

 

Były dwa wejścia nad morze jedno dla tekstylnych, a drugie dla naturystów. My wybieraliśmy to drugie, choć dużo dłuższa droga przez rezerwat z mnóstwem grzybów, jagód, borówek, żurawin. Tam prawie nie było ludzi, więc nikt nie zbierał. Dostępne w każdych ilościach, nie do przejedzenia.
Z tego wejścia korzystały tylko 3-4 rodziny, prawie same panie zresztą, a do najbliższych innych ludzi było 1km w jedną stronę, 2-3 km w drugą. Można powiedzieć prywatna plaża dla samych swoich.

 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Na forum nie będę pisał  z wiadomych względów, nie chce jej lansować.
Wyślę Ci dokładne info na prv.

 

Mogę jedynie napisać iż cała Mierzeja Wiślana objęta jest parkiem krajobrazowym, w którym obowiązuje zakaz zabudowy poza wyznaczonymi terenami.
Ludzi dużo jest tylko w Krynicy Morskiej i Kątach Rybackich. W reszcie wiosek nie ma masowej turystyki. Większość Mierzei jest niezabudowana, nie ma zejść nad morze zatem tam plaże są puste. Czasem ktoś przejdzie ze spacerujących i to wszystko.

 

Obecnie sytuację zmienił przekop, który zniszczył część pięknego terenu rezerwatu. Zrobili to chyba w najbardziej wartościowym miejscu.

Nie wiem jak tam teraz jest.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@Rafael MariusNiezapomniane czasy! Pamiętam, gdy mieszkaliśmy we Wrocławiu, były to lata 60-te i 70-te ubiegłego wieku, wojny na kamienie, procę na kamienie i procę na druciane haczyki (tak, to było niebezpieczne, można było stracić oko) lecz taka była wówczas rzeczywistość. W zasadzie panował pokój pomiędzy różnymi podwórkami, lecz jak to w życiu bywa, małe nieporozumienia pomiędzy jednostkami tworzyły takie wojny. Pozdrawiam!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

To mamy zbiór wspólny w latach 70tych.
Też miałem takie proce, szczególnie te na haczyki były skuteczne.

Ciało się drut buchnięty na jakiejś budowie, wyginało i pocisk był gotowy.

Choć siła rażenia zależała przede wszystkim od gumki., Jeśli ktoś miał taką brązową tak zwaną techniczną, to rzeczywiście miał potężne narzędzie zbrodni.
Większość zadowalała się taką od majtek.
Choć żeby komuś krzywda się stała to nie pamiętam.
"Żołnierz strzela, a Bóg kule nosi"

 

Z nami to raczej nikt nie zaczynał, 6 bloków po 2000 ludzi w każdym odstraszało skutecznie, chyba że jakieś porachunki gangów, ale to już nie ja.

 

Owszem, zatem dziękuję za pamięć i serduszko.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@Rafael MariusW poszukiwaniu lepszego życia, moja rodzicielka (Niech Wieczny Pokój ma jej dusza), wędrowała po Polsce z trójką dzieci, aż wreszcie zakorzeniliśmy się w Warszawie. 
Wrocław i kilka innych miasteczek i wreszcie zagranica. Zapyta ktoś, to gdzie jestem sercem - odpowiedź brzmi po prostu wszędzie, jako obywatel świata, chyba tak można to nazwać. 
Podróże kształcą, chociaż są różne rodzaje podróży, takie relaksowe i te losowe. 
Losy ludzkie są niezbadane, potrafią przekierunkowac plany człowieka dość szybko, to chyba przeznaczenie.

Tak Rafaelu, zapewne sporo mamy wspólnego z tamtych czasów. Pamiętam w Warszawie był taki okres, gdy ulicą rządziła subkultura Gitowców, lata 70 -  zeszłego stulecia.
Całkiem odmienne wspomniena, niż tamte Wrocławskie z lat 60 i 70 co nie oznacza, że chuliganów brakowało.

 

 

Opublikowano

@Wiesław J.K.

Tak ja pamiętam kiedyś mi opowiadałeś.

W Warszawie o ile pamiętam mieszkaliście na Grochowie, a w tym rejonie gitludzi nie brakowało.

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Ja się załapałem na samą końcówkę tej subkultury, choć de facto to nie była subkultura, oni wyłonili się z grypsery więziennej. Zresztą wielu z nich było po wyrokach.
Ja znałem dość dobrze ich przywódcę z naszego osiedla od piaskownicy prawie, był parę lat starszy.
Mieli wytatuowaną taką charakterystyczną piątkę kropek jak na kostce do gry.
To oznaczało " więzień w więzieniu".
On też siedział w poprawczaku stąd to miał.
Zresztą zdiagnozowany psychopata, ale miał swoich ulubieńców i wypadło na mnie.
Do rany przyłóż, poszedł by za mną w ogień. Nie wiem czemu....

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Był sobie pewien poeta, ogólnie znany z imienia i nazwiska oraz kilku innych spraw i radził sobie w życiu nawet lepiej niż doskonale. A każdym razie na to wyglądało właśnie i być może nawet wbrew pozorom. Tymczasem jego wiersze nie radziły sobie z życiem wcale a wcale. A w każdym razie wyglądało, że tak jest, zwłaszcza jak to się mówi na pierwszy rzut oka i przy pierwszym czytaniu. W świecie coraz lepszych śladów ta niezgodność była coraz bardziej widoczna, bo teraz i być może w przeciwieństwie do przedwczoraj dużo więcej widać i słychać i inne różne takie najprzeróżniejsze. Ogólnie chyba – jak to się mawia – więcej wiadomo, co jest jednak dyskusyjną tezą, od której znajdziesz mnóstwo wyjątków. Zresztą zdaje się, że tych wyjątków tylko przybywa, a nie ubywa, ale to temat na inną historię, dodam tylko, że równie ironiczną i sarkastyczną i inne takie tym podobne. Cóż, czytelnicy w przeciwieństwie do lat mocno poprzednich z tym faktem fantem musieli się bardziej zmierzyć, co bywało i wygodne i niewygodne, czasem do tego wręcz jednocześnie. Wygląda na to, że wcześniej nie mieliby podobnych problemów, albo relatywnie mniejsze. Zresztą poeta im tłumaczył, że on tylko odwraca uwagę, ale oni, ani nie czytali, ani nie słuchali go zbyt uważnie, bo przecież mieli na swoich głowach multum własnych spraw, notabene niejednokrotnie jeszcze trudniejszych do wyjaśnienia. Gdzie jeszcze przepiękniej nie idzie czegokolwiek ustalić. Gdzie piękno i gdzie ciekawość to jedno, a gdzie prawda i kłamstwo to drugie. Gdzie forma, a gdzie istota to trzecie. Natura, sztuczność, rola, zawód to chyba już po dziesiąte, albo i lepiej, albo i jeszcze lepiej... Właściwie autor niniejszego wcale się sobie nie dziwi, że kończy każde zdanie kropką, bo po prostu jest w kropce. Zresztą bardzo możliwe, że zawsze był, a nawet będzie przez czas dłuższy niż do określenia, czy do opisania.    Warszawa – Stegny, 14.04.2025r.
    • @Leszczym Zgadzam się, to nie jest bajka, moim zamysłem nie bylo jej napisanie.
    • W pałacu mieszka para bywają królem i królową.   Na ścianach są ozdobne linie. Wyrysowane są rośliny - często czterolistne koniczyny. Nie braknie morskich muszli…   Zamek ma trzy baszty i dwanaście okrągłych okien…   Gdy przybywa słoneczny rycerz, podnoszą zwodzone mosty.          
    • "Najniebezpieczniejsza jest pora, gdy nic się nie dzieje, nic nie boli i nic nie dokucza. Gdy wszystko toczy się nurtem spokojnym, a sprawy dojrzewają z wiosenną ufnością." Rajmund Kalicki "Dziennik nieobyczajny" wieczór nacechowany płynnością linii, jakby go Luigi Colani zaprojektował. łagodne daje mi w kość. ech, czuję, że przeciąga się w środku, z hurgotem w stawach, puchate i wszystkookie zwierzątko intelektualne, sapacz-gryźca, co wykatulał się z chmur, by mnie rozleniwić. rozanielić. nawet blask słoneczny jest jakiś porowaty. nic, tylko leżeć i się przejmować. czymkolwiek. rozdrapywać zabliźnione. a może: otrząsanie się z zapyziałości. mentalnej. oto stoję przed dębową biblioteczką szczelnie wypełnioną tomami. wszelkie problemy ogniskują się w ich zawartości. grzeszek w koronkach, szpetne przekleństwo podniesione do rangi sztuki wysokiej. opisy takie, że aż można za nie przynoblić. i mały ja, schłostany wiechetkiem pokrzyw, ostrym językiem prześmiewcy. nieumiejący czytać, a więc bronić się przed jadem paszkwili, głuchą i głupią tkanką plotek. jeden sukinsyn z mojej wiochy, w ramach zemsty, bo nie chcę z nim więcej pić ani ćpać, rozpuszcza famę, że jestem pedałem (nie mylić z gejem). powinienem się tym przejąć, co najmniej zwyzywać idiotę. a mi się pisze powieść "Niewzajemne". poczciwość to welurowy czołg, który przejeżdża mi po głowie. obłęd.      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...