Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Są w pamięci dopóki żyją ci, którzy się na nich bawili.
Jednak gdy odejdą pozostaną tylko w tekstach takich jak ten i nielicznych zdjęciach.

Mało kto myślał o tym, by fotografować coś tak oczywistego jak własne podwórko, przecież w umyśle dziecka ono zawsze było obecne.
Nikt nie przewidywał, że może go kiedyś zabraknąć.

Ja miałem pierwszy aparat w wieku 7 lat. Rodzice fotografowali, wywoływali samodzielnie w łazience. Zdjęcia suszyły się na sznurkach do prania nad wanną.
Jednak nikomu nie przyszło do głowy, by fotografować własną okolicę.
Robiłem zdjęcia z wycieczek.

 

Dziękuję za odwiedziny i serduszko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dziękuję za miły komentarz i serduszko.
 

Też tak pomyślałem, dzieci wtedy bawiły się w wyliczanki na podwórkach.
Ja też.
 

To mnie cieszy, że do młodszych też trafia.
A peel to ja. Wszystko autentyczne z moich doświadczeń i obserwacji, bardzo typowe dla podwórkowych dzieci, których dziś już nie ma.
A szkoda.
Psycholodzy dziecięcy wzdychają do tych czasów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Rzeczy oczywiste i powszednie warto uwieczniać. Ja od siedmiu lat nie miałam możliwości (choć chciałam), ale gdzieś w połowie podstawówki zabrałam w końcu aparat po ojcu do naprawy i wtedy zaczęłam przygodę z fotografią. Te czarno białe, robione smieną, są dziś moimi ważnymi pamiątkami.

 

Miłej niedzieli życzę :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nie moje nie tyle przez wiek (chociaż jakoś ultrastara nie jestem :)) co miejsce zamieszkania

(dosyć długo mieszkałam na obrzeżach miasta, w domku jednorodzinnym, a Twój wiersz jest jednak bardziej blokowiskowy) i względne domatorstwo, choć pewnie i inne czynniki należałoby wziąć pod uwagę :) 

Poważnie? :) Jakoś nie natknęłam się na artykuł na ten temat, 

ale skoro tak piszesz... Chociaż.... co prawda trafia do mnie Twój sentymentalizm

(ale i trochę się śmieję, bo to brzmi odrobinę jak seria memów - kiedyś to byli czasy - teraz nie ma czasów :)

to jednak kminię sobie jeszcze, że te kiedysiejsze podwórka i dzieciaki mogły takie być, bo... nie było aż tak niebezpiecznie, jak obecnie :)

 

Deo

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Teraz też tak robię odkąd się cyfra pojawiła.
Jak się ma aparat samodzielny, czy w smartfonie to można robić zdjęć ile się chce bez żadnych dodatkowych kosztów.
Natomiast wtedy ludzie fotografowali tylko to co było niezwykłe, gdyż każde zdjęcie kosztowało.
Otoczenie mało się zmieniało. Jak już wybudowali nowe osiedle na gruzach zburzonej Warszawy, to stało tak przez lata. Co najwyżej ząb czasu nadgryzł jakiś obiekt, a jak się coś  przewróciło to leżało, nikt nie dbał by uprzątnąć. Drzewa, latarnie spoczywały na ziemi, a dzieci bawiły się na nich.
Wszechobecna dekadencja przez całą moją młodość nie zachęcała do zapisu na kliszy.

 

 

Ja też miałem smienkę po cioci, jako mój drugi aparat. Pierwszym był ami, średnioformatowy sprzęt dziecięcy z negatywem o wymiarach 6x6. Dzięki temu robił lepsze zdjęcia, ale znacznie droższe. Poza tym te szpulki były trudne do kupienia, stąd przesiadka na mały obrazek.

 

 

Wzajemnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Tak rozumiem, dzieci z jednorodzinnych nie miały podwórek. Tak było wszędzie.
Zupełnie inne życie, na pewno spokojniejsze. Jednak podwórka uczyły pewnych umiejętności społecznych, radzenia sobie w niebezpiecznych sytuacjach, wytrzymałości na stres i ból.

 


Zdecydowanie blokowiskowy. U nas było 6 ogromnych bloków, każdy po około 2000 mieszkańców. W większości młode małżeństwa z małymi dziećmi.  Wtedy było większe zagęszczenie. Dużo nas. Każdy funkcjonował w jakiejś swojej enklawie towarzyskiej. Nie sposób było wszystkich znać.

 

 

To jest związane z neurologicznym potwierdzeniem hipotezy o oknach rozwoju, jakieś dwa lata temu.
Są środowiska, które próbują reaktywacji podwórek dla dobra swoich dzieci. Sprawa dość świeża, ze 30 lat minie zanim przebije się do szerokiej opinii społecznej.

 

 

Jeśli chodzi o moje osiedle to myślę że obiektywny stopień bezpieczeństwa wzrósł obecnie co najmniej stu krotnie. To co się zmieniło to informacja. Teraz media nagłaśniają to co złe i każdy przypadek przemocy wobec nieletnich rozdmuchiwany jest na całą okolicę.

Wtedy było dokładnie na odwrót. Cenzura czuwała nad wszystkim. W socjalistycznym państwie dobrobytu musiało być idealnie, pod każdym względem, niestety tylko w środkach masowego przekazu.
W rzeczywistości przemoc była czymś powszechnym, uważanym za normalne i nikt się tym nie przejmował.
Młodzi załatwiali swoje sprawy między sobą, a dorośli nie mieli prawa o tym wiedzieć.
W wierszu wspomniałem o tym tylko jednym słowem "bójki", bo nie ma potrzeby więcej.

Z drugiej strony była też solidarność i samoobrona. Szkoła nie potrzebowała żadnej zewnętrznej ochrony, bo pilnowali jej uczniowie ze starszych klas. Nikt obcy nie miał prawa do niej wejść. Podobnie  było na podwórku starsi pilnowali młodszych przed zewnętrznymi zagrożeniami.
Zatem bezpieczeństwo zależało tylko od nas samych, na ile będziemy w stanie się zorganizować. Braterstwo broni.

Obecnie jest obojętność, znieczulica i indywidualizm. Każdego obchodzi tylko czubek własnego nosa i dlatego nawet niewielkie zagrożenie może być niebezpieczne.
Wtedy każdy chłopak z ferajny umiał się dobrze bić, używać noża. Ćwiczyliśmy to tysiące godzin od malucha. Nikt nam na naszym terenie nie podskoczył.
Zgodnie z regułą. Chcesz mieć pokój, szykuj się do wojny.

Ona mówi tak naprawdę o równowadze. Chodzi o to, by żadna ze stron nie uzyskała znaczącej przewagi.
Niestety obecnie w naszym kraju ten balans jest zachwiany na korzyść przestępców.
Młodzież nie potrafi się obronić, nie jest wyćwiczona w codziennych bojach podwórkowych, wydelikacona.
Nie na darmo zwą ich pokoleniem płatków śniegu.

Mam na osiedlu, szkołę, przedszkole i wielki plac zabaw. Obserwuje ich na co dzień. W porównaniu z nami to aniołki.
Dzieje się tak dlatego, że ich agresja przeniosła się do internetu (są na to badania). Tam wyrównują swoje rachunki, oczywiście bez opieki dorosłych. To jest ich dzisiejsze podwórko, realizacja potrzeby samodzielnego decydowania o własnym życiu, zabawy bez kontroli.

Niestety badania również pokazują, iż umiejętności społecznych nie można ćwiczyć w internecie.
Zatem nasuwa się odwieczne pytanie....
Co z nich wyrośnie?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Dziękuję bardzo za miłe wrażenia i serduszko.

 

 

Ja również. Szczególnie, że niezmiennie na nim mieszkam.
Bardzo wypiękniało od tego czasu. Niestety bawią się na nim tylko maluszki, pod opieką dorosłych.
Reszta siedzi w szkole, w domu lub na dodatkowych zajęciach.
A podwórka przeniosły się do internetu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Pewnie tak. Moje kompetencje miękkie są nienajlepsze, czuję to.

I brak miejskiego podwórka mógł się też do tego nieco przyczynić. 

A to bardzo ciekawe, dzięki, że o tym wspominasz, jak będę miała czas i chęci, 

to temat zgłębię. 

I tu z jednej strony przyznam Ci rację, ale... ta informacja (o której zresztą sam piszesz w kontekście sieci) to broń obosieczna. Z jednej strony może pomagać wykrywać sprawców przemocy i zagrożenia, co pozwala zwiększać bezpieczeństwo, z drugiej zaś może być narzędziem przemocy lub ko-przemocy. W czasach "podwórkowych" nikt by nie wrzucił czyjegoś nagiego zdjęcia z szyderczymi podpisami do Internetu, bo po prostu nie było takiej możliwości. 

A teraz takie rzeczy się zdarzają. Poza tym, kiedyś np. ruch uliczny był mniejszy. 

 

Szkoda, bardzo szkoda. Tylko czy na pewno tak jest w każdym przypadku, czy dotyczy to tylko np. rozmów 1:1 na czacie? Czy takie portale jak ten, jednak kompetencje społeczne użytkowników mogą podnieść? Ja mam wrażenie, że tak, że mój sposób wyrażania myśli (odkąd jestem na tym portalu) - zyskał :) Ale może to tylko moje wrażenie :)

Bo na żywo jednak hamują mnie nieśmiałość, introwersja i zaburzenia ze spektrum autyzmu. 

Ale dosyć już o mnie ;)

A tutaj napiszę tak... Znam parę tzw. Zetek, czyli osób należących do pokolenia Z,

urodzonych w latach 1996-2010 i owszem, różnią się od mojego pokolenia, nie są tak "zaprawieni w bojach", nakierowani na przetrwanie, zaangażowani w pracę, karierę i przyziemni. Często wrażliwi, lekkoduszni, wygodni i lekkomyślni. Nie mają też tak wielkiej potrzeby prywatności, bo dużo zdarzeń ze swojego życia upubliczniają, "szpiegowska technologia" towarzyszy im niemal od początku i pozwala czuć się bezpiecznie. Ale też w większym stopniu dbają o swoje zdrowie (zwłaszcza psychiczne), są zawodowo elastyczni i nie tracą czasu na rzeczy, które ich niszczą i im nie służą. Mają umysły nakierowane na wolnościowe i przyszłościowe rozwiązania, są tolerancyjni :) 

I w związku z tym, ja ich jednak nie przekreślam :)) Wyrosną z nich ludzie :)

 

Deo

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Tak oczywiście, jak pisałem powyżej, przemoc przeniosła się do internetu i realizowana jest innymi środkami.
Nastolatki nie stały się aniołami, to tylko z pozoru tak dobrze wygląda. Na podwórku jest spokojnie, bo cała akcja dzieje się na komunikatorach i innych wynalazkach aktualnie modnych wśród młodzieży. A co oni tam robią tego dorośli nie wiedzą. To co jest ujawniane to tylko wierzchołek góry lodowej.
 

 

Był  mniejszy, ale za to kierowcy jeździli jak piraci, często gęsto pod wpływem alkoholu i znacznie przekraczając prędkość.
Każdy milicjant brał łapówki i można się było za niewielkie pieniądze wykręcić.
Ja jeździłem od 3 klasy podstawówki na rowerku po wszystkich ulicach w centrum Warszawy, zatem wiem jak było.

Wiele razy zostałem potrącony, ale  byłem chłopak bardzo sprawny. Potrafiłem przelecieć przez maskę samochodu i resztę na drugą stronę i inne wybicia wyczyniać. Kierowcy mieli trudne chwile.
Posiadałem super refleks najlepszy w szkole. Ja to wszystko widziałem jakby w zwolnionym tempie i miałem czas zareagować. Badali mnie nawet pod tym kontem w instytucie, jako cud natury.

A u nas w centrum stolicy kierowcy obecnie bardzo uważają, jeżdżą wolniutko i nie ma się czego bać. Pełna kultura na drodze jak nigdy dotąd.

 

 

Tutaj z psychologicznego punktu widzenia obecne są dwa czynniki. Pierwszy to arteterapia wynikająca z pisania wierszy,  publikowania i omawiania ich z innymi. Tego rodzaju metodę stosował mój wujek psychoterapeuta już w latach 70tych na grupach, które prowadził. Jest od lat praktykowana, sprawdzona i skuteczna. Wielu osobom pomogła.
Ja też takie grupy prowadziłem z dobrymi rezultatami.

Drugi czynnik to luźne rozmowy wokół wierszy, takie jakie my w tym momencie prowadzimy. I te mogą poprawić umiejętności społeczne, ale tylko w internecie. Na real to się nie przenosi. Jednak to jest prawda statystyczna, a tego rodzaju statystyki zawsze mają wyjątki choć, niezbyt liczne.

 

Zapewne ten pierwszy czynnik jest tu decydujący, czyli arteterapia.  
Zresztą nie tylko Tobie pomogło. Słyszałem to samo od kilku innych tutejszych osób również.
A ja też mógłbym się pod tym podpisać.

 

 

Tak to właśnie jest w większości przypadków, że trening w internecie nie daje rezultatów w realu.

Do tego są  okna rozwojowe, które pozwalają na rozwinięcie pewnych umiejętności tylko w określonym wieku. Potem okno się zamyka i klamka zapada na wieki.
Ale jednak pewne wyjście jest. Można się na pamięć nauczyć właściwych reakcji, na określone ludzkie zachowania i później w takiej samej sytuacji reagować prawidłowo.
Wiele osób autystycznych tak właśnie robi i jeśli opanują takich schematów setki lub nawet tysiące radzą sobie całkiem nieźle.

Niestety jest to dość męczące, bo cały czas trzeba się zastanawiać jak się właściwie zachować, podczas gdy inni potrafią to robić w naturalny i spontaniczny sposób bez żadnego wysiłku.

Podstawowym kryterium rozróżnienia między intro i i ekstra jest, to że introwertycy tracą energię w sytuacjach towarzyskich natomiast ekstrawertycy zachowują ją bez zmian lub nawet zyskują dodatkową.


Ekstrawertycy po prostu mają wyższe umiejętności społeczne, gdyż od małego dziecka je ćwiczą, tym samym stają się jeszcze bardziej swobodni. Taki samo wzmacniający się mechanizm.
U introwertyków jest odwrotnie. Od dziecka mają skłonność do bycia samemu. Nie ćwiczą wystarczająco umiejętności społecznych przez co stają się co raz bardziej introwertyczni.

Smutne to, ale trudno pomóc.
Ja zawsze w młodości starałem się wyciągać introwertyków do ludzi, czasem nawet na siłę, ale co ja jeden mogłem.
Reszty to nie obchodziło.
Fakt, że jednak wielu osobom pomogłem.

 

 

Możesz pisać ile chcesz. Ja chętnie przeczytam.

 

 

Ja też taki jestem. Choćby nawet na tym forum można sobie poczytać setki zdarzeń z mojego życiorysu i mojej rodziny rozsianych pod wieloma wierszami.

 

 

Ja też dbałem i dbam, choć u mnie to przede wszystkim wynika z wychowania w rodzinie, gdzie 4 osoby pracowały w psychobranży.

 

 

Ja też, ale również mam to z wychowania. Oboje rodzice tacy byli, może aż za bardzo.

 

 

Za to mają duży problem w nawiązywaniu głębszych relacji. Zupełnie tego tematu nie czują.
Często widzę jak parki z tego pokolenia umawiają się na randkę do parku.
Siedzą obok siebie na odległość 0,5 do 1 m i zamiast sobie w oczy, to patrzą w smartfon.
Powinni się przytulać i całować tak jak my.
Bez tego głębszej relacji w tym wieku nie będzie.
Nastolatkom potrzebne są emocje i sensoryka.

 

 

 

Edytowane przez Rafael Marius (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Rafael Marius

Najciekawsze w treści, którą z podobaniem dużym czytam, począwszy do samego końca; na nim pojawił się pierwszy czasownik, który dopełnia wszystkie wersy celną puentą-:)

 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Kraina wspomnień z dzieciństwa kartki

w pamięci kwiatach wyrwane lata.

 

To jest symetryczne! Mi się podoba.

 

Pozdrawiam cię!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Rozdział dziewiąty      Minęły wieki. Grunwaldzkim zwycięstwem i przejęciem ziem, wcześniej odebranych Rzeczypospolitej przez Zakon Krzyżacki, Władysław Jagiełło zapewnił sobie negocjacyjną przewagę w rozmowach ze szlachtą, dążącą - co z drugiej strony zrozumiałe - do uzyskania jak największego, najlepiej maksymalnego - wpływu na króla, a tym samym na podejmowane przez niego decyzje. Zapewnił ową przewagę także swoim potomkom, w wyniku czego pod koniec szesnastego stulecia Rzeczpospolita Siedmiorga Narodów: Polaków, Litwinów, Żmudzinów, Czechów, Słowaków, Węgrów oraz Rusinów sięgała tyleż daleko na południe, ileż na wschód, a swoimi wpływami politycznymi jeszcze dalej, aż ku Adriatykowi. Który to stan rzeczy z jej sąsiadów nie odpowiadał jedynie Germanom od zachodu, zmuszanym do posłuszeństwa przez księcia elektora Jaksę III, zasiadającego na tronie w Kopanicy. Południowym Słowianom sytuacja ta odpowiadała również, polscy bowiem królowie zapewniali im i prowadzonemu przez nich handlowi bezpieczeństwo od Turków. Chociaż konflikt z ostatnio wymienionymi był przewidywany, to jednak obecny sułtan, chociaż bardzo wojowniczy, nie zdobył się - jak dotąd - na naruszenie w jakikolwiek sposób władztwa i interesów Rzeczypospolitej. Co prawda, rzeszowi książęta czynili zakulisowe zabiegi, aby osłabić intrygami spoistość słowiańskiego imperium poprzez próbowanie podkreślania różnic kulturowych i budzenie  narodowych skłonności do samostanowienia, ale namiestnicy poszczególnych krain rozległego państwa nie dawali się zwieść. Przez co od czasu do czasu podnosił się krzyk, gdy po należytym przypieczeniu - lub tylko po odpowiednio długotrwałym poście w mało wygodnych lochach jednego z zamków - ten bądź tamten imć intrygant, spiskowiec albo szpieg dawał gardła pod toporem czy mieczem mistrza katowskiego rzemiosła.     Również początek wieku siedemnastego nie przyniósł jakiekolwiek zmiany na gorsze. Wielonarodowa monarchia oświecona, w której rozwój nauk społecznych służył utrzymywaniu obywatelskiej - nie tylko u braci szlacheckiej, ale także u mieszczan i chłopów - świadomości, kolejne już stulecie okazywała się odporna na zaodrzańskie wysiłki podejmowane w celu zmiany istniejącego porządku. W międzyczasie księcia Jaksę III zastąpił na tronie jego syn, Jaksa IV, pod którego rządami Rzeczpospolita przesunęła swoje wpływy dalej na zachód i na północ, ku Danii i ku Szwecji, zaczynając zamykać Bałtyk w politycznych objęciach, co jeszcze bardziej nie w smak było wspomnianym już książętom.     - Niedługo - sarkali - ten kraj będzie ośmiorga narodów, gdy Jaksa ożeni się z jedną z naszych księżniczek lub gdy nakaże mu to ich królik - umniejszali w zawistnych rozmowach majestat władcy, któremu w gruncie rzeczy podlegali. I którego wolę znosić musieli.     Toteż i znosili. Sarkając do czasu, gdy zniecierpliwiony Jaksa IV wziął przykład - rzecz jasna za cichym królewskim przyzwoleniem - przykład z Vlada Palownika, o którego postępowaniu z wrogami wyczytał niedawno z jednej z historycznych ksiąg... Cdn.      Voorhout, 24. Listopada 2024 
    • @Katie , ciekawie jest poczytać o tego typu uczuciach. A czy myślałaś o tym, żeby zrobić krótsze wersy? A może właśnie takie długie wersy spełniają jakąś funkcję w tym wierszu... .
    • Zostały nam sny Zostały nam łzy   Z poprzednich wcieleń   A prawda okazała się kłamstwem Zapisanym w pamiętniku   Tam głęboko gdzieś na strychu
    • Dziewczynie stojącej w szarych spodniach przy telefonie spadł przy rozmowie ze stopy... więzienny drewniak. Stuk było słychać sto kilometrów dalej.
    • Jakże prawdziwe. Ot, bardzo lubię grać w tenisa, a jak musiałem kogoś uczyć, trenować kogoś za kasę, to radości zero. Pewnie to nie o tym, ale sprawdza się właściwie wszędzie. Pozdrawiam. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...