Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Dla Elizy, będzie w sam raz...

 

Stary dworcowy kibel zawsze
Jest jak mekka dla bezdomnych meneli
Bo wystarczy ciepło i łatwo
Wypić stary mętny zakwas
Eliksir przebudzenia i ciemności

 

Ale na dworcu biją inwalidów
Służba SOK nie ma sumienia
Kopią na szybkie pokrzepienie
Spaceru w wolnej przestrzeni 
Przemrożonego lutego
Bezdomność ma smutne oczy
Zimowych bezdroży i miejskich umieralni

 

Tylko elixir - biały lub niebieski
Denaturat ekstremalnego
Oślepienia drobinkami
Światła zmartwychwstania
Lub świateł nadjeżdżajacego
Pociągu do niebytu
Wiedzie w stronę przeznaczenia

 

A moje sumienie każe mi 
Bronić szacunku dla upadku
Tych ciężkich trudów przetrwania
W ekstremach braku oddechu
I siły podnieść się z zakazanych pozycji
Dla cywilizowanego zaświatka
Tak mało cywilizacji w oczach prawa
I bezprawie za brakiem pozwolenia
I tak zwycięża - Bóg jednak nieżyje

 

Izby wytrzeźwień biją po głowie
Otwartą dłonią bez skruchy
Sine gęby są świadkami samosądu
W lusterkach porannych
Nie jeden pisał na wyrwanych
I zagubionych stronach
Amnezji wywołanej celowo
Morda nie szklanka - woła męstwo
Nikt niczego nie udowodni
Świadkowie mają status przedmiotów

 

Moje przygody bywają tragiczne
Taki mam zawód nieudacznika
Lubie być tam gdzie nie powinienem
Za kratami, tam gdzie biją i gdzie pije się 
Nektary upadłych królów
Czasem myślę, ze normalnie bym rzygał tym
Ale nie jestem normalny
Inaczej nie potrafię być sobą

 

Boję się czasem, że mój statek odpłynął
Pełen szczęśliwych ludzi
To raczej nie był Titanic
Choć i tak zawsze jest szansa wpaść
Na górę lodową prymitywizmu
Zostałem na brzegu żyć wśród srok 
Jak strach na wróble
Nie bronię kukurydzy ani pomidorów
A książki i gazety w kiosku żywota
Chociaż wolałbym jakby je kruki zadziobały
Bo mówią za dużo, za głęboko i za głośno
O śmierci i kataklizmach
Aż żyć nie ma kiedy i po co
Aż umieranie wydaje się całym życiem
A niby hop i już

 

Marzę o grobach niepobielanych
Pobielanych jest za dużo i wszędzie
O pamięci zamiast znicza
W niej życie ma więcej treści i serca
Czasem marzę ze po śmierci
Usłyszę jeszcze jakieś bicie serca
I Lacrimose Mozarta 
Ale nie pogardzę dla Elizy

 

W końcu jak juz widzisz wartość w gównie
Cieszysz się nim wkładając zapałki
Nazywając jężykiem
I wychodząc z nim na długie spacery

 

To cały świat wydaje się wartościowy
Jak trzysta miliardów w złocie
Nawet gdy gram dałby potężny orgazm
A sam widok wielkie zadowolenie

 

Tak, Dla Elizy wystarczy!

 

Autor:, Dawid Daniel Rzeszutek

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • - To ostatnie dni - popatrzył na kalendarz, skreślając zaległy - ostatni - Piątek i od razu bieżącą Sobotę. Mając świadomość tej prawdy bez zaglądania doń. - Czy przyjedziemy tu, pomyślał o Marcie i sobie. Na pewno tak, ale kiedy?     - To ostatnie dni i ostatni week-end - umysł podsunął mu kolejną myśl. - Marta miała rację mówiąc, że zleci. Zleciało. Chociaż blisko trzydzieści dni wydawało się długim czasem... I takim było. - Pierwszy raz jestem poza Polską tak długo, skonstatował.      - Jeszcze ten wieczór i sześć dni - pomyślał. - Ostatnia Niedziela tutaj, ostatni pełny dzień. W Poniedziałek rano wczesna pobudka i kilkugodzinna droga na lotnisko w Pekinie, aby zdążyć na samolot. Potem lot przez strefy czasowe do Wiednia z międzylądowaniem w Paryżu. Wtorek i Środa tam, żeby trochę odpocząć, zobaczyć  miejscową operę, o której przed laty wspominał azapomniany wielbiciel i znawca muzyki klasycznej, Bogusław Kaczyński. - W Czwartek będę już w Warszawie, Piątek na domowe sprawy. Trochę posprzątać w mieszkaniu po miesięcznej aobecności i spakować rzeczy przed spotkaniem z Martą. Przecież przed nami wspólny tydzień - rozpromienił się. - Dni w jej mieście. Rozmowy. Spacery. Kwiaty i wizyty w  kawiarniach i muzeach. Kto wie, może nawet pierwsza kłótnia? - zastanowił się. - W końcu na pewne sprawy mamy różne poglądy. Ale jedność zdań na siłę jest absolutnie bez sensu. O wiele bardziej istotne są szczerość i autentyczność.     - Rozmowy - podjął wewnętrzny dialog. - O tym, o czym jeszcze nie rozmawialiśmy. O tym, o czym teraz właśnie pora przyszła porozmawiać, kiedy już jesteśmy "My", a nie "Ty i ja".     - Obiecałem ci, Marto - zawrócił myślami do ich ostatniej rozmowy - że zmodyfikuję swoje plany, powzięte długo przed tym, gdy zaproponowałem bycie razem. Siedziałaś wtedy na kanapie w twoim salonie, pochylona w moją stronę, ja na podłodze przed tobą. Ująłem i trzymałem twoje dłonie, emocje zastygły ci twarz w oczekiwaniu, co powiem. Nigdy wcześniej miałaś ją tak napiętą. Wiem to na pewno...     - Wiem, że czekasz - znów uśmiechnął się do siebie i do swoich myśli. - Zleciało, miałaś rację. To jeszcze tylko kilka dni. Kilka i aż. Pekin, Paryż, Wiedeń, Warszawa. I Gdańsk, gdzie cię spotkałem wskutek zbiegu okoliczności. Gdańsk,w którym wszystko między nami się zaczęło.     - Życie uparcie wiedzie mnie nad morze - pomyślał.       Hua-Hin, 28. Czerwca 2025     
    • Dziwnie.  Mnie zatrzymała rama pośrodku. Pzdr 
    • O, ty dodaj do palindromu mord Nila pod jad, Odyto.  
    • Pięknie.  Daleko.     Pzdr.
    • A Noel; - E, maku korzec? - E, hece z roku kameleona.  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...