Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

O Pannie, Koziorożcu i Królewiczu


Rekomendowane odpowiedzi

 

Panna mieszkała w małej chatce, nieopodal lasu. A że była rezolutna i zaradna, to samotność jej nie przeszkadzała, w różnorakich czynnościach. Lecz od pewnego czasu, zaczęła przeszkadzać. Jednak los sprawił, że znalazła w krzakach Koziorożca, zaplątanego w gałęzie. Oswobodziła biedaka, który postanowił w ramach wdzięczności, zostać z nią. I tak czas wspólnie mijał, na tym i owym. Jednak panna coraz bardziej odczuwała brak. Pragnęła królewicza z bajki.

 

W tym samym czasie, przypadkowo znalazła w kuchni tajemniczą księgę. Pomiędzy przepisem na potrawkę z modliszek, a przepisem na chrupiący sernik z domków ślimaków, przeczytała instrukcję umożliwiającą spełnienie, tego konkretnego marzenia. Z treści wynikało, że tylko jednorożec sprawi, iż królewicz przybędzie, chcąc ją taką, jaką jest.

 

Podjęła bez zwłoki decyzję, w czasie, gdy zwierzak chodził swobodnie przed chatką, ciesząc wzrok otaczającą przyrodą, nie przeczuwając, co go spotka. Panna tymczasem wyszperała w szufladzie dmuchawkę oraz środek usypiający, zawarty w grocie strzałki. Wybiegła z chałupy i dmuchnęła prosto w zad, zdziwionego Koziorożca, który to natychmiast jęknął, padł i zasnął. Dlatego nie poczuł, że ktoś mu jeden róg odciął. W ten oto sposób, panna zyskała z Koziorożca, Jednorożca.

 

Gdy ów się zbudził, miał trudności z chodzeniem, gdyż go znosiło w jedną stronę. Panna w tym czasie siedziała na ławeczce, nieopodal chatki, powabnie wystawiając na słońce smukłą kibić. Nie musiała długo czekać. Z bajki wyłonił się królewicz, na śnieżno białym koniu. Już z oddali zobaczył Biołogłową i aż mu stanął, widok przed oczami. Gdy jednak przybył bliżej, by spojrzeć dokładnie, to szybko czmychnął w dal.

 

Jednak po chwili zauważył, że ma na nosie zapaćkane okulary. Zdjął je i zawrócił do Panny. Teraz była śliczna, tak śliczna, że aż koń pokazał zęby, sugerując uśmiech. Królewicz zaczął wyznawać dozgonną miłość, lecz jakieś uporczywe zgrzytanie, zakłócało oświadczyny. To koziorożec jednorożec, chodził bezpieczne wokół chatki, prawym rogiem w kierunku ściany i co chwila ją rypał, by się nie przewrócić.

 

Panna w połowie zrozumiała zalotnika i wyraziła zgodę, lecz nie była tak zakochana, jak przewidywała. W tym czasie królewicz znalazł następną księgę, gdzie było napisane, że bezrożny jednorożec, bardziej spełnia marzenie. Dlatego wespół dmuchnęli i go tym uśpili i drugi róg odcięli. Panna natychmiast zakrzyknęła wniebowzięta, tyś mój, tyś mój, tyś mój. Zwierzak nie zakrzyknął, ale za to zyskał, bo go nie znosiło w jedną stronę i mógł swobodniej chodzić.

 

Królewicz zabrał Pannę trzymającą rogi na konia i pojechali do królestwa, a obcięty biegł za nimi. Tam co prawda panowało bezkrólewie, bo stary król szaty zostawił na tronie i w te pędy abdykował, a wszyscy krzyczeli, że król jest nagi i niech sobie goły, gdzie tam chce biega. Poddani go nie szukali, bo jakoś nie dał się lubić.

 

Natomiast weselisko było huczne. Bal nad bale. Jadła, picia i swawoli, nie brakowało. W pewnej podano główne danie z byłego kiedyś, Koziorożca, nafaszerowane potrawką z modliszek i ślimaczych domków. Później przeinaczono zwykły bal, w bal maskowy, który trwał i trwał i się nie mógł skończyć.

 

A że Panna nie tylko młoda, lecz także figlarnie gibką była i jeszcze coś tam, to w końcu mężowi przyprawiła rogi, co wnet zaowocowało dalszymi zdarzeniami, a wiele bardów przez wieki całe, śpiewało o ich miłości, wspomnianych zdarzeniach i co z tego wynikło.

 
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Dekaos Dondi

   Twoje opowiadanie, zabawne co prawda i fajne w czytaniu

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

, iż tak to potocznie ujmę, jest chwilami astylistyczne. Do tego czasem "ucieka" Ci logika. Zobacz dla przykładu: "(...) przypadkowo znalazła w kuchni tajemniczą księgę (...)". Przypadek nie istnieje w ogóle, także w bajkach. A jeśli nawet w tych ostatnich tak, to czy rzeczona Panna nie wiedziała, co ma w kuchni?? I co to znaczy - tu przemieścimy się ku końcowi opowieści - że "(...) Panna (...) figlarnie gibką była (...)"? Co oznacza "(...) jeszcze coś tam (...)"? Precyzja jest istotna zarówno w słowach pisanych, jak i mówionych. Gdybyś do kogokolwiek, uważnie Cię słuchającego, wypowiedział owo "(...) jeszcze coś tam (...)", od razu zapytałby Cię, co dokładnie masz na myśli. Zaś wyraz "rypał", woniejący wulgaryzmem, ma znaczenie takie, jakie ma. Z tych powodów i dlatego też, iż jest on do przyjęcia w zbliżonej do niskokulturalnej mowie potocznej, wręcz nie wypada go stosować w tekstach pisanych. 

   Serdeczne pozdrowienia .

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Corleone 11 ↔Dzięki za dłuższe pochylenie nad tekstem mym. Jednakowoż tak po prostu lubię pisać. Taka przypadłość ma, w sytuacjach takowych, pisanych.  Czasami nie logicznie, absurdalnie itp. Mam jednak świadomość, iż nie wszystkim bodźców kulturalnych  przysporzyć to może. A jednak nie przystoi wyciąć obraz i zostawić samą ramę, w galerii wystawowej

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

:))↔Też pozdrawiam serdecznie:))

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Dekaos Dondi

   Bardzo proszę

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

. Powiadasz, że tak lubisz pisać? Uwierz, że polubisz pisanie - może nawet bardziej - gdy będzie ono bardziej logiczne, składne i bez dążenia do absurdu. 

   Dodam, że zaproponowałem "obraz trochę inaczej namalować", nie zaś po wycięciu "(...) zostawić samą ramę (...)". 

   Serdeczne pozdrowienia i dobranoc. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Corleone 11 ↔Dzięki za kolejne pochylenie.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Z tą metaforyczną ramą i obrazem, to raczej powinienem rzec o "przyprawie do pokarmu" co wzmacnia smak, ale nie każdemu smakuje, lecz nie aż tak, żeby miał od razu "wymiotować"

Czasami myśli i teksty me, nie są  zrozumiałe dla mnie, a co dopiero dla innych.

No ale w sumie nie narzekam:)

Pozdrawiam:))

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @beta_b Naprawdę bardzo ładny i pozytywny tekst. Podoba mi się, a im dalej, tym fajniejszy. 
    • spotkało się zimno i deszcz   a ja ja rowerem do pracy trochę daleko czterdzieści kilometrów ufam że…   spojrzenie w górę rozmowa z... nie lubię znajomości czasami jednak...   cuda  się zdarzają  wystarczy wierzyć ruszam samochód zostaje w garażu   11.2024 andrew Czy zmoknę…
    • @Jacek_Suchowicz Super bajka Miło zasnąłem    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...