Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

  • 1 miesiąc temu...
Opublikowano (edytowane)

Marek już napisał, ale to chyba szło tak:

 

Krytyk jest impotenta wierną fotografią

Obaj wiedzą jak trzeba, obaj nie potrafią

 

– Sztaudynger

 

Van Gogh jeden obraz w życiu sprzedał,

Peiper wydawał za swoje pieniądze, TWA Skamander tępiło i Jego i Leśmiana, Bach został na długo zapomniany, albo ja... Ludzi z czułym smakiem jest garstka, a uznanie zdobywa się poprzez picie wódki z kim trzeba...

Nie pozdrawiam, bo nie spodziewam się odpowiedzi.

 

A tutaj tylko Nefretete umie coś pisać teraz, może Dekaos, chyba tak, czasem, ale nie czytam Go. Był jeden autentyczny genjusz na innym forum, Unikat, ale zniknął – manja prześladowcza, "dlaczego tak go nienawidzę" rzekł, a wcześniej mówił był, że dzięki mnie zyskał wiarę w siebie...

Edytowane przez Olgierd Jaksztas (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

@Olgierd Jaksztas Sztaudynger jest boski :)

Tak, przytoczone przez Ciebie przykłady wiele mówią, zresztą jest tego cała masa. Wybitny nasz dramaturg Fredro zamilkł na wiele lat gdy zjechał go jakiś domorosły krytyk. Norwid wiadomo jak skończył. 

Nie chcę sugerować, że każdy krytyk jest do bani jednak wielu, zbyt wielu i zbyt łatwo odrzuca, bo tak mu się widzi.

Róbmy swoje - jak śpiewał Młynarski :)

 

 

 

Opublikowano

Prawda jest taka, że bez uzasadnionej krytyki nie byłoby też Wielkich Dzieł. Co też nie znaczy,

że na pewno i że to dzięki krytykom w ogóle są. :)

Ignacy Krasicki popełnił tę swoją mądrą i znaną wszystkim fraszkę o cnocie, też niekoniecznie

dla ujarzmienia krytyków, lecz bardziej, by na wszelki wypadek zapobiec różnorakim 'zapędom'

powodującym ową krytykę. Zwłaszcza jako mądry i dbający o czystość sumienia biskup, to chyba

najbardziej prawdopodobny powód.

   Natomiast jeśli chodzi o "nasze podwórko", bo pewnie po to był ten wątek, niektórym po prostu

brak odwagi, żeby chociaż napomknąć komuś o zwykłej literówce, więc tym bardziej nie powiedzą

o paskudnym '"byku", chociaż na sam jego widok aż mdli. :)

Bo po co się narażać koledze lub koleżance, a jeszcze się weźmie i cholera obrazi? A tak, dalej

będę fajna/ny, miła/ły i przyjemna/ny ;p

To, że autorowi dzieła taki byk chwały nie przynosi nie ma znaczenia (ale głównie dla tego,

co wiedział, ale nie powiedział), bo dla autora na pewno już ma. Portalowi literackiemu też

na pewno nie służy.

To może chociaż w prywatnej wiadomości warto napisać? Czy też nie?

Mnie akurat żadna krytyka wnosząca do tworu coś wartego przemyślenia nie przeszkadza,

 

tym bardziej jeśli ów "tfur" przemyca w sobie jakąś paskudną ortograficzną przekąskę.

Polecam się, jakby co 

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 

 

Opublikowano (edytowane)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

@jan_komułzykant :)

Masz rację Janku, krytyka konstruktywna mile widziana i potrzebna. Właściwie powinnam użyć w tytule 'krytykantów' :), bo o takich mi chodziło :). Krytykanci krytykują na zasadzie: nie, bo nie; to głupie, beznadziejne, dno, żenujące etc. bez merytorycznego uzasadnienia.

Uwagi Twoje chętnie przyjmę :) 

 

Edytowane przez iwonaroma (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

@Luca Jakiśtam czytałam Twój wpis przed edycją ale nie miałam możliwości odpowiedzieć. Chodzi o tego Peipera, do tego chciałam się odnieść. Tak, będąc samemu twórcą w danej dziedzinie jest się 'przy okazji' ekspertem. Taka krytyka ma sens. To tak jak mistrz w dziedzinie rzemieślnictwa. Przebył całą drogę, uczył się każdego etapu krok po kroku więc ma zarówno wiedzę jak i doświadczenie. Potrafi oceniać i jego krytyka jest cenna. 

Natomiast osoby, które nie znają danego procesu twórczego są tylko krytykantami, choć mianują się krytykami.

 

 

Opublikowano

@iwonaroma

Tak, dokładnie, akurat Peiper był filmowym dorywczo, bo to nie powinno być główne zajęcie, a nie miałem pod ręką przykładu krytyka ze swojego warsztatu, Leśmian pisał np. o Schulzu, ale to też był esej nie krytyka... Tak czy tak artykuły krytyczne aktywnego czy byłego twórcy w danej dziedzinie będą nie tylko mądrzejsze, ale i łaskawsze.

Opublikowano (edytowane)

@iwonaroma

A, osoba filmowa mówiła mi: Raczek kupiony przez Netflix chwali wszystkie ich produkcje (jeśli dokładnie pamiętam, ale chyba tak).

Raczek na sprzedaż! Ile, ile? Ha ha.

A Peiper uważał filmy nieme za lepsze, i ja po spojrzeniu na Alicję z 1915 i Nibelungi z 192 ileś, to kadry jak z innego świata, współczesne to śmiech na sali, tylko ludzie brzydko się ruszają...

Edytowane przez Luca Jakiśtam (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

@Luca Jakiśtam dokładnie. Żeby się o czymś wypowiadać trzeba to znać od podszewki.

 

 

Krytyka filmowa (negatywna i ad hoc) wzbudza we mnie najwięcej chyba sprzeciwu. Bo umówmy się, do napisania np.wiersza nie trzeba tak dużych nakładów wszelakich i zaangażowania tak wielu osób i środków jak w wytworzeniu filmu, by potem zjechać to jedną gwiazdką oceny i stekiem gorzkich/prześmiewczych słów. 

 

Opublikowano (edytowane)

@iwonaroma

Mnie nawet te jedne gwiazdki zachęcają ;)

Generalnie chyba należy popierać to, co jest swoiste i unikalne, zamiast równać do sztampy: np Masłowska, której czytałem tylko fragmenty ale były cudowne, jak przeprowadzić krytykę? Przecież tego nie było! Nie wiem, jak teraz, bo już mi się nie podoba z twarzy, czyli chyba sukces uderzył, ale początki jak najbardziej. Filmy to dramat, bezczelni spasieni producenci wyłączający prąd Żuławskiemu, by nie mógł nakręcić ostatniej, spinającej sceny Opętania... Śmiech i szyderstwo władzy – szmalu. I wiele innych takich, nie na każde nerwy...

Pozdrawiam :)

@iwonaroma

A Sam Neill miał biec po dachach w tym zakończeniu, jakie to byłoby piękne!!! (wolę biedz, jak coś, ale wtedy zdanie nie robiłoby wrażenia)

Edytowane przez Luca Jakiśtam (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@iwonaroma

A jeszcze śmiesznostka. Ośmiornicę z Opętania zrobił ten sam gość, co E.T. I On mówi: ze Spielbergiem dwa tygodnie pracowali my nad właściwym oświetleniem. Na co Żuławski: dwa tygodnie to akurat tyle, ile mam na nakręcenie całego filmu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...