Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

                     - dla Belli i dla A. 

 

   - Powiedziałaś, że będzie to, co chcę... - Yennefer z namysłem w głosie zwróciła się do Zuzanny, po czym obróciła ku mężowi.

   - Geralt- rzekła równie powoli - kim chciałbyś, aby z urodzenia było nasze dziecko? Dziewczynką czy chlopcem? 

   - Trudno mi tak szybko odrzec... - odparł wolno zapytany. - W swiecie, w którym żyjemy, czasem dziewczynki mają łatwiej, a  czasem chłopcy. Zależnie od wstępnych życiowych okoliczności: domu i miejsca, w w którym przyjdą na świat. Od rodziców, a więc od ich pozycji w miejscowej społeczności i w ogóle w społeczeństwie. Od ich majątku, mówiąc najprościej. Od talentów i od umiejętności. Oraz od przysłowiowego łutu szczęścia.   

  - Ale tak naprawdę coś takiego jak szczeście lub pech nie istnieje - zamiast Yennefer odpowiedziała mu Zuzanna. - Popatrz, Geralcie. Dusza, będąc w innym wymiarze, czyli w bezpośredniej obecności Absolutu, wybiera sobie i ustala, z najdrobniejszymi szczegółami, bieg i wydarzenia calego przyszłego, najbliższego czasowo życia. Każde słowo, każdą - nawet najmniejszą - okoliczność, jak potknięcie na drodze, skaleczenie przy naprawianiu obuwia, śniadanie lub jego brak danego dnia, czy wreszcie wszystkie osoby, które napotka w zbliżającym się wcieleniu. Innymi słowy mówiąc, nie ma czegoś takiego, jak  przypadek. 

   - Ale... - usiłował zaoponować Geralt. 

   - Dla "ale" w tej informacji nie ma miejsca - zakończyła Jezusożona, robiąc minę najpoważniejszą z poważnych. 

   Nie całkiem przekonany wiedźmin zwrócił się do żony, spodziewając się wsparcia w postaci zaprzeczenia. Lub przynajmniej w postaci podjęcia dyskusji. Yennefer jednak miała zamknięte oczy i przepoważny wyraz twarzy, analizując usłyszane zdania. 

   - Cóż, mój ukochany - fioletowe oczy błysnęły spod powiek po dłuższej chwili. - Z czysto logicznego punktu widzenia można tylko przyjąć to twierdzenie. Nie sposób go odrzucić: ani tak, ani inaczej. Tak jak tego, że powietrza 

nie widać, woda jest mokra, ogień gorący i parzy oraz, że stoimy w tym momencie i chodzimy najczęściej po ziemi.     - Dobrze, ukochana - odparł jej Geralt, nie znajdując argumentów przeciw. Ale, jak to uparty mężczyzna - jednak czy upór zdarza się tylko mężczyznom? oraz czy może istnieć nieuparty wiedźmin? - postanawiając sobie powrócić do owego zagadnienia. - Kim zatem chcemy, aby urodziło  się nasze dziecko? 

   - Opowiadam się za dziewczynką - Geraltożona ponownie przybrała poważną minę. - I nazwiemy ją Ciri. 

   - Mogłem się spodziewać - mruknął Geralt z przekąsem.

   - Mogłeś - zamiast Yennefer odpowiedziała mu Zuzanna.

   - A wy? Co chcecie, abym wam się urodziło? - zapytał Jezus swego padawana i jej męża. 

   Oleg z Soą popatrzyli po sobie. Po chwili porozumiewawczego wzajemnospojrzenia, ten pierwszy przeniósł wzrok na Gospodarza. 

   - Też chcemy dziewczynkę - powiedział. - Nikodemę, zgoda? - popatrzył z uśmiechem na żonę. 

   Jezus pokiwał głową, wymieniając z Zuzanną spojrzenie. 

   - A wy? - spytał z uśmiechem Milwę i barona. 

   - My chcielibyśmy najpierw ślub - odparł szybko baron, uprzedzając Milwę. Która najpierw swoim obyczajem spuściła oczy, jednak po chwili je podniosła.

   - Ale to ja urodzę, ją lub jego - w jej głosie brzmiało wahanie pomimo oczywistej prawdy wypowiadanych słów. - Porozmawiajmy o tym, proszę - popatrzyła na kochanka, uściskując mu jednocześnie dłonie. - Proszę... Proszę cię! 

   - Niech będzie - teraz baron uśmiechnął się niepewnie.

   - Dobrze więc - przytaknął im Jezus. Po czym zatrzymał wzrok na Angoulême i na Regisie. 

   - A co z wami? - spytał. 

Cdn. 

 

   Gdańsk, 5. Stycznia 2024 

 

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Natuskaa

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Buch!    Rach!   Ciach!   Maszyna  Czy strach?   I życie ukryte  Za zasłoną świadomości    Bo czas nie ma  Dla nikogo litości    Gdy pędzi za nieznanym 
    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...