Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

I.

 

      Choć ogromna wojskowa defilada,

W pamięci milionów trwale się zapisała,

Pozostając w wspomnieniach niejednego widza,

Przed ekranem szerokoformatowego plazmowego telewizora,

Przy kawiarnianych stolikach,

Rozbudzając wielogodzinne dyskusje do argumentów wyczerpania,

O parametrach najnowocześniejszego uzbrojenia,

Black Hawków i Predatorów maksymalnych osiągach…

 

Lecz nikt nie pamięta o anulowanych projektach,

Nikt sobie głowy nimi nie zaprząta,

Kurzą się ich makiety w hangarach,

Czasem wspomni o nich jakiś pasjonat…

Zaawansowanych inżynieryjnych obliczeń tomy,

Upchnięte z trudem w stare napęczniałe segregatory,

Pokryte kurzem niepamięci,

Zalegają stertami w archiwach przepastnych…

 

W powszechnym niemal zapomnieniu,

Pod ciężkim płaszczem codzienności meandrów,

Rzuconym pochopnie na stosy niezrealizowanych celów,

Upchniętych niedbale w kąt zarzuconych konceptów…

Kurzą się ich pożółkłe plany i projekty,

W obdrapanych szufladach biurek starych,

Zasnutych strzegącymi ich sekretów pajęczynami,

Przez pajęczych strażników tajemnic wojskowych…

 

Czasem tylko jakaś zabłąkana mrówka,

Przemaszeruje po zapomnianych planach supertajnego myśliwca,

Niczym reprezentacyjna wojska kompania,

Na jednej z licznych wojskowych defilad…

Jaką samemu miał swym przelotem uświetnić,

Gdyby wprowadzono go do seryjnej produkcji,

Gdyby tylko nie odebrano mu szansy,

Głupimi decyzjami polityków krótkowzrocznych…

 

II.

 

Gdy będąc jeszcze ciekawym świata nastolatkiem,

W dziesiątkach czasopism o tematyce lotniczej,

Całymi dniami z zapałem się rozczytywałem,

Rozbudzając młodego pasjonata emocje,

Na zamieszczanych na rozkładówkach plakatach,

Ciekawość moją zawsze przykuwał,

Projekt najnowocześniejszego prototypowego myśliwca,

Przyciągający wzrok z wyostrzonego obrazu szerokoformatowego zdjęcia…

 

Wyczekując swej przyszłości w teraźniejszości hangarze,

Okraszany niekiedy migocących fleszy blaskiem,

Tysięcy ekspertów na całym świecie,

Z każdym miesiącem rozbudzając emocje,

Był niczym bezcenny czarny diament,

Umieszczony w niedbale wykutej żelaznej szkatule,

Niewidzialną dłonią polskiej myśli technicznej,

Owinięty w sukno tysięcy zawiłych obliczeń…

 

Był niczym sztylet manganowy,

Mający przeszyć podniebnych huraganów taniec czarci,

By rozległe zachmurzone niebiosa upokorzyć,

Skrzydeł swych błyskiem złowieszczym…

Był niczym sztylet manganowy,

Rzucony w nurt niepewnej przyszłości,

W którym niczym od demonów wodnych,

Zależeć miały jego losy od polityków decyzji…

 

Przysypiając rozemocjonowany nad licznymi czasopismami,

Walającymi się po pokoju całymi stertami,

Odpływając nieśpiesznie w barwne me sny,

Rozniecane w podświadomości emocjami codzienności,

Barwnych fotografii prototypów wszelakich,

Dotykałem potęgą mej sennej wyobraźni,

By niczym za muśnięciem czarnoksięskiej różdżki,

Trójwymiarowych kształtów w mych snach nabrały…

 

III.

 

Zawędrowałem oczami sennej wyobraźni,

W wyśniony świat alternatywny,

W którym strzegły polskiego nieba „Skorpionów” eskadry,

Będący odpryskiem jednej z wielu rzeczywistości…

Lecz choć tylko jednym z niezliczonych,

Odpryskiem ze wszystkich najcenniejszym,

Skrywającym w sobie senną wyobraźnią odmalowany,

Wymarzony obraz dumnej i niezwyciężonej Polski…

 

W którym jedna podjęta w porę słuszna decyzja,

Przyszłość Polski na zawsze odmieniła,

Zarazem zaskakujący alternatywny świat zrodziła,

Odradzając w nim Polskę potęgą światowego lotnictwa…

W którym rokrocznie modernizowane najnowocześniejsze Skorpiony,

Schodziły nieprzerwanie z linii montażowych,

A zawojowując skutecznie międzynarodowe rynki,

Okazały się naszym wielkim hitem eksportowym…

 

W którym to na międzynarodowych targach zbrojeniowych,

Podpisywała Polska wielomilionowe kontrakty,

Sprzedając całemu światu swe modernizowane Skorpiony,

Nie oddając długimi latami pola konkurencji…

I na międzynarodowych pokazach lotniczych,

Wzbudzały podziw zagranicznych delegacji,

Gdy popisujący się na nich polscy lotnicy,

Lotem koszącym nakrycia z głów dostojnych gości zrywali…

 

W mojej wymarzonej Polsce ze snów,

Roje podniebnych Skorpionów,

Strzegły ziemi Piastów od bladego świtu,

O brzasku wzbijając się w niebiosa w kłębach kurzu…

Swymi dalekosiężnymi NATO-wskimi rakietami,

Zdolnymi wszelkich posowieckich czołgów pancerze przebić,

W całej posowieckiej strefie wpływów respekt wzbudzały,

Te prototypowe myśliwce polskiej produkcji…

 

IV.

 

Gdy komfort młodych chmurnookich pilotów,

Harmonizował z złożonością podniebnych manewrów,

Karkołomnych spiral i kontrolowanych korkociągów,

Brawurowymi lądowaniami wieńczonych popisów…

I ponownych z trawiastych lotnisk krótkich startów,

Wieńczonych nieśpiesznie w objęciach szafirowego nieboskłonu,

Jak wieńczą żywot w mocnej kawy kubku,

Opadające z wolna kryształki cukru…

 

Niczym na dzikim zachodzie podstępne skorpiony,

Kryjące się nocami w cholewach butów kowbojskich,

Skrył się w cieniu chmur burzowych,

Rój podniebnych Skorpionów nieprzewidywalny…

By niepostrzeżenie wroga razić,

Swymi najnowocześniejszymi manewrującymi pociskami,

Hipersonicznymi naddźwiękowymi rakietami,

I długimi kilkusekundowymi z swych działek seriami…

 

I strzegły niezliczonymi nocami podniebne Skorpiony,

W blasku gwiazd Polaków i Polek młodych,

Wymykających się z domów dla schadzek tajemnych,

W wielowiekowych zamków ruinach opuszczonych…

Niczym najwierniejsi Matki Nocy słudzy,

Spowitych mrokiem ziem rozległych strzegły,

Najnowocześniejsze myśliwce pola walki,

Swymi zaawansowanymi technicznie pokładowymi systemami…

 

Rozwierając z wolna przymknięte powieki,

Z snu tak pięknego nagle wyrwany,

Ostrym zapachem drukarskiej farby,

Przemieszanym z aromatem niedopitej kawy,

Żegnając ulatujące senne obrazy,

Przepędzane docierającym poczuciem rzeczywistości,

Zamglone oczy niedbale przetarłszy,

Dotknąłem znów palcami plakatów z czasopism...

 

V.

 

Jedna słuszna decyzja…

Która jednak w naszej rzeczywistości nigdy nie nastąpiła,

Przez co swym brakiem falę domysłów zrodziła,

Wyrażoną w niezliczonych wówczas zarzutach…

Kierowanych pod adresem ówczesnego rządu,

Nie szczędzących ówczesnego Gabinetu Ministrów,

Ponawianych wciąż w pytaniach do kolejnych premierów,

Przez dociekliwych dziennikarzy niezależnych mediów…

 

Wijący się Skorpion w nowej geopolityki zarodku,

Cierniem był w oku skorumpowanych polityków,

Zagrożeniem zapewne dla rozmaitych układów,

Różnorakich pokątnych szemranych interesów…

Wijący się Skorpion w nowej geopolityki zarodku,

Zagrożeniem był dla hegemoni lotniczych koncernów,

Obawiających się zapewne utracenia swych wpływów,

Na obszarach Związku Sowieckiego dawnych satelitów…

 

Mówiło się wtedy żartobliwie,

Że sam prezydent święcił makietę Skorpiona kropidłem,

Optymistycznie przy tym tryskając humorem,

Okraszając pulchne lico szerokim uśmiechem,

Lecz pecha przyniósł najwidoczniej,

Czego skutkiem było projektu anulowanie,

Z listy wydatków rzeczonej pozycji wykreślenie,

Z budżetu państwa dotacji nieprzyznanie…

 

Jak każdy pajęczak w pierwszych chwilach życia,

Pada niekiedy ofiarą otaczającego świata,

Tak sporządzone pieczołowicie na kreślarskich deskach,

Utajniły jego plany wojskowe archiwa…

Niczym bezlitosna samica skorpiona,

By nie paść z głodu i wycieńczenia,

Bez cienia zawahania własne młode zabijająca,

Mego wyśnionego Skorpiona zabiła chłodna kalkulacja…

 

VI.

 

Przepastne archiwa wojskowe,

Skrywają latami sekrety niezliczone,

W tomy akt tajnych posegregowane,

Dla oczu wybranych jedynie zastrzeżone…

Przepastne archiwa wojskowe,

Kryją niezgłębione tajemnice,

Dla szarych zjadaczy chleba niedostępne,

Przez śledczych historyków stopniowo odkrywane…

 

Skrywają zapewne i tajemnicę Skorpiona,

Tak przełomowego projektu bezwzględnego przetrącenia,

Dalekosiężnych planów trwałego pogrzebania,

Wielomilionowej kwoty bezsensownego utopienia…

Gdy zawiodły ich marzenia pasjonatów lotnictwa,

I gorzką do przełknięcia była pigułka,

Wymarzonego projektu anulowania,

Na puste niebo bezcelowego spoglądania…

 

Niczym gnijące ciała martwych skorpionów,

Zalegające w cieniu wielkich głazów,

Tak ten jeden z wielu zapomnianych projektów,

Zalega w cieniu zapomnienia pośród zaciemnionego hangaru…

Kunsztowna i skomplikowana,

Naturalnej wielkości drewniana makieta,

Niszczeje pokryta kurzem zapomnienia,

W cieniu wielkich emocji, które niegdyś rozbudzała…

 

Roje podniebnych Skorpionów,

Nie będą przenigdy strzegły ziemi Piastów,

Wielowiekowych Narodowego dziedzictwa zabytków,

Rozrzuconych po kraju różnorakich brył domów…

Roje podniebnych Skorpionów,

Nie staną na straży naszych snów,

Pośród tysięcy godzin nocnych swych lotów,

Pilotowane przez dumnych polskich lotników...

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Opublikowano (edytowane)

@Kamil Olszówka

   Kamilu, brawo! Bardzo Ciekawie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

. Pomysłowo - Wielowątkowo - Konsekwentnie . Przyjemnością było przeczytać ten Wiersz. 

   "Skorpion" kojarzy mi się z SR-71 "Blackbird" Lockheed'a.

   Serdeczne pozdrowienia . 

@Kamil Olszówka

   Daj spokój negatywnym emocjom. 

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

   @sowa

   Gratuluję taktu w odpowiedzi.

   Skoro moją prozę określasz jako dobrą, to jakie masz zastrzeżenia odnośnie do mojego "wyczucia poziomu literackiego"?? 

   Pisząc komentarze, kierujesz się negatywnymi emocjami w stosunku do innych użytkowników. Twoim zdaniem jest to właściwe?? Nie obchodzi Cię opinia innych o Tobie?? 

   Uważasz swoje porównanie za stosowne i na miejscu?? Jeśli tak, koniec rozmowy. 

   Wszystkiego pozytywnego.

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Corleone 11 Stokrotne dzięki! Bardziej jest to opowiadanie w formie wiersza, aniżeli wiersz. Zauważ proszę że zaklasyfikowałem ten tekst jako opowiadanie, a nie jako wiersz.

Mnie z kolei zawsze niezmiernie intrygował Lockheed F-117 Nighthawk.
Kolejny tekst mojego autorstwa zaskoczy Cię jeszcze bardziej! Ale ciii... Na razie to tajemnica...  Śledź uważnie mój profil!

@Corleone 11 To jeszcze nic! Zobacz na jakie Himalaje kretynizmu wspiął się w swoich ostatnich komentarzach pod moim wierszem ,,Tylko Irydy żal…"

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

   O to, że Twoje gratulacje brzmią ironicznie i złośliwie. A brak taktu w wypowiedzi skierowanej pod moim adresem dotyczy mnie bezpośrednio. Zatem nic do rzeczy ma fakt, że - jak to ująłeś - nie mam Cię w dowodzie. 

   

Opublikowano

@sowa

   Owszem, będę - jeśli Twoja wypowiedź jest skierowana do mnie lub dotyczy mnie bezpośrednio. Dla mnie ma znaczenie, jak ktoś się do mnie odnosi. Jeśli nie umiesz - bądź nie chcesz, obojętne - zwracać się do mnie w oczekiwany sposób, najlepiej będzie, gdy przestaniesz zwracać się w ogóle. 

   

Opublikowano

@Corleone 11 Szkoda ścierać na niego klawiaturę... Natomiast Tobie uchylę rąbka tajemnicy i zdradzę Ci że ostatnie dwa teksty mojego autorstwa są zaledwie dodatkiem do fabuły mojej niewydanej dotąd drukiem powieści z pogranicza gatunków political fiction, historii alternatywnej i fantastyki naukowej zatytułowanej ,,Irydy i Skorpiony. Lot w alternatywną rzeczywistość". Szczegóły wkrótce...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zegarek na piekarniku wybił szesnastą. Słońce jeszcze nie zdążyło wstać, a cztery cyferki wisiały zawieszone pośrodku niczego, głosząc w eter jedyne w co mogły wierzyć, w istotę swojego istnienia - w to, że jest właśnie godzina szesnasta. Przeszedłem po cichu korytarz, stawiając ostrożnie ciężkie, zimowe buty, zaczynając na pięcie, a na palcach kończąc, przekręciłem ostrożnie zamek i wydostałem się na klatkę schodową.  Czerwone diody tym razem pokierowały mnie ku włącznikowi światła z małą ikonką Schrödingera - z żarówką albo może dzwoneczkiem, co okazać mi się mogło dopiero po naciśnięciu przycisku. Oczywiście zaryzykowałem, a włącznik zamiast budzić nad ranem sąsiadów rutynowo włączył światło. Okropne to wszystko. Nie chciałbym, żeby o tym teraz wiedziała, ale mogę o niej myśleć jedynie jak o substytucie namiętności prawdziwej, takiej namiętności po której nie boli mnie głowa, takiej po której nie muszę brać prysznica, a najlepiej takiej po której mógłbym już umierać. Jeżeli sen to półśmierć, a samotność to ćwierćśmierć, to miłość musi być jej trzema czwartymi. Odwróciłem się do drzwi, zmazałem rękawem wypisane kredą "M + B" i w lepszym nastroju zbiegłem po schodach. To była moja pamiątka na pożegnanie - "K" jak Kalipso, na przestrogę dla wszystkich chłopców szukających w tym życiu uciechy. Choć to jedynie kropla w morzu, na którym dryfują te wszystkie Ogyggie, zdolne pomieścić każdego poszkodowanego przez los, biednego studenta czy starego wdowca, jedne z miliona drzwi hydry, gotowej do połknięcia każdego żeglarza błądzącego między Kazimierzem a Grzegórzkami, Krowodrzą a Łobzowem, między swoją ostatnią miłością z liceum a snem wiekuistym. Czy ja byłem w jakikolwiek sposób lepszy od tej niezaspokojonej męskiej masy? I tak i nie. Zawahałem się jeszcze przez chwilę, po czym otworzyłem drzwi na ulicę. Poranek był paskudny (chociaż zazwyczaj takie poprzedzają najpiękniejsze dni), wiatr podrywał brudną, szarą mgłę ciskając mi ją jakimś sposobem prosto w twarz, nieważne w którą stronę bym nie poszedł. Czułem jak powoli woda przesiąka moje włosy, które coraz to cięższe zaczęły przylegać mi do twarzy. We wrześniu mógłbym uznać taki Kraków za czarowny, lecz teraz, w październiku, już absolutnie mi to zbrzydło. Jesień potrafi być urocza, niby najlepsza kochanka, a najlepsza kochanka to taka, po której aż miło wracać do żony, i ja także zachciałem już wracać do lata. Pierwsze kroki wbiły mnie w marynarkę. Z głową schowaną w kołnierzu, niby żółw, zaplanowałem przeciąć na wskroś stare miasto, o tej godzinie nadnaturalnie puste, kiedy już ci najgorzej bawiący się wrócili dawno do domów, a najszczęśliwsi skończyli na afterparty z Morfeuszem. Na ulicach pozostali tylko ludzie tak samo jak ja ambiwalentni. Dziwne w tym uczucie solidarności. Tak zawieszeni gdzieś pomiędzy nocą a dniem nakładamy dla siebie prawdziwe śniadanie mistrzów - wyrzuty sumienia. Z jednej strony mogłem pozostać wczoraj w Itace, spędzić wieczór na rozwiązywaniu starych kolokwiów lub przy lepszej czy gorszej książce, zrobić sobie ładną kolację albo posprzątać pokój. Z drugiej, jeżeli już się w to wpakowałem, mogłem pozostać u niej do rana, dać się jej złapać za gębę kochanka, a może poopowiadać jej o "wolnych duchach" i "potrzebie rozłąki", powołując się przy tym na jakiegoś romantycznego poetę, po czym wyjść na pierwszy tramwaj do domu. Może i unikam aktualnie odpowiedzialności, ale zbrodnia już została dokonana, pytanie czy ona będzie jeszcze chciała do mnie wydzwaniać. Mógłbym ją zablokować - oczywiście, ale ona w żadnym stopniu na to nie zasłużyła, wolę zostawić katowski topór w jej dłoni, bowiem nie wierzę w istnienie zbrodni bez kary. Jeżeli nie zostanę ukarany, nie będę zbrodniarzem, zostanę po prostu “dupkiem”, albo “chujem”, co byłoby zdecydowanie gorsze. Zbrodniarzy się resocjalizuje, ale chujem pozostaje się do końca życia.    Spacer zawsze uważałem za rodzaj modlitwy, za sposób na wprowadzenie siebie w ten sam trans, który inni osiągają powtarzaniem zdrowasiek albo buczeniem w pozycjach jogi, w trans wybijany po kolei na betonie, prawa, lewa, prawa, lewa, prawa, lewa, cały świat zamyka się w tych dwóch słowach, wszystko i wszyscy są ode mnie oddzieleni tylko pewną ilością lewych i prawych, ja jestem wszechświatem doświadczającym samego siebie, więc kroczę, i muszę kroczyć, lewa, prawa, lewa, prawa, pamiętam czasy lepsze, czasy zauroczeń, nowych doznań, czasy, kiedy ludzie sami wyciągali do mnie dłonie, ale to nie ma znaczenia, pomiędzy miłością a rozstaniem jest tylko x lewych i prawych. Uciekłem, skończyły się czasy Feaków, gościnności, zabawy, igrzysk, odpłynąłem na ostatnim statku, na tramwaju zwanym dorastaniem, z jednorazowym biletem i nosem spłaszczonym na szybie. Im dalej patrzyłem, tym bardziej mi się wydawało, że stoję, ale teraz, patrząc pod nogi, muszę uważać, aby nie stracić gruntu pod nogami, i cały czas próbuję za nim nadążyć, lewa, prawa, lewa, prawa, lewa, prawa. Kompletnie przemoczone włosy odgarnąłem z twarzy, wracając przez sekundę do klnięcia na krakowską pogodę, na brak kaptura, a przede wszystkim, na tę całą sytuację, na młode dziewczyny, na pożądanie, na bary na Kazimierzu, na szybki seks, oraz oczywiście - na samego siebie. Na mojej drodze krzyżowej mijałem kolejne stacje, pamiątki minionych wieczorów - bary, pasaże, uliczki, teraz wszystkie martwe, na tyle wiernie oddające obecny stan mojego ducha, że potrzebowałem chwili aby uświadomić sobie, że już za jakiś czas one z powrotem będą tętnić życiem, wypełnią się paczkami studentów, lanym piwem, dymem papierosów, głosami mniej i bardziej zrozumiałymi, rozmowami o wszystkim i o niczym, flirtami i odrzuceniem, słowem - życiem.  Złowieszcze to memento mori. Nic nie płynie, tylko ja przemijam, konsekwentnie kończąc i zaczynając następne ulice, a krakowskie bary będą trwać wiecznie, nigdy nie skończy się zabawa, choć dla mnie zabawy już nie ma, nigdy nie przestanie grać muzyka, chociaż ja już nie mogę jej słuchać. Kolejne bicia perkusji przechodząc mi przez tors nadały mojemu sercu tempo, którego wiem że nie będzie ono w stanie utrzymać. Kolejne wspomnienia zaczęły po kolei wypływać na wierzch, przykrywając sobą teraźniejszość, którą zamalowano jak na starych obrazach, aby na jej miejsce postawić coś o wiele piękniejszego.
    • za czerwonym słońcem łowiliśmy ryby czas mrugał jednym okiem na wyspie łotrów zawieszonych głowami w dół dzieliliśmy łuski jakby tego nie było przeszliśmy dalej nie mogąc znaleźć haczyka
    • @Tectosmith ze zdumieniem czytam ten twój elaborat, który świadczy o jednym : nienawidzisz chrześcijan, uważasz religię za największe zło . Ania napisała ci, że trzech papieży przeprosiło za inkwizycję.Przeciez zawsze w każdej historii jest rozdział z czarnymi kartami.Ale to nie jest dowód na to, że kościół to tylko zło.Na pewno kościół ma więcej w swojej historii białych kart. Tylko wam niewierzącym trudno w to uwierzyć.Ale to jest wasz problem i wasze zmartwienie. A teraz popatrz w głąb własnego sumienia czy jesteś od zawsze w porządku i nie masz sobie nic do zarzucenia ?,Bo brakuje ci tolerancji i szacunku do osób wierzących. A sama kwestia wiary też jest dylematem.Bo osobiście nie podejrzewam , że są ludzie którzy w nic nie wierzą. Każdy ma swojego Boga albo tego prawdziwego albo wymyślonego. Wybór jest zawsze zgodny z sumieniem.A czy jest czyste czy skalane nienawiścią do innych to już temat na inną polemikę. PS. Spotkanie z Jezusem to nie jest zwykle spotkanie bo ma inny wymiar.Ale i tak tego nie zrozumiesz bo trzeba najpierw uwierzyć....    
    • @KOBIETA   Dominiko.   nostalgia u Ciebie.   zmysłowa podróż ze snu do jawy, w której Natura jest ciszą wzywającą do Prawdy, a rzeczywistość okazuje się być cieniem ideału.   z wielką klasą ten wiersz jest napisany :)   pozdrawiam Cię :)    
    • @Annna2 oczywiście - tak !   noumen - rzecz sama w sobie !   według Kanta, możemy poznawać jedynie swiat, jaki jawi się nam za pośrednictwem naszych zmysłów i wrodzonych struktur umysłu.   "fenomen"     dziękuję Aniu. dzisiaj jesteśmy jak jedna myśl !!!!!       @Alicja_Wysocka   Aluś. dzięki bardzo. tak bardzo jak Ancymonek potrafi dziękować :)   znowu Twój komputer ? współczuję.   pisanie na zwolnionych obrotach ?   ja się nauczyłem gadać do swojego smartfona, a on się nauczył to zapisywać. tyle  że robi piekielne błędy :)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...