Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Sąd Prawie Ostateczny


Rekomendowane odpowiedzi

Trochę inna wersja dawnego teksu

 

 

Wreszcie nadszedł długo wyczekiwany dzień, kiedy to Nieskazitelnego Pierwszego  Takiego Jedynego, szlag wreszcie trafił, przeto przed Sąd Nadnajwyższy go przywleczono, tarmosząc za złote łańcuchy i medale za dobroć oraz miłość wszelaką przyznane, które sam na własne piersi za życia powiesił, porównując siebie do tych wszystkich pojebańców, których kochać musiał na tyle, by mieć z tego korzyść.

 

Ów przytargany złorzeczył Postaciom Sędziowskim bardzo głośno i dobitnie, by dźwięki z poziomu posadzki do właściwych uszu nadstawionych doleciały. No faktycznie. Dotarły gdzie trzeba. Nietańczący na zimnych kamieniach po usłyszeniu słów z góry mu danych, jeszcze bardziej w złości zajadłej, metaforami łańcuchów dzwonił, lecz zębami w te pędy też, gdyż dziwny chłód grozy stosowanej, golasa zewsząd jak zamieć owiewał.

 

Poza tym, jak wspomniano w poprzednim zdaniu, goły był niczym święty turecki lub nagie cokolwiek, jeno klejnoty klejnoty zasłaniały. Usłyszał słowa na wskroś niemiłe, gdyż Autorzy owych słów znali myśli zmuszonego do wysłuchania, a ponadto prawdziwe umysłowe intencje, których to zwykli zjadacze chleba i hod dogów, nie przytargali pod sklepienia czaszek, obcując z nim.

 

Ujrzał przed sobą wielki tabloid, na którym wchodzenie bliźnich do Szczęścia transmitowano, mimo śmierci na żywo, ale jego tam nie było, bo był tu.

 

Zdziwienie przedziwne ogarnęło jego prześwitującą duszę, co markotna przy nim stała dygocząc jak listek osiki na sądowym burzowym wietrze, wchłaniając ozon boleści.

 

Stare ciało dźwigał wciąż na sobie ze wspomnianymi nagrodami, co za żywota  nagłabał, a które bardzo go cieszyły, lecz teraz ciężko przygniatały,  przypalały dupę oraz inne członki wystawne. Spojrzał dokładnie na ekran i Zgroza–2, szarpnęła rozdziawioną szczękę poza zawiasy nawet, bardzo przytłaczająco nadmiernym opadnięciem, aż złoty ząb błysnął plombą w mroku trwożnej jamy.

 

Ujrzał wszystkich tych, co opluwał za życia śliną pogardy i osądów, a swoje ułomności sprawnie chusteczką haftowaną wycierał, chociaż bodła lico ostrzegawczo, czterema rogami jego własnych wad. Z niechęcią błądził wzrokiem po tych stadach radosnych pikseli, co według niego włazić tam nie powinni, lecz łobuzy włazili, przez Złotą Bramę Szczęścia, czyli po wszystkich zerkał z niewłaściwym zapamiętaniem w źrenicach i tęczówkach.

 

Zadał zdziwione pytanie, dlaczego on, porządny obywatel ponad przewidzianą normę, nie może, a oni szubrawcy zatracone, zasłużyli sobie na wejście do Raju Nieskończoności. Usłyszał odpowiedź, że Istoty Sędziowskie znają ich całość, a on tylko część poznał i tylko po niej sądził wszelakie czyny, a poza tym tak naprawdę miłował najbardziej samego siebie, mimo że bliźni wokół biegali, niektórzy markotnie patrząc potrzebująco.

 

Sformułował następne pytanie, że przecież niektórzy z nich nawet nie wierzyli w to, co tu nastąpi i w ogóle mieli podniebne sprawy nisko gdzieś. To dlaczegóż spotyka ich nagroda? Usłyszał odpowiedź, że byli po prostu przyzwoitymi ludźmi, prawdziwymi w swoim błądzeniu i dostrzeganiu własnych przywar, jakie one by tam nie były lub jeszcze gorsze. Ponadto  odniesienie do pytania usłyszał:

 

–– A ty palancie co? Dostrzegałaś? No nie. Tylko cudze. Czyli dupa. Jesteś gdzie jesteś i słyszysz co słyszysz. Nacieszyłeś swoją fizjonomię kryształową nieskazitelnością, to teraz nie marudź. Idź na stronę, oddaj mocz zrób kupę a później spadniesz nam z oczu gdzie zechcemy.

 

–– Spadniesz? Ja? Niemożebne! Nie wyrażam zgody! Żądam adwokata! I to nie byle fircyka z urzędu!

 

–– Nie wyrażasz zgody? Żądasz adwokata? I to nie z urzędu? I nie fircyka? A to dobre. Widzisz tu jakiś urząd? No nie. Bo tylko nas widzisz. My nie fircyki jakieś! My jesteśmy wszystkim, ale na pewno nie urzędem z fircykiem! Tylko jedna droga przed tobą. Nie masz innej możliwości. Trzeba było pomyśleć wcześniej tym swoim doskonałym, wywyższonym rozumem, w jedyną słuszną stronę, tylko tobie miłą.

Ogłaszam przerwę w rozprawie do następnej śmierci… co już? Nawet spokojnie śniadania zjeść nie możemy. No dobra. Kończmy sprawę, bo następnego golasa nasi za poszycie targają.

 

–– Ale ja…

–– No właśnie! Ale ja, ale sra, tra la la! Gdyby... ty, to by ciebie tutaj nie było.

–– Ale ja...

–– No tak. Rozumiemy. Ciężki przypadek pośmiertny. Odpręż członka umysłu, dziecko drogie. Podejdź synuś do cna zepsuty w zagubieniu swoim. Dostaniesz gruchawką w łeb. Będzie to równoznaczne z końcem przewodu sądowego. Najpierw zobaczysz gwiazdy, a gdy zgasną, przeżyjesz podróż pełną cierpień, utyskiwań i zgrzytania łez.

 

Aż wreszcie o świtaniu, klapki z oczu ci spadną i zaczniesz widzieć, co nie widziałeś, kochać, co nie kochałeś, rozumieć, co nie rozumiałeś, szanować czas, co przetrwoniłeś itp. itd… byś mógł niejedno przemyśleć. Nie odpłacamy tobie tym samym. Rozumiesz zapewne, co chcemy przez to powiedzieć. Dajemy ci szansę. Jesteśmy mimo wszystko miłosierni.

 

–– No ba.

–– Kto to powiedział?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...