Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

                     - dla Belli i dla A.

 

   - Powoli czas mi w dalszą drogę - Śmierć zaczęła zmierzać do końca rozmowy. - Pozostało mi tylko zająć się kilkoma spośród strażnikow, pilnujących domu naszego nieżyjącego już przyjaciela. Dokładniej czterema. Jeśli więc macie jeszcze jakieś pytania, odpowiem na nie z miłą chęcia.

   - Czy wyglądasz zawsze tak samo? - Oleg uzewnętrznil swoją ciekawość. - Czy raczej jest tak, jak usłyszałem podczas jednej z nauk księcia Jurija: że przybierasz taką postać, by te szczególne - bądź co bądź przeżywane w danym zyciu wyłącznie jeden jedyny raz - były dla danej osoby miłe? A zatem i zapamiętane jako takie?

   Śmierć uśmiechnęła się.

   - Na co dzień i na co noc wyglądam tak, jak właśnie widzisz - a dokładniej widzicie. Każda zresztą duchowa istota, żeby być widziana, musi przybrać jakąś postać. To logiczne, zgodzisz się ze mną? Natomiast w Momencie Odprowadzenia - tu Śmierć wyakcentowała oba wypowiadane wyrazy - dla każdego wyglądam inaczej. Najczęściej przybieram ludzką postać kogoś dobrze znanej - lub znanego - kogoś, kojarzącego się pozytywnie i mile. Mężczyznom żony lub ukochanej kobiety, kobietom męża lub długoczasowego partnera. Czasem przyjaciolki albo przyjaciela, bardzo rzadko któregoś z rodziców. Bywa jednak, że przybieram postać zwierzęcego domownika: kota lub psa. Z tym wcale często wiążą się dotyk i uśmiech, a zatem i uczucia. Często też roztaczam wrażenie znalezienia się w ulubionym miejscu lub przestrzeni. Na przykład dla naukowcow i myślicieli będzie to laboratorium lub biblioteka. Dla pisarzy, takich jak Mil - Smierc nawiązała do skojarzenia, które pojawiło się w myśli Olega - będzie to zaciszny gabinet. Dla podróżników - jedno z ulubionych miejsc. Wiadomo, że za każdym razem inne. Brzeg morza, letnia łąka w górach albo zimowy, ośnieżony szczyt pod stopami. Bywa, ze pokazuję centrum ulubionego miasta albo jego część, zbudowaną w poprzednich stuleciach. Ale zdarza się również tak, że upostaciowuję to, czego dana osoba obawia się lub boi najbardziej. Czyli, w towarzystwie kogoś nielubianego lub wręcz nienawistnego czy wrogiego - określone niechciane okoliczności Przejścia. Lub po prostu nagle zapadłą ciemność, w której czają się wrogie szepty lub kojarzące się z niebezpieczeństwem czy też zagrożeniem dźwięki: naturalne bądź sztuczne, mechaniczne. I wtedy dotyk, którym dzielę się z nimi, jest zdecydowanie aprzyjemny. Jak niedawno widziałeś- dopowiedziała.

   - A... - zaczął wchłonięty przez własna ciekawość Oleg.

   - Ty zobaczysz wtedy Soę, a ona ciebie - odparła Śmierć.  

Cdn.

 

   Voorhout, 23. Listopada 2023 

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
  • Corleone 11 zmienił(a) tytuł na Inne spojrzenie, część 222

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
    • Na to mam ton.    
    • A pata dawno wymiotłam: imał to i my - won, wada ta - pa.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...