Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Sprzedawca, klient i tak dalej...


Rekomendowane odpowiedzi

Trochę inna wersja, dawnego tekstu.

 

 

Wreszcie kupię to, o czym marzę bez opamiętania. Wczoraj też, lecz trochę mniej. Odzyskam chociaż niewielkie poletko lepszego samopoczucia. Zaczynam spiesznie biec, rozbryzgując kałuże stopami, gdyż na rękach śmigać nie umiem. Zdyszany sapię przed małym. To nieduży sklepik. Sprzedawca jest, a zatem czynny. Wchodzę.

 

–– Dzień dobry –– krzyczę nachalnie między progiem, a ladą. – Czy dostanę? – tym razem pytam roztropnie. – Bardzo bym chciał – naciskam stanowczo.

–– Co? –– tym razem pyta roztropnie sprzedawca. – Bo jeśli nie, to może pan dostaniesz gdzie indziej i nie będziesz pan niepotrzebnie, dupy zawracać. Psia mać. Zapomniałem o zaimku: mi

 

Odnoszę wrażenie na pusty stołek, że sprzedawca jest dziwniejszy ode mnie. A to dopiero –– myślę po cichu. Muszę rzec, co chcę nabyć, to może łatwiej zrozumie, skoro taki nie kumaty.

 

–– Chciałbym kupić sznurowadła, więc proszę z łaski swojej iść na zaplecze i je w końcu przynieść, skoro na sklepie nie ma –– grzmię stanowczo, gdyż moja cierpliwość ledwo dyszy, a struny głosowe, przeciwnie. – Jak długo mam czekać. To wprost oburzające! – dopalam wspomnianą kwestię, grożącym paluszkiem.

 

Sprzedawca jest spokojniejszy od zwłok. Nic sobie nie robi z tego, co ja sobie robię z niego. Mówi kulturalnie:

 

–– Drogi panie, na cholerę mam spierdzielać na zaplecze, skoro na półce leżą. A?

–– Nie widzę ich.

–– Bo za przeproszeniem, stoi pan tyłem do lady.

–– Zazdrości pan? –– smęcę rozżalony. –– Zerkam na ulicę. Coś tam zgubiłem –– dodaję zaopatrzony w tęsknotę.

–– Może ogładę towarzyską?

–– Co?

–– Nic, nic… a te sznurowadła nadal pan chce. Bo jeżeli nie, to zaniosę na zaplecze.

–– No coś pan! –– odwracam prosto twarz, w jego. –– A mają odpowiednią średnicę?

–– Średnicę? –– powtarza zbywający za chwile. –– Nie wiem. Nie potrafię zmierzyć. Szczypce suwmiarki wchodzą w pulchność i sprężynują. Co rusz inny wymiar.

 

–– To jak w polityce, he he! Nie chce pulchnych. Chce wytrzymałe i z twardymi dziurkami wokół.

–– Przykro mi, ale dziurek nie dowieźli. Tym bardziej twardych. A w butach pan nie ma?

–– Gdybym miał, to bym nie chciał kupić. To chyba jasne, nieprawdaż? Na logice to panu nie zbywa. A tak w ogóle, to buty zgubiłem.

–– Aaa… czyli szukałeś pan wzrokiem butów na ulicy –– mówi domyślny sprzedawca. –– To na cholerę panu sznurowadła. Gdzie pan je włoży?

–– Proszę nie pogłębiać mojej dogłębnej rozpaczy, bo gdy popadnie poniżej dna.

–– Coś pan tak zdanie zawiesił? Jeśli wolno zapytać po dobroci.

–– Wolno , bo szybko mógłbym nie zrozumieć. Jestem zestresowany.

–– Coś    pan    tak     zdanie     zawiesił? Teraz dobrze?

–– Tak. No bo… mam zamiar z tej zgryzoty, popełnić samobójstwo.

–– Takie na śmierć?

–– Takie na śmierć. Dlatego postanowiłem kupić sznurowadła –– odpowiadam zmieszany, jak wódka z krą.

 

–– Nie chcę nieuprzejmie zniechęcać, ale takie liche sznurki, pana postury nie udźwigną –– dodaje powtórnie uczynny sprzedawca. –– Jednakowoż drutem stalowym mogę służyć.

–– Nie chcę, ale dzięki za troskę. Sznurowadła wystarczą. Bo wie pan… mam chomika. Wyobrażę sobie, że on to ja i powieszę jego.

–– No jak tak można. Nie uchodzi dusić milusie zwierzątko.

–– Spoko. Jest nieżywy. To jeszcze z czasów, gdy kumpel zgubił rękawiczki i zostawił ciało u mnie. Posłuży jakiś czas. Po co mam kupować nowego i forsę tracić.

–– No tak… szanowny pan, też widzi białe anioły za oknem.

–– Nie. Tylko pana. Dopóki nie spojrzę do tyłu, to ich nie ma.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Deonix_ tak przypuszczałem, ale, to jeszcze większy grzech:)
    • @violetta to zazdraszczam:) Dziękuję i pozdrawiam:)
    • Nie pytaj o imię Nie pytaj o czas   Bo i tak nie ma nas   Rozpłynęliśmy się W nocnych światłach miasta Goniąc za utraconymi wspomnieniami   Ale to już nie wróci
    • To prawda, zwykły rozkład dnia może być często nie do ogarnięcia, a ten na dworcu już niemożliwy do stworzenia go bez udziału systemów informatycznych, dlatego pewnie zmienia się tak szybko, żeby się niby do nas dostosować ;-) I tak znów od początku, jak to z sobą złożyć ;-)
    • Prolog   Zdzisiu Ochłapek, strasznie sapiąc, tupta zwyczajowo do lasu, ale tak zupełnie zwyczajowo, to jednak nie. Gryzie go w boże poszycie i chyba umysł, potrzeba pójścia właśnie dziś. Zatem przewiduje, że będzie świadkiem niecodziennych wydarzeń, zanim nastąpi, co ma nastąpić.   ***    –– Ej, Ochłapku kochaniutki! Pomożecie w dźwiganiu ekologicznego chrustu, bo normalnie w krzyżu moje dyski trzeszczą. –– Ty mi tu stara babo, dyskami w dupie planu nie zawracaj. Śwignij miech w chaszcze, zaś idź precz na chatę. Jak pójdę w tył, to wezmę i ci do izby przytargam, chyba.      –– Ochłapku! Tyś dureń i nicpoń z brakiem piątej. Nie dziwota, że w głowie jeno klepisko. Przecie biegusiem, ktoś ukradnie, taki skarb. –– Jaki tam skarb, babo. Ciebie to by może ukradł, by jako strachawice na wróble, w pole wkopać. –– A z ciebie Zdzisiu, to sztacheta w płocie, ledwie by była, bo zmurszała jak wyschnięta kacza kupa.     Wtem wędrowiec ni stąd ni zowąd, jest na okrągłej, kwadratowej polance. Nie wie dokładnie, po co tu przyszedł, lecz coś mu świta, między drzewami i oczęta migocząc tarmosi. Nagle rumor jak dwie jasne cholery. Chwilowy, ciężki szum i Ochłapka drzewo prawie przygniata, bo akurat spada na Panią Śmierć, co siedzi nie pieńku, ale teraz w innej pozycji, kosę ostrząc.     Jednak poturbowana żyje nadal, bo trudno utłuc tego rodzaju paskudnicę, by padła na runo, bez życia. Spoziera naprzemiennie, na uwięzionego pod gałęzią, Zdzisia i błyszczącą, srebrną kosę, co na końcu ma fotkę uśmiechniętej czaszkuni, która z pewną dozą miłosierdzia, pyta:   –– No co Ochłapek. Masz jakie ostatnie życzenie? –– Tak mam –– odpowiada zapytany, nieco spłaszczoną facjatą.     Jakby z choinki urwana, przez las wędruje horda życzeń. Zbóje na zbójami lub gorzej. Lecz poczciwe to chłopy, jeno nigdy za żywota, szacunku i poważania nie zaznali. Tym razem jest inaczej. Bardziej zielono. To nadzieja rośnie wokół, w postaci drzew, chaszczy i różnych innych dziwów nieprzebranych za cokolwiek. Nagle pypeć na jednym z nosów i kłak w sumiastym wąsie, wyczuwają jęczącą zgrozę. Przywalone coś.     Horda życzeń podchodzi bliżej i widzi Ochłapka, wystającego w połowie spod gałęzi dorodnej, na której dzięcioł wciąż stuka. Widocznie nie płochliwy i dalszy ciąg wystuka.    Zbóje słyszą pytanie: –– Wyciągniecie?    Już chcą wyciągać, ale słyszą drugie pytanie, korygujące:   –– Czy mnie wyciągniecie? –– Owszem. Wyciągniemy –– wrzeszczą z uciechą. –– Dla szacunku i poważania, co ich czeka w mediach, za odwagę i empatyczne miłosierdzie, wobec Zdzisia Ochłapka, bliźniego naszego.      Pani Śmierć tymczasem wychodzi z krzaków, gdyż była za potrzebą i kosą macha w kierunku przybyłych.   –– Łaskawa pani, jeszcze nie teraz –– krzyczą przymilną prośbę, w ostatniej godzinie. My jeszcze nie docenieni. No jak tak można.    A widząc jednak , że nadal żyją, Zdzisia uwalniają spod przygniecenia. Wyciągnięty maca ciało, czy nie pogruchotane, ale nie. Zaczyna więc pokrzykiwać nieuprzejmie w kierunku zbójów, że jeno dla sławy i poklasku, dobry uczynek przyszło im zmaterializować.     Życzeniom głupio z tego powodu, bo honorni mimo uchybień, takich czy innych, więc biegną żwawo w kierunku miecha z chrustem, by kobiecinie do izby zatargać. No teraz nas docenią –– myślą po cichu, kiedy to sens pierwotnych poczynań, do nich wraca. Lecz w tym samym czasie, śmierć kosą świszczy, która życie zbójcom odcina, w postaci głów. Jednocześnie uwolniony bliźni, z owej krainy wstaje wypoczęty, bo po takich ciekawych przeżyciach, to jak to nie być. Zakłada paputki...     ***     Epilog    Zdzisiu Ochłapek, strasznie sapiąc, tupta zwyczajowo do lasu, ale tak zupełnie zwyczajowo, to jednak nie. Gryzie go w boże poszycie i chyba umysł, potrzeba pójścia właśnie dziś. Zatem przewiduje, że będzie świadkiem niecodziennych wydarzeń, zanim nastąpi, co ma nastąpić.      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...