Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Filmoteka Kultury Narodowej


Rekomendowane odpowiedzi

@violetta

 

Karakula

 

I to tak zwana ta pani komornik,

lekka, panienka, lekka - złotowłosa

i to tak zwana ta pani komornik,

 

trzy dni temu widziałem ja - ją,

oczy, pociemniałe, oczy - wypalone:

trzy dni temu widziałem ja - ją,

 

dałem ja jej francuskiego - rogala,

kiedyś ona była pożądliwa: jak ta osa,

dałem ja jej francuskiego - rogala,

 

jak śpiewają cyganie: cyrangala

i la i le i la i lala i la i le i la i morangala,

jak śpiewają cyganie: cyrangala,

 

dałem ja jej francuskiego - rogala,

kiedyś ona była pożądliwa: jak ta osa,

dałem ja jej francuskiego - rogala,

 

trzy dni temu widziałem ja - ją,

oczy, pociemniałe, oczy - wypalone:

trzy dni temu widziałem ja - ją

 

i to tak zwana ta pani komornik,

lekka, panienka, lekka - złotowłosa

i to tak zwana ta pani komornik...

 

Łukasz Jasiński (październik 2017)

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Somalija

 

Jeśli czytałaś moją "dyskusję" z własną przyjaciółką, to: z całą pewnością zauważyłaś, iż jest tutaj również temat poboczny, dam mamie upoważnienie i to mama będzie załatwiała moje sprawy z biurokratami - tępymi, zabetonowanymi i głupimi - umysłami, otóż to: mama będzie miała trzy możliwości - złożyć wniosek na Marynarską lub Smolchuwskiego i do jakiejś filii Opieki Pomocy Społecznej ze względu na "trudną sytuację życiową", jednak: według mnie - to administracja jest w trudnej sytuacji życiowej - inaczej by nie wyciągała ode mnie kasy, nawet gdyby mi dali komornika - muszą najpierw złożyć sprawę do sądu, a sąd wysłucha również moim argumentów, poza tym: komornik nigdy nie może zająć całości moich dochodów, ostatecznie: administracja wyjdzie na złodziei, mało tego: zostanie skompromitowana - jak można okradać samotnego kawalera, który jest osobą z nabytą niepełnosprawnością - niesłyszącą i po ogromnych przejściach życiowych? Jeszcze jedno: dlaczego nie mam problemów z czynszem i energią? I o tym administracja doskonale wie, dlatego wpadła na pomysł z wodą - licznikami, aby mnie udupić - zniewolić, gołym okiem widać: jest to dezercja czysto polityczna, acha, takie 2000 zł miesięcznie za wodę do płacą pracodawcy - przedsiębiorstwa, prawda?

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@violetta

 

Nie zapłacę za cudzą wodę, nikomu: jakimkolwiek pasożytom - kościołowi, noclegowni, schroniskom, agencjom towarzyskim, samotnym matkom, przedsiębiorcom, administracji, pracodawcom, nielegalnym imigrantom i Ukraińcom - niech sami płacą, raz w miesiącu będę pił wódkę i papierosy - będę palił, nie jestem frajerem, teraz: jeśli mi przyślą rachunek faktyczny - zgodnie z prawem - 400 zł - wtedy zapłacę, żegnaj!

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Somalija

 

Tak, Agnieszko, twoja ukochana przyjaciółka jako katoliczka ma kompletnie wyprany mózg - żyje oderwana od realnego życia, dajmy przykład: jako były pracownik Archiwum Akt Nowych na stanowisku pomocnika archiwisty - zrobiłem zakład z kierownikiem (z jego łaskawej woli) - przez trzy lata nie paliłem, nie piłem i nie uprawiałem seksu - przytyłem (w pewnym czasie ważyłem 110 kg przy wzroście 176) i trafiłem do Szpitala Czerniakowskiego - złapałem wysokie ciśnienie i niedoczynność tarczycy - lekarz przepisał mi różne leki na receptę, podobnie było w schronisku na Żytniej, więc: wróciłem do picia, palenia, przestałem brać leki i zacząłem uprawiać seks - wróciłem po prostu do zdrowia! A ona jako - niewolnik - z umysłem destrukcyjny robi wszystko na odwrót - próbuje zniszczyć mi zdrowie, życie i przyjemności - wolność.

 

Po prostu wpisz na Geogle: wiersze Łukasza Jasińskiego - tam nadal jest zdjęcie jak wtedy wyglądałem (pod zdjęciem jest napis: "Poeci Po Godzinach").

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

DZIEŃ DOBRY, niestety nie czytałam Pana konwersji z Violettą, ponieważ nie była ona adresowana do mnie. Zawsze gdy rozmawiam tu z jakimś mężczyzną, zjawia się Viola i ,,przejmuje" znajomość.

Cieszę się, że ma Pan zaufanie do mamy. To wspaniałe mieć wsparcie. 

Ooo, 110 kg to rzeczywiście dużo. Teraz wygląda Pan bardzo dobrze, przystojnie. Pozdrawiam serdecznie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Somalija

 

I właśnie tutaj jest problem: czytam po prostu całość i dzięki temu widzę funkcjonujące szczegóły - wiem kto jest kim i co robi, większość ludzi nie czyta całości - innych ludzi, dlatego też: wyglądają na głupków, a jednocześnie takie podejście jest de facto egoistyczne, dodam: komornik sądowy Olga Rogalska-Karakula na swojej stronie internetowej reklamowała szybką pożyczkę z wolnego rynku - jako osoba publiczna nie miała prawa tego robić - złamała prawo, kierownik schroniska - Andrzej Czarnocki - na Żytniej założył sobie "własną działaność gospodarczą" i wykorzystywał ludzi bezdomnych - żył z rent, zasiłków i emerytur, jego żona była kierownikiem Caritasu - potrójnie złamał jako "pracodawca" prawo - nie dał mi umowy o pracę, wykorzystywał mnie: wiedział, iż jako osoba nielegalnie bezdomna - nie miałem wyboru i użył wobec mnie siły fizycznej, także: nepotyzm też - jest prawem zabroniony, taka jest rzeczywistość - fakty i dlatego twoja przyjaciółka nie rozumie życia, jasne: na wiosnę kupię sobie pistolet - przecież moja mama nie będzie wiecznie żyła i będę musiał sobie sam radzić i wszystkie doświadczenia życiowe będę tutaj publikował - informował opinię publiczną, dziękuję za odpowiedź i miłego wieczoru.

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Somalija

 

I jeszcze jedno, pani Agnieszko, nie mam problemów z komunikacją werbalną i pisemną, także: z dziewczynami - inaczej bym nie rozmawiał z panią i z pani ukochaną przyjaciółką, wiem: co to jest prywatna korespondencja, dlatego - podaję numer telefonu z dopiskiem - tylko SMS-y, jednocześnie: prywatna korespondencja może być wykorzystywana w niecnych celach - blokowania ludzi w celu ich oplotkowania, szantażowania i izolowania, tutaj: po prostu prowadzimy publiczną rozmowę, gdybym słyszał: nie musiałbym zakładać konta na Facebooku, tutaj i Datezone, ostatnio na Facebooku poznałem Anię, wymieniliśmy się numerami telefonu i co? I nic... Milczenie, lekceważenie i ignorancja - nie pierwszy raz z takim zachowaniem się spotykam, jasne: usunąłem jej numer telefonu i wbrew pozorom: gdybym chciał - kupiłbym sobie kolejne piwa (pewnie zaraz pani przyjaciółka znowu zacznie, nie pij, nie pij i nie pij...), to nic innego jak próba wyciągnięcia pieniędzy, podobnie jest z ludźmi:

 

- Ma pan pracę?

 

A sami nie pracują, bo: nie chcą i chcą cudzych pieniędzy, dlatego odpowiadam:

 

- Nie pracuję!

 

Inaczej bym informował, że mam pieniądze i wtedy co? Jak zwykle: złodziejstwo i żebractwo - cwane pasożytnictwo.

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Somalija

 

Wiem, mówiłaś o tym i nie wiem, pani Agnieszko, czy jesteś pracownikiem lub pracodawcą - niedawno weszła nowa ustawa, iż komornicy razem z Urzędem Skarbowym będą mogli ściągać pieniądze od Polaków, którzy nie płacą podatków - pracowników i mnie to nie dotyczy, tylko: pracodawców i najbardziej po stronie pracodawców i unikaniu płaceniu podatków jest Konfederacja, de facto: gówniarze, ojej, niedojrzałe dzieciaki pchające się drzwiami i oknami do sejmu - do nic niczego do nic robienia - do puszczania bąków na zielonych fotelach, poza tym: aby wybudować dom - trzeba mieć ziemię - kupić lub otrzymać w spadku, gdyby kupić - to trzeba mieć kasę, otóż to: mieć kasę na ziemię - trzeba pracować i zarabiać 30000 zł miesięcznie, więc? Pieniądze ci z nieba spadły? Jeśli z pracy, to: pewnie dzięki wyścigom szczurów - karierze, a jednak nadal są ludzie, którym nie zależy na karierach - mają inną wizję świata... 

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Łukasz Jasiński Żyję zupełnie inaczej niż

Pan, zainwestowałam kiedyś na giełdzie, a w niepewnych czasach mając trochę wiedzy o świecie i intuicji można zarobić pieniądze bez wychodzenia z domu... Nie jestem karierowiczem, żyję bardzo skromnie.

Dziś miałam wzruszający sen. Śniłam o mężczyznie, który płakał w rękaw mojej sukienki. Trzymałam go w ramionach i pocieszałam. Wszystko, co mnie w życiu spotyka jest bardzo trudne, smutne. Ja lubię pracować, zapominam wtedy o tym całym bezsensie i cierpieniu... 

@violetta

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

DZIĘKUJĘ

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

, widzę że z Księciem trudna znajomość... ale dobrze, że utrzymujesz z nim kontakt, niebo masz w zasięgu...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Somalija

 

To dobrze, pani Agnieszko, jednak: zawsze proszę pamiętać - jako osoba z nabytą niepełnosprawnością - niesłysząca nie z własnej winy - nie mam żadnych szans takich jak pani, poza tym: mam już 42 lata i jestem już na to za stary, otóż to:

 

- Majątek gromadziłem własnym kosztem i mogło być inaczej i po śmierci rodziców miałbym mieszkanie komunalne - mieszkałbym w dużym pokoju razem z dziewczyną, a w małym pokoju nasze dziecko i wszystko miałoby z góry zapewnione, natomiast: w wieku szkolnym - książki, znaczki pocztowe, monety, banknoty i klasyczne filmy na płytach jako mój majątek kolekcjonerski - tak należy kształtować umysły młodych ludzi - elitę intelektualną.

 

- Mieszkanie po mojej babci miało być dla mnie, słowem: nie zdążyła napisać testamentu...

 

- Jako osoba nielegalnie bezdomna zrezygnowałem ze spadku po ojcu, niby po co miałbym wziąć swoje jako osoba nielegalnie bezdomna? Aby być sponsorem schroniska na Żytniej?

 

Gdybym słyszał: walczyłbym o swoje, powiedzmy sobie prawdę, pani Agnieszko, aby robić jakieś interesy - trzeba słyszeć o czym rozmawiają najbliżsi i rozmawiać przez telefon komórkowy - pani przecież to robi, dlatego też: niektórzy ludzie to dwunożne ssaki agresywne, egoistyczni pasożyci i hieny cmentarne - włącznie z najbliższą rodziną.

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@violetta

 

Po polsku: ekspreso od ekspresów lub ekspresowy, nawet brukowiec: "Super Ekspres" - tak powinno być, jak widzisz: angielszczyzna jest wszędzie i nowobogacka elita intelektualna używa angielskiego w Polsce, miast: na emigracji, otóż to - to nic innego jak poczucie niskiej wartości i dupowchodzenie... Wiadomo komu...

 

Łukasz Jasiński 

Edytowane przez Łukasz Jasiński (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ta treść byłaby świetna w prozie.. tylko rozwinąć temat i mamy gotowe opowiadanie. Jest dużo ciekawych określeń. Pozdrawiam.
    • @tetu ... najpierw odsłuchałam to, co wrzucono pod wierszem, a że Sannah i Sobel, wypadają w tym utworze wspólnie przepięknie, poleciało u mnie więcej, niż jeden raz. Marta Bijan. to także dobry "narybek" naszej sceny muzycznej. "Pieścidełko"... uroczy tytuł... :) a wiersz, jakże wieloznaczny, niewielka, ale świetnie 'ułożona'  forma i... słowa, które można, wg mnie, dwutorowo rozumieć.  Dostałaś akceptację od wielu osób, ale nikt nie rozwinął tematu... nie chcę być tą, która może nie trafić i ośmieszyć się... a tego się czasem "boję"... zostawiam i ja - duży plus. Pozdrawiam.    
    • A więc przychodzą do mnie. Przychodzi to i owo. Na jawie. We śnie. Przyszło ono albo ja-ono. Dziwna hybryda zawieszona w substancji czasu. Coś, co się wczepiło, bądź wczepia wciąż pazurami w słoje dębowej klepki albo potrójne drzwi starej, matczynej jeszcze szafy. Udekorowane w skrzydlate halucynacje błyszczącego forniru, mimo że pościeranego tu i ówdzie przez zapomniane już epoki i lata.   Chodziłem. Chodziłem. Chodzę nadal korytarzami jakiegoś instytutu albo szkoły. Albo byłem zajęty przekładaniem stosu papierów od czoła, od ramienia, od ręki… I szukałem wszędzie. Szukałem czegoś ważnego, bądź szukam czegoś, co się kryło w odmętach szalonego umysłu. W tych stukach i szeptach. W echach i pogłosach nikłego pierzchania kroków. Coś się kryło pod tynkiem. Pod wiszącymi od wieków plakatami wielkiej kinematografii. Kreski i koła. Twarze. Wszędzie twarze, rozczapierzone palce… Szeroko rozwarte oczy. Niewidzące. Martwe. Jak oczy mojej umarłej matki. I te oczy. Wszędzie wpatrzone. We wszystko, co ruchome i nieruchome zarazem. Oczy widzące na przestrzał w powietrzu płynącym na lśniących cząsteczkach kurzu. I w tym powolnym przepływie, w piskliwym szumie, w snopach bladego świtu, co wpada przez okna. Idę korytarzem po podłodze z dębowej klepki, omijając sęki, brunatne kropki, plamy gnilnego rozkładu… I w tym rozochoconym stadium syndromu Aspergera, w tej nieokiełznanej ciszy, w tym powtórnym wstąpieniu w obszar pomiędzy snami, w tej ekstazie pustki wypełnionej powietrzem o nikłym zapachu woskowej pasty, w tym skrzypieniu podłogi od nie wiadomo czyich kroków...   Albowiem unoszę się w powietrzu i płynę. Przepływam bramy nieistnienia. W tej,…   … w tamtym, w tymże, w tym…   Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Więc do kogo ja to mówię? Do nikogo. Albo do wszystkiego, choć martwego jak zimny kamień. Omszony głaz zagłębiony do połowy w błotnistej brei. Na ścieżce. Na drodze. Na leśnym dukcie. W polu pełnym gwiżdżącego wiatru. W zarośniętym ogrodzie. W nieskoszonej trawie. W plątaninie gałęzi, korzeni… Pełnej liści brunatnych, wilgotnych, błyszczących w jesiennym odlewie, co się czai po kątach w mgłą zasnutych zakamarkach. Cichych. Wiesz, ja tu jeszcze wrócę, choć jestem. Choć nigdy tutaj nie byłem. Tak jak nie byliśmy tutaj nigdy, choć byliśmy wiele razy we śnie, ale tak, jak tylko można być we śnie. Czy ty mnie słuchasz? Milczysz, kiedy mówię. Albo milczymy razem jak te dwa ciche drzewa, pnie. Wyłamane, spróchniałe kikuty.   Kto tu jest? Nie ma nikogo. Jakieś posągi, rzeźby, popiersia. Podobizny obojętnych za życia ludzi. Ale wykute z niezwykłą starannością o szczegóły i detale. I detale…W pracowniach otwartych na oścież gipsowe odlewy, kamienne bryły, okryte folią, stojące w kącie, równo, jak na wystawie. Młotki, dłuta. Jakieś rupiecie. I cement, gruz. Oprószone wszystko białym pyłem zapomnienia. A teraz słuchaj. Słuchaj. Nasłuchuję. Ale czy ten ktoś też nasłuchuje? Ten ktoś? Czy ty? A może nikt? W ciszy rozchodzą się szeptane słowa, których treści nie sposób zrozumieć. Wychodzą skądś, z każdej ściany, żeliwnej rury, kaloryfera… Z każdej szczeliny, z każdego pęknięcia… Słychać powtarzające się trzaski i zgrzyty igły rysującej spirale rowków gramofonowej płyty. Na koniec, na zakończenie jakiejś historii. Jakiegoś muzycznego monodramu… Na podłodze leży porzucona skuwka od długopisu. A więc ktoś tu był. Przez okno. Przez cały rząd otwartych okien wpada postrzępiony blask wstającego słońca. Gęstniejąca łuna idąca migotem przez liście, gałęzie kasztanów. Ponad murem zapleśniałym w jakimś nierealnym lecie. Gdzieś. Gdzieś w miejscu już nieistniejącym. A jeśli nawet istniejącym, to tylko dla mnie. Albo i dla ciebie. Jak wtedy, kiedy szliśmy ścieżką, idziemy otumanieni bezkresem wiatru niosącym maleńkie płatki żółtych kwiatków. A więc, kiedy szliśmy w tym deszczu, który kładł się lekko na nasze głowy, zerwałaś grono z drabinki dzikiego wina. Upajając się smakiem, podałaś mi kilka ziaren miłości. Ustami. Pomiędzy gałęziami wychylonymi znad płotu, co wonią aromatu kusiły wszystkie pszczoły. I ptaki, gdzieś szły, szybowały. Leciały w przestwór głębokiego nieba. W miejscu już nieistniejącym. A więc to już było. Minęło…   Zaraz, zaraz…   Kto tam tak błyszczy? Lśni i mieni się w butelce? W trunku tym wykwintnym, w którym przechodzę przez tysiąc przezroczystych bram. Marynarz? Młodzieniec? Dojrzały mężczyzna? Stojący plecami w czarnej, skórzanej kurtce. Stojący plecami i zwrócony do mnie bokiem swojej pięknej twarzy. Ze wzrokiem widzącym wszystko. Ze wzrokiem wiedzącym o mojej obecności, choć nie patrzącym na mnie, tylko tak jakby w przestwór zobojętnienia. Ale jednak wzrokiem wiedzącym i widzącym na przestrzał. Na całej długości amfilady półmrocznych pokoi w jakiejś przytłumionej budowli. I ten wąs. Ten czarny wąs przystrzyżony. Wąs pełen lśnienia. I usta uchylone.   Półotwarte. Pragnące. Chciwe. Usta zmysłowe…   Czy ty mnie choć trochę kochasz? Bo widzisz, ja ciebie... I kocham cię ponad wszystko. Ale czy ty mnie. Czy ty, chociaż trochę…   *   Rozkładam ręce. Wiruję. Wiruję coraz szybciej wokół czarnej dziury… Dotykam jej. Tej wirującej z prędkością światła obracającej się sfery. I wyczuwam. Wyczuwam ten ruch niebywałych porywów kosmicznego wiatru. I wyczuwam je opuszkami palców. Ustami. Jakbym dotykał ust umarłej przed wiekami kochanki. Jakbym całował ją poprzez cienką woalkę. Lecz będącej w formie horyzontu zdarzeń, który już na powrót niczego nie przepuszcza a tylko więzi na całą wieczność. We wnętrzu. W osobliwości…   Dopóki nie wypromieniuje do końca cała materia wszelkiego istnienia.   Tak więc Składam się z setek milionów, miliardów migoczących cząstek. Rozgrzanym dyskiem akrecyjnym. Gazem ściąganym po spirali. Wchłanianym tak szybko, że coraz bielszym, aż do oślepienia. W lodowatej próżni wszechświata. W jakiejś szczątkowej formie niesamowitego majestatu. W jakiejś aureoli… Wiesz? Czas tu jest względny. Czas. Dylatacja czasu. Ty mnie widzisz w mgnieniu. Widzisz mnie rozciągniętego w obszarze magnetycznego pola. Za to ja widzę ciebie po miliardach lat. Widzę cię zmienioną. Rozmytą w czasie. W molekularnym obłoku. W resztkach. W niczym… Rozpadniętą dawno na całe roje subatomowych cząstek. Rozbitą na kwanty elementarnego bytu. Poszatkowaną strumieniami olśniewających dżetów, jakby mieczami pradawnego kwazara. Wielkiego światła. Wiesz? Oboje jesteśmy już niczym. Za dużo czasu rozparło się między nami. Jak ta pleśń. Jak te złogi skamieniałej martwoty, co puchną w nieskończonych przestrzeniach ciemnej energii…   *   Przechodzą. Przechodzą. Przystają. I znowu idą dalej. I dalej… Trącają czubkami butów w to truchło rozpadłe. Chcący albo i niechcący. W te resztki rozwleczone przez gnojniki, przez chrząszcze zamieszkujące spróchniałe konary drzew. Słońce świeci jaskrawo. Złoci się. Na gałęziach rozwiesza swoje świetliste nitki. Na szeleszczących w powiewie liściach. Tworzy inne ściany. Inny ogród. Inne w parku ścieżki.   Już inne...   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-02-16)    
    • Świetne, naprawdę super. Ten żywogień... :)  Wiadomo, dzielić ludzi tylko na 12 kategorii to absurd. Jesteśmy tak różni... Mamy wszystkie planety w swoich kosmogramach w najróżniejszych konfiguracjach...Ponadto domy i inne aspekty. Cała masa zmiennych :) Jednak ten rdzeń... samo jądro... Pracowalam z osobą - zodiakalnym Lwem, która przy powierzchownym poznaniu nijak mi do Lwa nie pasiła... Okazało się, że ma aż 5 planet w Rybach :)  A więc ... cechy Rybie w pełnej okazałości :) i w kwadracie do Słońca... Jednak przy bliższym poznaniu ten Lew dawał o sobie znać, wychodził z Rybiego chaosu, złudzeń, uduchowienia, delikatności etc. i chciał być na pierwszym miejscu :) Jak król Lew :) Z kolei moja mama - z aktu urodzenia Koziorożec - a tu wesołość, towarzyskość, szczęśliwość mimo różnorakich trudności... Coś mi w tym nie pasowało:) Tajemnicę wyjawiła mi babcia, mówiąc, że tak naprawdę mama urodziła się na samym początku grudnia a nie stycznia (czyli jest jowialnym Strzelcem:)) ale zrobiono szacher macher przy rejestracji narodzin żeby rocznikowo była o rok młodsza - kiedyś czasami  tak robiono (jak się dało;)), zwłaszcza dziewczynkom :) Tak więc nasze zodiakalne Słońce zawsze ma dojście/wyjście by się z całą mocą zamanifestować w naszym życiu:) Pozdrówki 
    • Zbrodniarze zawsze pozostają zbrodniarzami, a jak mówią kryminalni z polskiej Policji - wracają na miejsce zbrodni, więc? Co by było, nawiązując do powyższych komentarzy odautorskich: gdyby nagle przejechali do mojego miasta i zaczęli mordować warszawiaków?   Łukasz Jasiński 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...