Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Śpiewnik - Bezdźwięczne ballady, czyli siedem (nie)szczęśliwych piosenek


Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Piosnka apokaliptyczna 

 

Zaczął prószyć deszcz popiołów

Stal, żelazo, plastik, ołów

Wielkie miast aglomeracje

Zera, jedynki i spacje

 

Ziemia już na wyczerpaniu

Cóż to będzie? Wyjdzie w praniu!

Wizja apokaliptyczna

Dla baranich łbów wytyczna

 

Ref.

Bez szacunku dla gatunku!

Ginącego w naszych oczach

Wymieranie na ekranie

Gnicie czy obumieranie

 

Zaczął smog i smok się mylić

Życie ludzkie, na kształt chwili

Jeszcze mniejszą ma dziś wartość

Rzucić można wszystko... Psia kość!

 

Ludzkość już na wyczerpaniu,

Człek człekowi mówi: "draniu",

"Czyś naczelny i rozumny?"

"Nie, bo wolę już do trumny!"

 

Ref.

Bez szacunku dla gatunku!

Ginącego w naszych oczach

Wymieranie na ekranie

Gnicie czy obumieranie

 

 

Bachanalia

 

W Rzymie na Campo di Fiori

Kosze przejrzałych cytrusów

Trudno odróżnić ludzi

Od nimf lub pijanych Bachusów

Bruku sięga idea

Wciąż nakrapiana winem

Bachanalia odwieczne

Giordano Bruno cóż - winien!

 

Turyści robiący zdjęcia

Są tutaj ale ich nie ma

Absorpcja w sztuczne zaświaty

Jak głucha ślepa i niema

Masa przed wirtualnym

Wirtuozem i zerem

Które są poprzedzone

Fatalnym zniewoleniem

 

Popiół ze stosu uleciał

Dym kadził zgniłe cytrusy

Kobiety pląsały jak nimfy

Mężczyźni niby Bachusy

 

Nic się nie zmienia z czasem

Oprócz diabelskich szczegółów

I bezrefleksyjną masę

Widzę w wielkim ogółu

 

Kobiety jak rzymskie nimfy

Mężczyźni niby Bachusy

Popioły a z nich nie Feniks

Lecz jakby wróżebne fusy

 

Miało być słowo poety

I kilka iskier z popiołów

Jest nurt i łyk cieczy z Lety

Krzyż cięższy niż rdzawy ołów

A jednak pamięć wciąż czuwać

Każe nad losem Bruna

Słowa nowe układać

I patrzeć jak płonie łuna

 

Lecz stosów już nie stosują

Wiatr uniósł popioły prochy

Romulus Remus wilczyca

I wilk aż za bardzo płochy

 

 

Szanta kosmiczna

 

Układ słoneczny, więc włączaj wsteczny!

Parszywa dziura! Nie czarna - bzdura!

(To słowa kosmity z Plutona orbity...)

 

Przy gwiazdce niezbyt okazałej

W mgławicy dość prowincjonalnej

Gdzie meteoryt zmiótł dinozaury

Plemię powstałe z małych cząsteczek

Opuszcza swą zmęczoną planetę

 

Najpierw ku Marsa czerwonemu globu

(Gdy wcześniej zdołało osiodłać księżyc)

By Beksińskiego wręcz krajobrazy

Przenieść na niego i dalej marzyć

 

Kosmiczna misja, wręcz odyseja

Drżyjcie pierścienie gazowych olbrzymów!

Bo homo sapiens znajdzie tlen wodę

I chleb upiecze w nieważkości stanie

 

Ach te kosmiczne przeprowadzki!

Poza Plutona daleką orbitę

Ludzkości wpływy - krakena macki!

Jakiż osądzi was tam arbiter?

 

 

Od anarchii do hierarchii

 

Mawiano w Jarocinie, że punk rock nie zginie,

Że Rzeczpospolita nie jest całkiem kwita,

Generacja- spacja dzisiaj nam dorasta,

Co punk rocka gwiazdy ani jednej nie zna.

 

Ref.

Teraz Woodstock lub Mrągowo,

Chuda żmijo, tłusta krowo.

Konsumpcjonizm i hierarchia.

Orgia, błoto, oligarchia.

 

Z tej anarchii, z tej idei

Do hierarchii, do Korei?

Z anarchii w hierarchię - taka kolej rzeczy.

Tak ewoluują wszystkie dzieci śmieci.

 

Ref.

Teraz Woodstock lub Mrągowo,

Chuda żmijo, tłusta krowo.

Konsumpcjonizm i hierarchia.

Orgia, błoto, oligarchia.

 

 

Historia pewnej monety

 

Była dana raz na tacę,

Zakupiono za nią świecę,

Potem facet z naprzeciwka

Sza! Monetę ma już... Dziwka.

 

Taki to już los pieniędzy,

Przez bogactwo aż do nędzy.

Od jałmużny do okupu,

Ciągle na coś, ciągle w ruchu.

 

Prać pieniądze każdy może,

Każdy pierze - na coś daje.

Wielu myje potem ręce,

Ten całuje, co wciąż ma je.

 

Sabat Esbath

 

Co się na tym wzgórzu stanie?

Nocą tajemniczy świat

Czas rozpocząć tańcowanie

Tańcowanie w noc Esbath!

 

Zadrży powietrze, martwe legendy.

Zawirują fałdy szat

potarganych, z czarnej wełny –

tańczmy, tańczmy w noc Esbath!

 

Tafla wody wsączy błękit

żywych cieni, światła gwiazd,

gdy będziemy na tym wzgórzu -

tańczyć, tańczyć w noc Esbath!

 

I w rośliny i zwierzęta

zmieni nasze ciała czas.

Tylko wzgórze zapamięta:

tańce, tańce w noc Esbath

 

Słońce już na niebie wstaje

dobiega sabatu czas

wielu jednak wciąż tańcuje

kończąc święto w noc Esbath

 

Piosenka tułacza

 

Głaz nie zatrzyma wichru,

Wiatr nie porwie kamienia.

Gdzie zatem sens tkwi tych dwóch

Żywiołów obu? W marzeniach?

 

Lewo nie stanie się prawym,

Prawo na pewno nie lewym,

Dzień nie zabłyśnie nocą,

Więc pytać można wciąż: po co?

 

Ku bezpodstawnym, tułaczym,

Wędrówkom, aby w rozpaczy

Utkwić. Jak bardzo wielu,

Którzy tu błądzą bez celu.

 

Głaz nie zatrzymał wichru,

Wiatr nie porwał kamienia.

Zostaje cisza tych dwóch

Żywiołów. I czcze natchnienia.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Rozbiłam ja swoje czarne zwierciadło. Było nowe, rama nie ta, wypadło. Próbuję zebrać kawałki szkła.   Krawędzie kłują i ranią mi ręce, A mimo to ja próbuję jeszcze Zebrać, co tylko się da.   Malujesz dla mnie nową taflę, Teraz dobraną lepiej pod ramę, Lepszą, niż była ta.   Prosiłeś, bym przestała nad tą płakać, Bym o niej wreszcie zapomniała, Bo od niej cierpisz sam.   A jednak dzisiaj pomagasz mi zebrać Coś z tamtej, bo widzisz wreszcie teraz, Że mimo niego to jestem też ja.
    • Mnie jakoś nigdy nie ciągnęło do karuzel, jarmarków, wesołych miasteczek i tym podobnych atrakcji. Pierwszy raz przejechałem się jakąś karuzelą z moim synem. On miał wtedy zaledwie kilka lat, a ja już kilkadziesiąt :))). Myśłę, że dla niego była to jakaś atrakcja, ale dla mnie średnia. Jakoś nie zapałałem do tego typu rozrywek. Twój tekst przypomniał mi nowelę filmową o trzech biednych chłopcach, którzy chcieli przewieźć się karuzelą. Akcja noweli została umieszczona w czasach, gdy elektryczność nie była jeszcze w powszechnym użytku, a karuzela, która zajechała do ich miasteczka, napędzana była siłą ludzkich mięśni. Gdy chłopcy okazali zainteresowanie tą niezwykłością, jej właściciel zapytał czy mają pieniądze na bilet. Dzieciaki oczywiście żadnych pieniędzy nie miały. Zaproponował więc im, że będą mogli się przewieźć, ale na koniec dnia i pod warunkiem, że przez cały dzień będą od środka, niewidoczni dla jego klientów, kręcić karuzelą. Chłopcy chętnie przystali na taki układ i ochoczo wzięli się do pracy. Pchając w kółko drewniane kołki wenątrz karuzeli, wsłuchiwali się w śmiechy i radosne pokrzykiwania dzieci i dorosłych kręcących się na zewnątrz i wyobrażali sobie, jak to będzie wspaniale przejechać się również na tej kolorowej, kręcącej się w kółko niezwykłości. Właściciel kasował bilety, zmieniali się kolejni chętni do przejażdżki, a chłopcy kręcili i marzyli. Byli jednak coraz bardziej zmęczeni, karuzela zaczynała zwalniać, a nawet się zatrzymywać, co wzbudziło frustrację właściela, do tego stopnia, że zagroził im, że jeśli nie wywiążą się z umowy, to przejażdżki karuzelą będą nici. Ich marzenie zaczęło się rozmywać. Nie mogli do tego dopuścić, więc zaczęli ostatkami sił znów szybciej popychać drewniane drągi. Na szczęście dzień miał się już ku końcowi i ludzie zaczęli się rozchodzić, aż końcu zostali sami z właścicielem, który powiedział, że teraz oni mogą się przejechać, zaznaczył jednak, żeby się pośpieszyli bo musi złożyć karuzelę. Chłopcy jednak byli tak wycieńczeni, że żadnemu z nich nie chciało się więcej stanąć przy drągu wprawiającym karuzelę w ruch, ale to też nie miało znaczenia, bo nawet na jazdę na niej już im odeszła ochota. Właściciel karuzeli widząc to, złożył pośpiesznie cały sprzęt i odjechał.   Pozdrawiam
    • obudziłem się po ciszy wyborczej leżąc na prawym boku dlaczego serce po lewej stronie i bije
    • Kiedy miałam dziesięć lat, marzyłam o jednej rzeczy — o karuzeli. Prosiłam mamę i tatę, by zabrali mnie na tę magiczną jazdę, ale tata zawsze mówił, że na karuzelę chodzą szumowiny. Nie mogłam tego pojąć, ale wiedziałam, że muszę tam iść. Pewnej niedzieli rano, kiedy wszyscy jeszcze spali, rozbiłam swoją świnkę skarbonkę. Zebrałam wszystkie pieniądze, jakie miałam, i bez pytania wyszłam z domu. Na karuzeli kręciłam się godzinami. Świat wirował wokół mnie, a ja czułam się wolna i szczęśliwa jak nigdy wcześniej. Nie schodziłam z miejsca, dopóki nie zrobiło się późno. Kiedy wróciłam do domu, tata już czekał. Dostałam smary na tyłek i zapytał: — Wiesz, za co to? — Za karuzelę — odpowiedziałam śmiało. Tata spojrzał na mnie poważnie: — Nie za karuzelę, tylko za to, że nie powiedziałaś, gdzie idziesz. Spojrzałam mu w oczy i powiedziałam: — A jakbym powiedziała, to bym nie mogła iść, bo już prosiłam. Tata tylko pokręcił głową, a ja wiedziałam, że ta przygoda zostanie ze mną na zawsze.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...