Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Corpus delicti


Rekomendowane odpowiedzi

Przechodzą. Przeszli. Ale ilekroć… Ilekroć jeszcze… I przechodzą wciąż przez zwielokrotnione gorączką niewyobrażalnie ostre warstwy sennego koszmaru. Te widma przemieszczają się w czasie. Wychodzą z przeszłości. Przechodzą przez teraźniejszość cieniem. I wchodzą w przyszłość, niknąc w zamykającej się za nimi ścianie.

 

Siedzę w głębokim fotelu wpatrzony w srebrny na podłodze prostokąt. Księżycowe piksele mnożą się i dzielą. Mżą jakimś dziwnym blaskiem odbitym od nie wiadomo czego. Ktoś wciąż dzwoni, kiedy nie zdzwoni nikt. Podnoszę słuchawkę telefonu i słyszę piskliwy szum, jakieś odległe, dźwiękowe halucynacje podobne do szeptów i gwizdów. Zaiste, ktoś coś mówi. Ktoś coś przekazuje z przeszłości w nader zawoalowany sposób. Żeby tylko mógł się wyrażać jaśniej… Jaśniej…

 

Moje skronie płoną od nadmiaru ciśnienia, od natłoku wizji. Wszystko płonie i drży na krawędziach milczących przedmiotów. Wszędzie kamienne twarze, obojętne spojrzenia. Okryte zakurzoną folią rzeźby, popiersia… Mijam pootwierane na oścież, bądź lekko uchylone drzwi w długim i mrocznym korytarzu w blasku pełni. Pomieszczenia, sale, pracownie, klasy… W ich wnętrzu zarysy regałów, laboratoryjnych stołów, tablic, plansz, poskręcanych pod dziwnym kątem zabiegowych foteli… I zwoje kabli, gruz, potłuczone szkło, szary pył… Mdląca mieszanina jakichś starych chemicznych odczynników miesza się z odorem śmierci. W szklanych gablotach medyczne eksponaty. Ludzkie, nie-ludzkie ze śladami straszliwych chorób.

W mroku jakieś światło. Migocząca jarzeniówka wydaje ciche brzęczenie. Ktoś tu był. Na ścianach tak jakby rozmazane ślady krwi. Pod sufitem plątanina żeliwnych rur rozszerza się lejowato jak ramiona szeroko rozwarte jak grób. Ktoś tu był… Na chromowanym stole wśród chirurgicznych narzędzi — wyszczerbiony stołowy nóż.

 

Coś się na mnie patrzy. Coś mnie obserwuje. Wiem. Czuję to aż nazbyt po lodowatych na plecach dreszczach. Na blacie stołu wyskrobane: nie ma miłości! Tak, miłość została tu zaszlachtowana jak świnia w strugach tryskającej krwi. Brunatne plamy. Wszędzie brunatne plamy…

A corpus delicti? Gdzie jest corpus delicti? Ach, wyszczerbiony, stołowy nóż z drewnianą, wytartą od wielokrotnych powtórzeń rękojeścią.

Jej ręce… Spójrzcie na jej ręce! Jej sukienka upstrzona czerwonymi plamami. Jej chrapliwy oddech mięsożercy. Szybki oddech… I odwrócone białkami oczy jak w ekstazie dokonywanego mordu! Wszędzie oczy, oczy… Twarze zdumione potęgą śmierci. Śmiertelne spojrzenia tak jak u mojej umierającej matki. Zdziwione tym otwierającym się mrokiem tajemnicy.

I wszystko pokryte kurzem. Grubą warstwą kurzu i zapomnienia.

 

Zatem pełznę w świetle jarzeniówki. Stąpam na czworakach i grzebię… Grzebię w rupieciach, gruzie. Otwieram szafki, odsuwam szuflady… Co znajduję? Okruchy przeszłości, pozostałości, artefakty dawno minionych epok. Z zakurzonych okładek wysypują się zdjęcia, zapisane pozdrowieniami pocztówki. Stare zdjęcia, stare zdjęcia… Wszystko stare, zmurszałe, pokryte zapleśniałym grzybem… Wiele, wiele liter, pourywanych zdań, poprzecieranych, zaplamionych tekstów… Ktoś tu kogoś kochał i przelewał całe swoje serce na papier. Ktoś tu kogoś kochał… Sięgam, macam rozedrganą dłonią… Szukam… Szukam wciąż…

 

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-07-02)

 

 

 

Edytowane przez Arsis (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...