Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano



w teatrze życia swoje role gramy
bez scenariuszy na kartkach spisanych
chcemy być sobą lecz nie potrafimy
innych udając bez żadnej przyczyny.

lecz jakże łatwo zgubić się w tłumie
myśląc że może ktoś nas zrozumie
ciągle przybierając jakieś śmieszne pozy
nie potrafimy spojrzeć prawdzie w oczy.

w asortymencie różne mamy maski
żadna nie bije naszym własnym blaskiem
szukając relacji nie zawsze prawdziwych
sami nie wierzymy w to co widzimy.

do sytuacji różnych się szykując
uwagi nie zwracamy czy aby nam pasują
za kulisami wciąż się przebieramy
choć to nie zmienia naszych ideałów.

jak trudno dzisiaj sobą pozostać
obrana droga wcale nie jest prosta
realizować wyznaczone cele
do przekazania mamy tak wiele.

dlatego pokażmy własne twarze
tylko prawdziwa najwięcej pokaże
budujmy wokół coraz więcej mostów
niech będzie istnienie bardziej radosne.

Opublikowano

@izabela799  Przykuwa uwagę, ale wymaga jeszcze dopracowania. Jeżeli zaczynasz trzymać tekście rytm to go nie łam bez powodu. Np.:

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Sylaby dotychczas elegancko szły 5+6, tutaj mamy zaś w kolejnych wersach 5+5, 5+5, 6+6, 5+6. Więcej takich baboli można znaleźć czytając wiersz na głos.

Po drugie: różne sytuacje, wyznaczone (przez kogo?) cele, różne maski, wiele do przekazania, nasze ideały... Wydaje mi się że chcesz pisać bardzo ogólnikowo i nie ma w tym winy, ale te wyrażenia sprawiają że tekst wydaje się błachy, banalny. Osobiście albo bym posuwał te przydawki, albo zmienił je na bardziej metaforyczne.

Pozdrawiam serdecznie, pisz więcej:)

Opublikowano (edytowane)

w teatrze życia swoje role gramy
bez scenariuszy na kartkach spisanych
chcemy być sobą lecz nie potrafimy
innych udając bez żadnej przyczyny.

patrz jak łatwo zgubić się w tym tłumie
myśląc że może ktoś choć raz zrozumie
przybierając w nim jakieś śmieszne pozy
nie potrafimy spojrzeć prawdzie w oczy.

w asortymencie mając różne maski
nie świeci żadna osobistym blaskiem
szukając relacji nie zawsze dobrych
sami nie wierząc w te nadobne Kobry.^

do sytuacji różnych się szykując

nie wiedząc czy aby nam pasują
za kulisami wciąż się przebieramy
choć naszych to nie zmienia ideałów.

czy tak trudno dzisiaj sobą pozostać
obrana droga wcale nie jest prosta
realizować wyznaczone cele
do przekazania jest jeszcze tak wiele.

dlatego ukrywamy własne twarze
tylko prawdziwa najwięcej pokaże
budując wokół coraz więcej mostów
zaistniejemy w tym mocno - radośnie.

 
 
 
 
"przepisałem wyrównując rytm - bo nasza poetka się speszyła"
 
^Kobra - serial tv kryminalny :)))

nie jestem przekonany do tekstu, jednak buntuję się na babole :)
 
 
 
Edytowane przez sam (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Dwa słowa  - robi wrażenie  !
    • białe chmury  rozkołysane w niedopowiedzeniach  letniej pieśni   drobniutkie  kropelki na twarzy wrastają w nas słodyczą   ciemnoczerwonym rumieńcem jabłoni spartan w gęstniejącej koperkowej mgle    uspokajasz  szeptem motyla szum wiatru   jesień  z zawiązanymi oczami wierszem   i w zmechaconym  metaforami    swetrze  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Migrena Pięknie i wzruszająco.
    • Lato rozdarło się jak zardzewiała flaga. Nad morzem tańczyliśmy boso, piasek wbijał się w skórę jak tysiące igieł, czasem jak krwawiące ostrza. Twoje włosy były czarnym grzmotem wiatru, solą, co paliła w gardle jak rana. Kochałem cię jak pustynia ulewę, jak rekin krew, jak burza grzmot. Bez wahania. Bez litości. Do bólu. Aż woda stawała się winem, a słońce rozsadzało horyzont jak granat. Twoje ciało było oceanem, bez dna, bez brzegu, gdzie tonąłem i rodziłem się na nowo, w szepcie szaleństwa i przypływach ognia. Każdy dotyk jak rozcięcie, każdy pocałunek jak krzyk i krew w serce. A jednak pragnąłem więcej. Zawsze więcej. Bez końca więcej. Ale przyszła jesień – rdzawa, gnijąca, cicha jak dłoń trupa. Liście opadały jak spalone fotografie, a twoje oczy gasły, zamieniały się w popiół wspomnień. Został tylko szum fal, jak pusty śmiech Boga w pustej katedrze. Teraz siedzę sam, z piaskiem w oczach, z tęsknotą, co ma kształt noża wbitego po samą rękojeść. Palę wspomnienia jak suchą trawę, ale ogień nie grzeje, tylko dymi. A dym gryzie i dławi, jak imię, które wciąż słyszę w sobie - rozbitą butelkę na mieliźnie, z resztką soli na szkle, co pali jak dawna rana, echo, co nigdy nie wraca, lecz budzi widma wiatru, wycie psa przy torach, gdzie tory prowadzą w pustkę, morze, które zna i kocha tylko samotnych - a w ich sercach sieje burzę, co nigdy nie milknie.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...