Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Memento z niebanalnym tryptykiem


Arsis

Rekomendowane odpowiedzi

Patrzę przez okno na nadciągającą falę. Zmiata wszystko: domy, drzewa, ludzi… Fala jest nieubłagana w swojej potędze. Zabiera. Morduje. Miażdży. Zbliża się. Czuję drżenie ziemi i potworny huk zmieszany z jakimś niewyobrażalnym, potępionym jękiem.

Szara ściana nicości jest przed moimi oczami. Jest tuż. Już mnie dotyka… Zamykam oczy, aby dostąpić nieuniknionej czerni.

 

A tylko chciałem ciebie przytulić, skryć w ramionach. Tak po prostu. Nic więcej.  Zamiast tego nie ma nic, tylko potworniejąca w oczach szaro-czerń kamiennego masywu na wyobraźnię. Co się za chwilę stanie? Nic. Po prostu nic. Jedynie śmierć mną zawładnie. To takie pospolite i tkliwe. To takie sentymentalne w swojej kiczowatości przekazu. Migają mi przed oczami twarze, przesuwają się jak w kalejdoskopie. Czyje? Niczyje. Bezimienne. Zatarte. Nieostre. Zapomniane widma. Deliryczne reminiscencje przejmują kontrolę nad moim ciałem i umysłem. Piłem? Nie piłem. Coś postanowiłem... Zresztą, nie pamiętam, co. Gorączkowa maligna dopieszcza mnie w swojej niemiłosiernie ostrej wirtuozerii. Spójrz, jeśli jeszcze możesz spoglądać, jak przechodzą przeze mnie niezliczone, senne majaki, jak wychodzą z lustra stojącego trema. I śmieją się. Śmieją się jak za życia wąsate truchła. Wszyscy ci, co w uśmiech wkładali ledwie zauważalną tęsknotę. Lecz tęsknotę odczuwalną do głębi.

Omiata mnie chłodny wiatr. Wspina się z krzykiem po wzorach pozdzieranych tapet. Stukają w ogromnym przeciągu niedomknięte okna, drzwi... Kto umarł? Wszystko umarło w swoim ciągłym niedoumieraniu.

Tak oto śmierć mnie nawiedza, zapraszając do tańca. Chce mnie wyciągnąć ujmująco na spacer, na randkę. Na rozkwiecone rendez-vous ze zwiędniętymi kwiatami ściśniętymi w bladej, kościstej dłoni. Będzie pięknie. A miało być przecież tak pięknie… Zatem, gdzie ty jesteś? Nie ma cię nigdzie. Nikogo nie ma, poza mną. Bo i po cóż miałby ktoś jeszcze być? W otchłani nieistnienia nie potrzeba nikogo więcej. Tam jest jedynie nic i nicość — para kochanków. Zakochanych w sobie bez pamięci. Wiesz? Chciałem tak, ale coś się zawaliło, zagrzebało w mule pędzącej wartkim nurtem rzeki czasu. Wiem, że nie mogę cię budzić w nocy. Nie mogę cię w ogóle wyrywać z rozgwaru życia. Mimo to jesteś tam jeszcze? Przepraszam, że wołam, ale uwierz mi. Wołam z przyzwyczajenia, choć wiem, że nie ma już tam tak naprawdę nikogo.

Echo odbija się od ścian pustego domu. W milczącej słuchawce telefonu jedynie piskliwy szum. Drży i migocze płomień stojącej na stole, dopalającej się świecy. Fruwają wokół puszyste ćmy, zawadzając skrzydłami o moje pulsujące skronie, o krawędzie talerza z okruszynami czerstwego chleba. O pustą szklankę, o pełną. Napełnioną raz jeszcze i jeszcze... Bądź jeszcze… Majaczą cienie o wątpliwej konsystencji. Pełno ich. W powłokach zasłon, w tych dolinach i górach jakieś pogmatwane zwidy, najrozmaitsze zmory. Drwią ze mnie niedające się zidentyfikować maszkary. Jesteś tam jeszcze? Powraca to znów i znów w melancholijnych przypływach i odpływach oceanu, w moich oddechach. Powraca w tlącej się nadziei. Kochałem cię i kocham, i kochać będę w wielokrotnych powtórzeniach, w wielopiętrowej konstrukcji metafor… Nie znamy się? Ależ znamy, tylko będąc w niepoznaniu poznajemy jeszcze. Skąd to przeświadczenie? Z wieczności, z tej niematerialnej koegzystencji. Z tego kwantowego splątania subatomowych cząstek, które wiedzą o sobie, mimo ogromnego oddalenia. Wybacz, ale mieszają mi się dziwnie epoki i lata. Gdzie ja jestem? Gdzieś pomiędzy. Gdzieś w międzyczasie, w bezczasie, w upiornej jednak beznadziei…

 

Chciałem pojechać na cmentarz. Odwiedzić grób rodziców. Byłem tam. Jestem… Słońce świeciło i świeci. Odbija się od murów starych kamienic. Migocze. Mijam. Mijałem zarośnięte mogiły w prześwitach słońca, zrujnowane resztki, eleganckie bryły i rzeźby. Gładkie i lśniące w blasku lata jasne oblicza… Krzaki nachodzą, kładą się na płyty, kamienne krzyże z mosiężnymi głowami Chrystusa. Na moim jej nie ma, została jedynie okropna szrama po wyrwanym bezdusznie sercu. Komu mogę to powiedzieć? Nikomu. Nie ma cię tutaj. Jesteś? Gdzie? Rozglądam się, lecz nie dostrzegam niczego, poza swoim zgarbionym cieniem na żwirze alei. Ja tu umrę. Upadnę i już nie wstanę. Nachylą się nade mną umarli, zapomniani, ale tylko na chwilę. Spojrzą obojętnie i odejdą. Rozejdą się do swoich mogił, do swoich jedynych miłości i wspomnień.

Wiatr mnie rozwieje, rozwlecze wysuszone, pokruszone szczątki. Zmiesza z piaskiem, z ziemią, z pyłem…

 

(Włodzimierz Zastawniak, 2023-06-11)

 

 

 

Edytowane przez Arsis (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Arsis

   Jestem pod wrażeniem. Po raz następny. Mimo, iż jedno zdanie wymaga poprawienia: "tremo" to lustro właśnie, zatem owo zdanie, znajdujące się w drugim akapicie, winno mówić, że "senne majaki wychodzą z powierzchni stojącego trema". Względnie "z tafli" lub "szklanej gładzi". 

   Pozdrawiam Cię serdecznie. Wszystkiego pozytywnego

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

.

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Wśród nocy cisza, ciemno wszędzie, Tylko moje myśli krążą wokół Twoich snów. Zgubiłem siebie, nie wiem nawet gdzie, Każdy dzień jak cień, światło tu nie sięga. Czasem sięgać próbuję w przyszłość odważnie, Ale jest mi tu jakoś niewyraźnie. Tak pusto, głucho wszędzie, I nie wiem co to będzie. I czy cokolwiek  jeszcze będzie. Mówią, że życie to nie bajka, Ale nikt mi nie powiedział że to będzie thriller. Fabuła tej opowieści mi ucieka, Nikt i nic już na mnie nie czeka. Czuję chłód, choć w pokoju ciepło, Każdy mój uśmiech to gęba z plastiku. Lubiłem marzyć, teraz boję się, Że dawne marzenia to tylko zły sen. Za rogiem otwiera się dla mnie nowy dzień, I znów zapomnę, co znaczy "żyć". W koło i w koło, bez celu, bez końca. Czy znajdę siebie, w tym całym szaleństwie?
    • @Leszczym Metaforycznie prezent odnalazł miejsce w tekście. Być może adresat doceni wartość prezentu :))
    • @Natuskaa    Dziękuję Ci wielce

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      .
    • @violetta dzięki; publikuję tutaj tylko dodatkowo - normalnie na TwojeWiersze (jako RoMiś - bo 'Groschek' ma blokadę); tego portalu nie rozgryzłem do tej pory..
    • @Hiala @Monia @Domysły Monika @malwinawina @Leszczym, ponieważ zauważyłem, że jest tutaj taki zwyczaj, że autor dziękuje za polubienia swojego wiersza, to i ja wam dziękuję. I, jak już zapowiadałem, mam zamiar napisać własną interpretację tego mojego wiersza. Ponieważ spotkałem się tu na portalu z taką opinią, że interpretacja wiersza przez autora może zagrażać intuicji czytelniczej, to proponuję, żeby ci, którzy tak myślą tej interpretacji po prostu nie czytali. Ja ze swej strony uważam, że autor wiersza powinien być także uczestnikiem dyskusji o swoim wierszu, chociażby dlatego, że dla samego autora znaczenie jego poezji nie musi być wcale jasne, autor także może po upublicznieniu swojego utworu go niejako "odkrywać". Autor może także mieć świadomość, że jego autorska interpretacja własnego utworu wcale nie musi być jedyna i autorytatywna... .
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...