Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Inne spojrzenie, część 140


Rekomendowane odpowiedzi

                                         - dla Belli 

 

   - Ee... Tak, tak w ogóle to cześć, Kruszynko - Mil częściowo odzyskał przytomność umysłu i zdolność odpowiadania. Zaraz po tym przyszła mu do głowy myśl, aby uśmiechnąć się do córeczki-aniołki. Tak zwyczajnie i tak po prostu. 

   - Właśnie, tatku. Może uśmiechniesz się do mnie? - zapytała. 

   Mil odniósł wrażenie, że okoliczności są na tyle dziwne, że wręcz powinien osłupieć po raz drugi. Chociaż lekko. Opanował się jednak. 

   - No nie! - zdecydował, że usiądzie, po czym roześmiał się swobodnie czując, że opada zeń wokółokolicznościowe napięcie. Usiadł, zgodnie z pomysłem. 

   - Tak, Kruszynko: masz rację - przywołał na twarz uśmiech, starając się o jego naturalność.  - Proszę - druga próba wypadła bardziej naturalnie. 

   - Mamusiu! - zawołała Nowonarodzona - spójrz tylko, tacie udał się uśmiech! 

   - Właśnie patrzę, kochanie - Bellomama zaśmiała się radośnie. - Faktycznie! 

   - Dobrze, że usiadłem - kolejnym roześmianiem się Mil rozwiał napięcie do końca. - Tak. Zdecydowanie. Mmm... Wiecie co, moje kochane? Cieszę się bardzo, że już wszystko dobrze. I że jesteśmy już razem we trójkę. 

   Bella uśmiechnęła się, pozwalając Małej mówić. 

   - Już wszystko dobrze, tatku? - zapytała,  zrobiwszy niewinną minkę. - A to było cokolwiek źle? Byłam grzeczna i zdrowa u mamusi pod sercem. Urodziłam się zdrowa, mamusi też nic dolega. I też cieszę się, że widzę was na własne oczy, bo przedtem mogłam was widzieć wyłącznie tak duchowo. No i słyszeć oraz czuć. 

   - Taak... - rzekła Bella, powstrzymując śmiech. -  Co na to powiesz, meu querido? 

   - Chyba tylko to, co oczywiste - roześmiał się ponownie. - Dobrze, iż usiadłem... 

 

                              *     *     * 

 

   - Jest piękna po tobie - odezwał się Mil do żony, gdy Kruszynka, wiedziona ciekawością, udała się pozwiedzać trochę miejsce swoich narodzin. Samotnie, zgodnie z życzeniem. - I mądra. Też po tobie. 

   - Ma pełnię anielskich mocy - odpowiedziała Bella. - Jest w stanie zajrzeć do każdego umysłu i zobaczyć wszystkie myśli danej osoby: tak materialnej, jak wyłącznie duchowej. Widzi od razu, jaka energia otacza daną istotę. Nie można do niej podejść ani tym bardziej jej dotknąć bez jej zgody. To część jej natury, ale ponadto porusza się w swoistym polu ochronnym, które może przeniknąć tylko ktoś, będący na odpowiednio wysokim poziomie pozytywności. Inaczej nie można zbliżyć się do niej; zetknięcie z kimś lub z czymś zbyt niskim energetycznie wywołuje u tej osoby lub u tego czegoś więcej nieprzyjemne wrażenia, zarówno fizyczne, jak duchowe. Im niższy poziom, tym silniejsze. Dzięki temu jest absolutnie bezpieczna.

   - Jesteś tego pewną, jak rozumiem - Mil popatrzył na żonę upewniającym się spojrzeniem. 

   - Całkowicie - Bellożona uśmiechnęła się w odpowiedzi. - Ser calmo, bądź spokojny. Dlatego nie pójdzie w bibliotece do Działu Ksiąg Zakazanych, ani do Zakazanego Lasu, chociaż jest ciekawa wszystkiego. W tamtym dziale wiele ksiąg uległoby zniszczeniu, czego jest w pełni świadoma, a szanuje księgi jako, tak czy inaczej, owoc czyjegoś energetycznego wysiłku. A w Zakazanym Lesie...

   - Zakazanym - Lesie? - Mil poczuł jakby coś jakby lekkie zaniepokojenie, pomimo zapewnień żony.

   - Cóż... - Bella uspokajająco uścisnęła dłoń męża. - Tam Aragog mógłby popaść w żałobę i depresję... rozumiesz, prawda? 

   - Aż tak? - Mil spojrzał na żonę wciąż z pewnym niedowierzaniem.

   - Aż tak - potwierdziła. - Pająki to raczej mało pozytywne stworzenia, z pewnymi wyjątkami oczywiście. Ale dusze, które w nich zamieszkują, są zasadniczo młode, a więc i mało doświadczone. Zaś Aragog, chociaż Hsgrid opiekował się nim właśnie dlatego, że wyczuwał w jego aurze pozytywne przebłyski... Cóż - powtórzyła. - O ile sam by przeżył. 

 

                              *     *     *

 

   - Mamusiu. tatusiu! - zawołała Kruszynka, wbiegając do pokoju, otworzywszy sobie uprzednio drzwi telekinetycznie. - Byłam na dziedzińcu, we wszystkich wieżach i na wszystkich piętrach - wyliczyła jednym tchem. - W bibliotece jedne drzwi nagle się zapaliły, pan Filch musiał gasić... A w Zakazanym Lesie jakoś pusto, chociaż fajnie było spotkać jednorożce i centaury... 

   Bella i Mil spojrzeli po sobie, nic mówiąc. Dziwnym zbiegiem okoliczności równocześnie... 

   Cdn. 

 

   Voorhout, 19. Maja 2023 

   

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Corleone 11 Jest taka polska książka o wiele bezpieczniejsza dla dzieci, też jest w niej magia i trójka bohaterów. Akcja rozgrywa się w naszych czasach, prócz 11 części, gdzie podróż dotyczy zdobycia pióra T-rexa. Przeczytałam synkowi pierwszą i trzecią część, córka czasem słucha, nie ma tam tej czarnej magi

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Sytuacja jest patowa,ujmę to najprościej, przed snem lepiej film obejrzeć o "Królowym Moście" Pozdrawiam Adam
    • siedzimy na błoniach popijając jogurt   to jest ten moment kiedy widać jednocześnie słońce księżyc i gwiazdy   Julek mówi że początek to było jedno Wielkie Pierdolnięcie jest z technikum i wie co mówi ale ja czuję że było zgoła inaczej   byliśmy tam wszyscy na samym początku ktoś coś powiedział ktoś się nie zgodził i tak się zaczęło    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...