Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

      Kiedy jeszcze nastolatkiem byłem,

Wybrawszy się pewnego pięknego dnia na spacer,

Zgorszony przystanąłem za chwilę,

Gdyż pewne skandaliczne zdarzenie oburzyło mnie niebywale,

 

Szła chodnikiem o lasce schorowana staruszka,

Szedł chodnikiem z naprzeciwka nastoletni zawadiaka,

Co ciągle tylko zaczepki szukał,

I bez cienia zawahania staruszkę wulgarnie zwyzywał,

 

Kiedy nastolatek nieznajomą staruszkę zwyklinał,

Z zażenowania zaniemówiłem…

Kiedy szyderczo przy tym się zaśmiał,

Omal za głowę się nie złapałem…

 

Wulgaryzmami jakich dawno nikt nie słyszał,

I nie oglądając się za siebie,

Nie zwalniając kroku prymitywnie się zaśmiał,

Zaraz oddalając się pośpiesznie…

 

Może kiedyś należała do Solidarności ?

A teraz schorowana w życia jesieni,

O drewnianą laskę musząc opierać swe stare kości,

Pragnęła jedynie dobrym słowem się pocieszyć…

 

A może nawet kiedyś w młodości,

Samym partyzantom pomagała ?

Ładnej to wdzięczności,

Od młodego pokolenia na starość się doczekała…

 

Boże, co za prymityw!

Jak bardzo trzeba być moralnie zgnitym,

By nieznajomą staruszkę wulgarnie zwyzywać,

Najcięższymi przekleństwami damy siwą głowę sponiewierać…

 

Kiedy wróciwszy do domu telewizor włączyłem,

Z niekłamanego przerażenia oczy szeroko otwarłem,

Wysłuchawszy uważnie codziennych informacji,

W podziw wpadłem jak niezgłębiony jest debilizm ludzki,

 

Oto znowu jakiś nastolatek inny,

W wieczornych godzinach najpewniej będąc pijany,

W samym sercu puszczy prastary dąb podpalił,

Zbrodniczego tego czynu dokonawszy pośpiesznie się oddalił,

 

Wybrzmiała z telewizora policji poszlaka straszna,

Ciężarem swym dech w piersiach niemal zapierająca,

Iż w mistycznym cieniu rozłożystych gałęzi,

W wielkiej dziupli pozostawił kilkunastu papierosów niedopałki…

 

I spłonął cudowny dąb prastary,

Ogniem bezlitośnie strawiony niemal cały,

Żywe dziedzictwo wieków bezcenne,

Padło ofiarą głupoty bezdennej…

 

Boże, co za prymityw!

Jak bardzo rozum trzeba mieć przegnity,

By pomniki przyrody bezcenne niszczyć,

I w duchu z głupoty własnej się cieszyć…

 

Przybity wydarzeniami dnia tego jednego,

Powróciłem wspomnieniami do wieku dziecięcego,

Czasu zdać by się mogło beztroskiego,

Lecz niezrozumieniem otaczającego świata boleśnie naznaczonego,

 

I wspomniałem jak moi krewni,

Będący niegdyś zapalonymi wędkarzami,

Srodze niegdyś się oburzali,

Przeciwko wyrzucaniu w rzek pobliżu worów ze śmieciami,

 

Kiedy sami widzieli jak pod mroku zasłoną,

Powodowani zapewne głupotą niezmierzoną,

Podli ludzie zostawiali wielkie czarne wory,

Na czystym nieskażonym łonie przyrody,

 

Na skrzących zielenią terenach wędkarskich,

Wyrzucając bezczelnie wielkie wory śmieci,

Profanując tym sacrum matki natury,

Niczym rozwydrzeni gówniarze dumę siwowłosej damy …

 

Czy to w relacjach międzyludzkich, czy na przyrody łonie,

Kompletnych prymitywów widać nigdy nie brakuje,

Nie brakuje w ludziach moralnej zgnilizny,

Nie brakuje w ludziach bezdennej głupoty…

 

Lecz pośród powszechnej obojętności,

Na niebywałe wandalizmu akty,

Brakuje jednakże zwykłej ludzkiej wrażliwości,

Na dziedzictwem ludzkości będące cuda przyrody…

 

Opublikowano (edytowane)

                   Kiedy jeszcze nastolatkiem byłem, wybrawszy się pewnego pięknego dnia na spacer, zgorszony przystanąłem za chwilę, gdyż pewne skandaliczne zdarzenie oburzyło mnie niebywale.

                    Szła chodnikiem o lasce schorowana staruszka. Szedł chodnikiem z naprzeciwka nastoletni zawadiaka, co ciągle tylko zaczepki szukał i bez cienia zawahania staruszkę wulgarnie zwyzywał. Z zażenowania zaniemówiłem…  Kiedy szyderczo przy tym się zaśmiał, omal za głowę się nie złapałem…  Wulgaryzmami jakich dawno nikt nie słyszał - nie oglądając się za siebie. Nie zwalniając kroku prymitywnie się zaśmiał,

Zaraz oddalając się pośpiesznie…

 

Po korektch może być ciekawym kawłkiem prozy.

Cel nie uświęcił  braku środków

 

 

Edytowane przez Jacek_Suchowicz (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Prawda zawsze jest jakaś tam. W sensie, że nie mam pewności, czy pojęcie prawdziwości jest akurat w tym wypadku adekwatne. Wiersz może być prawdziwy, w tym sensie, że odzwierciedla stan faktyczny - faktycznie zaistniałe emocje, wydarzenia, myśli, zjawiska. Ale może być źle napisany. Nieudolnym językiem banalnymi metaforami, niedbale, chaotycznie, wtórnie. Bywają jednak teksty perfekcyjne formalnie, a jednak za nimi stoi tylko martwa estetyzacja. I bądź tu człowieku mądry.
    • co znaczy być sobą iść tam gdzie się chce czuć wiatr echo cień nie  patrzeć w tył   co znaczy być sobą kto mu odpowie by nie musiał się  z tym gryźć    a może być sobą  by kłamać kraść innym uśmiech i łzy kurwą być   przecież na końcu i tak wybaczą to że chciał w życiu sobą  być nie udawać
    • Żeby tylko wszyscy mnie szczerze nienawidzili!  O tak, uważaj mnie za bezwartościowego i nawet niech ci przez myśl na ułamek sekundy nie przejdzie martwienie się o mnie, bo nawet jeśli, nic i tak nie będzie mnie interesować bardziej niż mój własny interes i nieuprzątana głowa      O zakochać się szaleńczo!  Kto by nie chciał tych wzlotów serca…. Lecz tylko kiedy są fantazją, Nie ranią tej kruchej duszy człowieka   Przyjaźń, Relacja warta czasu,starań i pieniądza… I co po tym?  Spróbuj użyć złamanego słowa, to i przyjaciel rozpłynie się szybciej niż zdążysz musnąć przeprosiny   Więc, co?  Jedynie nadzieja…  Tak, matka głupich  Co mnie trzyma,  Że, może spokój tej chorej głowy  Będzie w najlżejszej samotności,  A teraz burza  I marzeń wiele  I jedno tak pospolite jak dla wszystkich śmiertelnych  Chętnie utonąłbym w bogactwie, tego materialnego świata, Nie zważając na głody i bóle innych    O tak! Niech mnie wszyscy nienawidzą! I odejdą, i nawet się przez chwilę nie obejrzą!  Błagam! Czy w moich żądaniach nie jestem wystarczającą odrazą?      Jestem samolubny, Lecz nie każe nikomu… Ażeby jakkolwiek musiał się ze mną dręczyć, Więc niech odejdą! Bo narazie tylko jakieś głupstwo ich tu trzyma, i to z pewnością ulotne
    • Co kilka lat wynurzam się z własnych głębin, jakby powietrze mogło odczytać mój puls. Biorę wdech — ostrożny, przezroczysty — i pozwalam oczom dotknąć światła. Tylko po to, by wrócić pod powierzchnię, gdzie ciemność nie straszy, a jedynie uczy mnie oddychać inaczej.   Co kilka lat odkładam dzień na później, wyciągam z kątów gitary i mikrofony, przeczesuję kurz na strunach pamięci, zatrzymuję zegary, co biegną beze mnie. Na chwilę wracam do roli, w której próbuję być muzykiem, poetą, śpiewakiem własnych niegotowych historii.   Co kilka lat przychodzi cisza — ta najtrudniejsza, co nie pyta o zgodę. Siada naprzeciwko jak dawny znajomy i patrzy, czy jeszcze mam w sobie żar. A ja, niepewny, lecz wierny sobie, zbieram oddechy, przecieki światła, i znów zaczynam — od pierwszej nuty, od słowa, które drżało we mnie latami.
    • Bogactwo + Bogactwo = Bogactwo Bieda + Bieda = Bieda  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...