Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Inne spojrzenie, część 123


Rekomendowane odpowiedzi

                                                                    dla Belli

 

   -Querida, Kochanie... - tyleż zaskoczony, ileż oszołomiony Mil z niejakim trudem formułował i wypowiadał słowa. - Nie wiem, co powiedzieć... Czuję się... zawstydzony i zarazem tak bardzo szczęśliwy... 

   - Nie wstydź się, meu querido, mój ukochany - szepnęła Bella, przytulając się doń. - Eu sei, wiem, że nie rozmawialiśmy o tym... zresztą o wielu sprawach nie zdążyliśmy jeszcze porozmawiać. Ale voce sabe, wiesz, że w poprzednich małżeństwach nie doczekaliśmy się dzieci. Teraz wiesz także, iż stało się tak nie przez przypadek... 

   - Tak zaplanowaliśmy nasze wcielenia? - domyślił się Mil. - A podówczas byłem zbyt mało świadomy, by znać tę prawdę... Przyznaj - spojrzał Belli głębiej w oczy - ale ty wiedziałaś o tym wcześniej? 

   - Wcześniej niż ty, ale w obecnym wcieleniu i w tym naszym pierwszym: tak - odrzekła. - W naszym sprzed około wieku nie. Będąc Indianką, miałam dostęp do naturalnej wiedzy, a potem, sam wiesz: wychowanie w religii chrześcijańskiej uwstecznia, odrywając od wiedzy przodków i starając się powstrzymać duchowe przebudzenie. A w następstwie tego prawdziwy duchowy rozwój. 

   - Ty zaś - kontynuowała - w czasie naszej pierwszej wspólnej drogi byłeś zbyt przywiązany do wiary, w której cię wychowano. Wszystko, co od niej odstawało lub było z nią sprzeczne, uznawałeś za diabelskie, a w najlepszym razie lekceważyłeś jako miejscowy zabobon... Ale nie krytykuję cię: ze mną podczas naszej drugiej wspólnej drogi bywało nie lepiej, a poza tym tak sobie wybraliśmy. 

   - No dobrze - Mil zawrócił myślą do teraźniejszości i, ucałowawszy czule żonę, uśmiechnął się i pogłaskał ostrożnie jej brzuch. Już odrobinkę zaokrąglony, tak mu się w każdym razie w tej chwili wydało. Natychmiast poczuł, jak pochodząca od Nich Obojga Kruszynka zareagowała. Wrażenie dotknięć z wnętrza ciała jego żony było teraz wyraźnie silniejsze. Nagle przyszła mu myśl: a może to nie tylko z wnętrza ciała, ale... z wnętrza duszy? - Zastanowił się: ale czy to w ogóle możliwe? Zadziwiony tymi myślami, patrzył na brzuch Belli i dotykającą go własną dłoń, nie podnosząc wzroku. 

   - Sim, tak: to możliwe - usłyszał i podniósł spojrzenie na Jej śliczną buzię. Uśmiechała się, promieniejąc radością. - Claro que sim, oczywiście że tak. To możliwe. Jak właśnie widzisz. Jak widzimy i doświadczamy oboje - uśmiechnęła się po raz kolejny. Ten uśmiech wydał się Milowi bardziej wdzięczny niż każdy z poprzednich. Znów poczuł się zaskoczony: i tym wrażeniem, i tą myślą. Odczuwając na powierzchni wewnętrznej strony dłoni kolejne dotknięcia, przenosił zadziwione spojrzenie z rozświetlonej uśmiechem twarzy Belli na swoją dłoń, wciąż spoczywającą na Jej brzuchu. I z powrotem. Dotknięcia Istotki przeniosły się teraz na końce jego palców. Czuł je tam, jakby przenosiła dotyk z palca na palec... jakby je licząc i jakby bawiąc się tą czynnością. Znów podniósł spojrzenie na twarz żony. Jej uśmiech wyraźnie się zmienił - pomyślał. - To nie jest tylko moje wrażenie. Czy ona to wie? - przyszła mu do głowy kolejna myśl.

   - Pewnie, że wiem - powiedziała, czytając jego podekscytowane myśli. - Jak mogłabym nie wiedzieć? Ale chyba nie powinieneś być zdziwiony... przecież raduję się ogromnie z bycia mamą. No i nasza Kruszynka też wpływa na mnie, jak widzisz.

- To będzie dziewczynka, prawda? - zapytał, zobaczywszy nagle we własnych myślach kształt, przypominający malutkie, ale w pełni uformowane, zdrowe dziecko.

   - Mmm... - zawahała się. - Można tak powiedzieć.

   Spojrzał na żonę, nagle bardzo zaniepokojony.

   - Można tak powiedzieć? - zapytał powoli. - Co masz na myśli?

   Zawahała się ponownie. Patrząc Jej w oczy widział coś, co nie do końca potrafił zidentyfikować. Jakby przesuwające się myśli stały się nagle dlań dostrzegalne w postaci błysków, trwających krócej niż jedną sekundę. Próbowała się uśmiechnąć, dostrzegał to wyraźnie. Były dlań dostrzegalne tak samo jak niepokój, z którym się mierzyła: jak mu powiedzieć? I czy w ogóle powiedzieć? Ale przecież nie mogła milczeć... Ani go zbyć. Nie uwierzyłby: widziała to i czuła. Wyraźnie. Poza tym ta sprawa - o ile można byłoby tu użyć tych słów - była zbyt poważna.

   Wzięła głęboki wdech. Ledwie zauważalnie, ale Mil, patrząc teraz ze skupioną maksymalnie uwagą, nie mógłby go przeoczyć. 

   - Niezupełnie.

Cdn.

 

   Voorhout, Poniedziałek po Wielkiej Nocy 2023. 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  

 

,

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@Corleone 11Mocne, ale dobre to powyższe stwierdzenie. Religia chrześcijańska ma też swoje dobre strony. Osobiście myślę, że buddyzm i hinduizm, pomagają bardziej poznać samego siebie zwłaszcza w strefie duchowej.
Pozdrawiam Cię Michale serdecznie no i czekam na odcinek 124, co tam Bella nosi w brzuszku.  :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Wiesław J.K.

   Drogi Wiesławie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

, oczywiście masz dużo racji . Religia ta podaje wiele zasad, zaczerpniętych z dłużej (wcześniej) stniejących. Z judaizmu, jako że Jezus w sensie człowiek - nauczyciel poruszał się w kręgu kulturowym judaizmu właśnie. Ale, rzecz jasna, zasadniczo czerpał  z Własnego, Boskiego Wnętrza/Światła. To zaś zakłada automatycznie ponadreligijność - i ponadkulturowość. Czyli czerpanie jednocześnie ze wszystkich innych źródeł, pochodzących przecież od Niego - Boga/Wszechświata/Pierwszego Źródła. 

   Oczywiście, że wielu duchowych mędrców/mistyków/Oświeconych wyrosło w chrześcijańskim kręgu kulturowym. Oczywiste jest też, że intelektualnie/duchowo "poszli dalej". Przekroczyli ramy oparte częściej na "nie rób tego i tamtego", by uczyć zachętą i własnym przykładem. Nie zakazami, karą Bożą i straszeniem piekłem. O karach doczesnych tylko napomykając. 

   Dla porządku przypomnę głoszenie nieprawdy o jednym życiu i utożsamienie Prawdziwego Boga z aroganckim Kosmitą. Kosmitą, o którym wspomina na samym początku tzw. Księga Rodzaju i o którym napisano w tzw. Księdze Wyjścia. O czym rozmawialiśmy i o czym napisałem w jednym z rozdziałów. 

   Dziękuję Ci wielce za odwiedziny, czytanie, komentarz i za czekanie "na odcinek 124" . Miło mi było Cię gościć po raz kolejny . 

   Poświąteczne pozdrowienia. 

 

   Ago , Tobie również wielkie dzięki za wizytę . 

   Pozdrawiam Cię poświątecznie .

   

   

   

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Somalija

   Proszę Cię bardzo.

   Aga oczy i buzię ku słońcu wznosi, 

   złote loki przeczesuje dłonią, 

   rozanielona o przejażdżce myśli: 

   czasie dzisiejszy, niech ona się ziści

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

.

 

   Serdeczne pozdrowienia .  

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • spotkało się zimno i deszcz   a ja ja rowerem do pracy trochę daleko czterdzieści kilometrów ufam że…   spojrzenie w górę rozmowa z... nie lubię znajomości czasami jednak...   cuda  się zdarzają  wystarczy wierzyć ruszam samochód zostaje w garażu   11.2024 andrew Czy zmoknę…
    • @Jacek_Suchowicz Super bajka Miło zasnąłem    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...