Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Jak to jest po Maltańsku


Rekomendowane odpowiedzi

NARRATOR

no, to po maltańsku krótko nie będzie... krówko Boża też... 
na tym polega tajemnica, jak to jest po maltańsku. po maltańsku całą noc. 
Po maleńku… maleńka… po maleńku, maleńki…do czwartej:01 nad ranem od 23:59 w nocy...} 
-za pewnym księdzem powtarzam weźcie kanapki i herbatę bo podróż konikiem po Malcie będzie 
bez kitu z Miodkiem długa. Doradzał bym, nie słodzenie herbat. Ale zrobicie 
oczy-wista jak chceta... jak to kiedyś rowerem bez trzymanki - i cha... ha

powtarzał nie tylko Błażej ale i Ojciec jego Jerzy poranny zwierz 
sportowy - z nocnej alkowy do sieni wskoczył-ł dwóch; Ja sen; Ja Pan; 
Ja druh... kacperek. koperek. zefirek. i fiołek... kefirek. pietruszka.

i gruszka - gotowe. koperek. kwiatuszek. kalafior wspaniały. no to się 
zaczyna po Maltańsku zabawa. 

 

[jak ktoś czytał ULISSESA - sztuka ta, jest światełkiem] - wstawka autora

sztuka z podziałem na role - typ sztuki ROZKOSZNA - co nie ma takiego podziału?...

No to go właśnie stworzyłem.

[zaznaczam że tekst powstał w 2011 roku]
 

SUFLER TĘCZA

pajęczyna.


mucha nie siada! sieć. pająk. pakt między chrześcijany... 

 

stan hipnozy ETERYCZNEJ 
niemal biełey gorączki dostajesz 
qvo vadis i gwoździe 
JUDE 
zejścia pod krzyżem nie odnotowano 
tylko niewielka iskierka 
i mucha pęka 

na pół a głowa boli

i pająk

w dół

w dół

w dół


Terminator odbudowy podaje napój 
eliksir miodowy dla Kubusia 
Puchatka mieszkającego w pokoiku 
dorosłego już Krzysia 


kołysze w uniesieniu gorączkowo 
z bólem niewymownym głowy 
koń 

 

malta 
spartanie 
sparta 
sprite.ani 

 

zaczarowana noc 

 

GRZYB, BO ANIOŁ:

a! w tej nocy kolebka

 
a w kolebce pragnienie 
a! na biurku kieliszek 
pod powieką zmęczenie 
podany bezwiednie 
bez silnie wypity 
w głowie zawrót trzy po trzy 
poeta prądem pokryty 

 

noc silna moc silna 
i rozkołysanie Eternii 
eterny eteria.est - 
i jest ci Mój On Zbyszko już jest 

 

z napoju wyjętej hipnozy 
białej gorączki niewinnego 
bokiem ołtarza 

roztacza swe kręgi hora tańcząca koch.anki 
obłokiem świdruje 
a bok przeinacza 
obraca na krzyż

...i spoczął 
w zacisku kleszczy pragnienia 
teraz sprite.ani drgnie ręką 
są tylko jego spojrzenia 

 

są tylko jego niemoty 
ziemskiej wyzbyte rozpaczy 
są tylko jego pragnienia 
czy ktoś to pragnienie zobaczy? 

 

kołacze wrzeciono nić błogo 
kołacze swym kołowrotkiem 
księżniczka śnieżka na śniegu 
zostawia swoje trzy krople 

 

podwójną nicią przędzenia 
na każdym rzędzie uderza 
niewiele ma do myślenia 
myśl każdą kołaczą wyprzedza 
qu.łaczką uderza o spody 
Rycerz pod Jeźdźcem cwałuje 
Niedzielne to nie wygody 
Ona nad nim PANUJE 

 

urzędzie 
w pędzie 
nie będzie 
będzie-sz 
góra dół 
góra dół 
Ona góra a On dół 
dół dół dół 

 

Malta Sparta biały koń 
cwał i galop 
hop. hop. hop 
hip. hop. hop 
cały sad HORTEXU 
z sokami wieloma 
owocowymi 
rozstawion* - [*Róż Stawy] 

 

dokoła 

 

PUSTELNIK:

 

K.L.E.P.S.Y.D.R.Ą 
Jego ciało 
a Jej jeszcze mało 
ręce Mu rozkłada 
na najeźdźca wsiada 
nogi na kont ostry 
a ręce przybite 
gwoździe wszystkie wbite 
krwią skażone razy 
pęka krew z stygmatu 
leje się na całun 
jeszcze tego nie wie 
dzieje się pomału... 

 

Yej maltanki chruśniak 
Tej malinki usta 
i już po odpuście! 
szczawik cały 
w chuście 
płotka mała w stawie 
a ryś na wystawie 
krwią zbryzgana płotka 

jabłkowa szarlotka 
doskonałe skrzela 

skrzela swoje w nozdrza 
z braku powietrza 

 

nadąża

nie nadąża-m

 
pod sufitem w tańcu 
Frenetycznym Wywijańcu 
wesele 

 

wesoła 
się wiła 
płotka poskrzelona

powiła 

 

uniosła się 
padła 
usztywniona 
siadła 

 

spełniona 
w roztoczu 
roztoczy obłoczu 
sadzie z gruszy szoku 
smaku z pod obłoków 
soków spadających 
ogrodów BABI.LON 
pamiętajcie o nich 
ogród nie zaginął 
lecz zmienił obliczę 
by nikt nie doliczył 

ile linchy w linchu 

ile linczi w linczu

ile li.czy,w,licu 

 

Tak jak cukru w cukrze 
albo soli w oku 
piekącego 
... 

ET ETERNA HOSTIA SUNT

R.T.NNRA DRNNA 
ETERNA 

ET ETERNA DARNA EST

ET ETERNA DARNIA SUNT

 

pisk. ONA przykuta do łona. 
a szczupak spływa 
i cały od-pływa 
pozostałość Rana 

Tej rany kochana. 

 

z hipnozy wzbudził 
dzwonek 
do drzwi z telefonu 
skowronek 
porannej kawy zapaszek 
niewinnej kwiatka organizm 
On dziwnie zmyślony zamiera 
a Ona go rozAnie.la 
Ach Ela... 

 

śniąc pod dźwignęła noc czerwca 

woda w wannie zaczeka 
a w.annie niewiele potrzeba 
w.w.annie niewiele narzekań 
jedynie pot nocy zamiera. 

               

              a

 

Koc nocy zostaje siny. 
Nie nożem, połknąć swej, śliny. 
Nie możem złapać oddechu. 
Nie mam siły narzekać! 

 

kupała zmyślony 
kwiat snu paproci bez siny 
fiolet purpurą wlecze... 
biel w tym fiolecie bez przyczyny 

 

kwiatu bzu 
tego snu 
w nie ograniczenie 
chemii biologicznej 
niesie 
biologii eterycznej 
w lesie 
fizyki Astralnej 
matematyki Finalnej 
F.A. B.M.W u 
F I F A 
VOLVO ETERNA 
NIEWIELE WIDZI LAS SZUMI 
kupała nocy świetLANEJ 
NAD MORZEM CZERWONEJ LATARNI 
OGARNIJ SIĘ NIE OGARNI-..j. 

 

skawiński o czwartej zapala. 

To gasi o czwartej rano 
jak świt po nocy narzeka
Inwokacją widziAną

 

na A nadziewają się wieki


IRENA 
książkę ktoś przysłał 
samotnie
głos mu załamał 
się w drżeniu 
serce zabiło stu krotnie
płuca zamarły z wrażenia

 

organicznej nie zapomnianej 
budzącej każdego rana 

 

jak zapalenie latarni 
pobudza do ruchu statki 
by się o skałę rozmyły 
i dalej po morzu płynęły 

 

biała mewo leć daleko stąd... 
złoty zamek, złoty krąg... koronkowy bal... 
Leć tam gdzie Porucznik Sam 
morze czeka od dziecięcych Skał 

 

ps. 
ANA ANA LENA EJ EJ EJ 
ANA ANA LENA EJ 
EJ EJ 
ANA LENA LENA EJ 
lej. się deszczu lej. 

 

śnieg maja. 
puszek jasia kłębuszek. 
okruszek dębu nad szponem, 
kwiecistym mimo ogromem.

 

smakami; jabłka mięty, gruszki jabłka, 
czereśni agrestu, brzoskwini pomarańczy. 
ogończyk herbu Nałęcz - malibu. 
orgańczyk. malibu. herbu Ogończyk. 

 

mleczko z kokosa. nie koniecznie z nosa. 
owocem nocy biały z niego wymiarr... 

 

jabłko - agrsest = narośl. 
gdzieś za.rostem zarośł. 

 

Tryska każdego rana 
nocą pojawi się znika 
na imię tej nocy 
m o n i k a 
po Staropolsku czy szczerze 
jak wierzy TAK nie uwierzę 
Maltańsku 
słońca bogi 
których te same drogi 
w maju się ciała spotkały 
nic wcześniej o sobie wiedziały 
za to zapragnęły 
Tego Jawora Dwóch cieni 
Tego ostatniej spojrzenia 
w uścisku potęgi konania 
na łożu faktycznego doznania 

 

smakami; jabłka mięty, gruszki jabłka, 
czereśni agrestu, brzoskwini pomarańczy. 
ogończyk herbu Nałęcz - malibu. 
orgańczyk. malibu. herbu Ogończyk. 
mleczko z kokosa. nie koniecznie z nosa. 
owocem nocy biały z niego wywar... 
jabłko - agrsest = narośl. 
gdzieś za.rostem zarośł. 

 

na dwadzieścia siedem lat 
taki kwiat 
co kwitnie raz w życiu 
na Ostrej Bramie 
Syrenka czuwa 
szumik i szuma 

 

MONTEX - ich ogrodem HORTEX 

 

ich suma dwa plus jeden 
jeden. jeden. trzy 
na uli.cy...cy.cy...cecylii

Tej świętej 
od muzyki organów wyklętych 
patronki organistów 
wszystkich recydywistów 
nocnych poetek czytania 
czuwania i nic do Poznania 
ich palców piastunka szczera 
jak żywi to nie umiera 
jak dojdzie do krzyża to zejdzie 
jak zejdzie pamiętać będzie 

 

w błękitnym fiolecie ostatniego omamu 
w mózgu szmaragdowych szałów 
prowadząca w odpowiednie klawisze 
co dusza powinna usłyszeć 
co może usłyszeć ta Dusza 
Tej Telimeny Tadeusza 
Tej zosi nocy poślubnej 
niewiele zmienia nić wrzecie 
wrzeciono przędzi się w przędziwie 
prawdziwie to jest prawdziwe 

 

w pędzie 
a jakiś bies wciąż powtarza 
... Mi ... PRĘDZEJ ... 

 

Ja wysiadam. 


Tu na tej stacji. A Ekspres Odjeżdża 
zwłaszcza ten TELE... uuuuuf gwiazd 
i tory 
zwłaszcza że, bez zapory 
zwłaszcza, że bez blokady 
oj radek, nie daję już rady! 

 

zamieram pod tym ciężarem 
za dużo słów jak na co dzień 
pozwól odpocząć mym oczom 
już nie dręcz daj już odpocząć, 

 

ZACZAROWANA MALTA 
ZACZAROWANY SPARTAN 
ZACZAROWANA NOC 

 

IMBECYL:

ZACZAROWANA MARTA 
ZACZAROWANY SPARTAN 
ZACZAROWANY KOŃ 

 

ZACZAROWANY POETA 
ZACZAROWANY MAJ POD *** KOBIETĄ 
ZACZAROWANE UCHO 

 

słonia 

 

DWA KONIE PO BETONIE 
DWIE GRUSZKI W SADZIE 
POD BLUZKĄ JABUSZKA 
I MOKRE CHLUP DO ŁÓŻKA 

 

...nie przespać jednej nocy 
to drugiej na pewno się zaśnie... 
musiał bym tele-pizzy odpisywać 

 

czy jest ktoś niżej ode mnie na tym łez padole? 

 

ZACZAROWANY POETA 
ZACZAROWANY W MAJU POD KOBIETĄ 
ZACZAROWANE UCHO 

 

śledzia 

 

IMBECYL DO POTĘGI:

z drewna konik na biegunach 
zwykła huśtawka 
nie wielka dziewczynka 
a rozkołysze rozczula 
rozbawi. 

 

pajęczyna...w muchę a ania nie słucha... 
lecz siada. 

 

{młode wilki pytały. 
a stary wilk odpowiada. gogle. winamp sercz 
AVG czy inne wyszukiwarki filtry pley 
które ogarniają Malte i Spartę i Trojan...będziesz wiedział jak to jest 
po Maltańsku tylko uważaj bo Ci się spełni. Ja nie byłem

np. ciekawy i się Malibu napiłem. Nie żebym narzekał... ale, 
tak w każdej bajce jest jakieś ale... Tak samo jak na Malcie, 
Maderze czy Maderze... [Neybosa, mój szef z Maca - wylotówka na Poznań stolica]

nie wierzysz? uwierzę.} 

 

FRASZKA IGRASZKA ZABAWKA BLASZANA 
PATA TAJ PATA TAJ 

 

Aldona? 
Kiler?? 

To Ona 
kiler? 

 

a siarę obległy dreszcze 
i wrzeszczy jeszcze nie leszczem 
wąski swym wężem zatacza 
kręgi górskiego rogacza 
szprotka przeinacza 

 

A Pesety Kolumbijskie nie czy.lij-skie 
iks przynosi 

 

KTOŚ PO IMBECYLU:

URATOWANI PRZEZ DZWONEK 
TAM BYŁO INACZEY 
DZWONKIEM BYŁ SKOWRONEK 
A DŁONIE W ROZPACZY 

 

Przykuty pragnień swych słowami 
na białym krzyżu Twego ciała 
duszę mą ciernie uwieńczają 
schyliwszy głowę z wolna konam 

 

Ja Jako Judasz Iskariota 
za Twój namiętny pocałunek 
na dreszcz wybrałem się konania 

Ach, mi Pasuje ta Golgota! 
----------------------- 
PASJA MĄ KRZYŻ. 

zejść czy nie zejść o to jest pytanie. 
zejść, dłużej CI w niepewności zostanie. 

 

zejść czy nie zejść o to jest pytanie. 
zejść więcej mej klątwy się Tobie dostanie. 

 

zejść czy nie zejść i objawić swe pragnienie 
zejść wszak to NIE tylko nocne wspomnienie. 

e-e 

zejść czy zejść z mej duszy powłoką. 
zejść gdyż zawsze każda zwłoka zbyt ogromną zwłoką 

 

zejść czy nie zejść nocą niespodzianą? 
zejść i Nocą, zejść i Raną! 

ą-ą 

zejść czy zejść dzisiaj nocą niespełnioną. 
zejść gdyż najpiękniejsza śmierć cierniową koroną 
uwieńcza dzieło purpury zaprawionej kasztanem 
wiele to warte. wartą na warte. "trzecią kqartę" pszenicy 
za denara. dwa wróble. trzy asy. astry - kaseta. ostRy. rachunek 
z kolejnego rymu wyrosły ciernie korony na skroń umęczoną. 

osty na czoło i zgony! 

wesoło. ocet 

podchmielony.

nieprosty. za to zarośla i brody. krasnobridy. krasnaLbez brody.

krasnostawie na wystawie. rybie bez stawie.  

ą-ę 

 

KONDUKTOR NA KOLEI CO MA NIE PO KOLEI:
XIII stosunek JOLANDA. 
kareta z Herodem 
Familianą i córką Herody Filipa... 

 

ETERIA. ETERNA. EST. 
ą-ą-a 
ETERIA. ETERNA. EST. 

daj mi głowę Jana Chrzciciela na misie. 

 

ZA TAŃ CZYSZ      DLA      MNIE      JESZCZE      RAZ> 
NIE    JE DEN      RAZ< AŻ      ZA CZNIE    SIĘ    NASZ    BAL

NA ZIE MI   I SKIERKA BŁY ŚNIE    NAM   O PO LA    FAL

ZSTĘPUJĄC ANNO DOMINI NA ZIEMIĘ

 

NOWY WIEK. kompilacja LUSTRZANA

 

LUSTRO

 

...Bo, czy Ja Jes­tem - czy mnie nie ma... 
w to mogę uwie­rzyć. 


Pat­rząc w Lus­tro, nic nie widzę, 
po­za dziw­nym zbie­rze-m. 

 

Jes­tem chy­ba pajęczyną złapaną w nie­szpo­ry, 
no bo prze­cież nie wie­działem, co znaczą te zmo­ry! 

 

Lus­tro życia me­go pękło pod ciężarem wi­ny. 
Nig­dzie szu­kać je­go ka­ry i-ka­ry z dziew­czy­ny*. 

 

A dziew­czy­na* uz­dro­wiona Ra­dością, prze­baczy. 
Prze­cież, więcej miłość znaczy... niż niena­wiść* znaczy! 


Biegnąc la­sem su­lemit­ki, Pieśnią nad Pieśniami, 
połącze­ni w bez­miar świateł, zaw­sze ta­cy sa­mi

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      ... w rzeczy samej.. metaforyczny.. jastrząb i kot.. nie przestają się 'bawić', zanim nie będą.. syci. Świetnie to ująłeś, Ropuchu.
    • Ta treść byłaby świetna w prozie.. tylko rozwinąć temat i mamy gotowe opowiadanie. Jest dużo ciekawych określeń. Pozdrawiam.
    • @tetu ... najpierw odsłuchałam to, co wrzucono pod wierszem, a że Sannah i Sobel, wypadają w tym utworze wspólnie przepięknie, poleciało u mnie więcej, niż jeden raz. Marta Bijan. to także dobry "narybek" naszej sceny muzycznej. "Pieścidełko"... uroczy tytuł... :) a wiersz, jakże wieloznaczny, niewielka, ale świetnie 'ułożona'  forma i... słowa, które można, wg mnie, dwutorowo rozumieć.  Dostałaś akceptację od wielu osób, ale nikt nie rozwinął tematu... nie chcę być tą, która może nie trafić i ośmieszyć się... a tego się czasem "boję"... zostawiam i ja - duży plus. Pozdrawiam.    
    • A więc przychodzą do mnie. Przychodzi to i owo. Na jawie. We śnie. Przyszło ono albo ja-ono. Dziwna hybryda zawieszona w substancji czasu. Coś, co się wczepiło, bądź wczepia wciąż pazurami w słoje dębowej klepki albo potrójne drzwi starej, matczynej jeszcze szafy. Udekorowane w skrzydlate halucynacje błyszczącego forniru, mimo że pościeranego tu i ówdzie przez zapomniane już epoki i lata.   Chodziłem. Chodziłem. Chodzę nadal korytarzami jakiegoś instytutu albo szkoły. Albo byłem zajęty przekładaniem stosu papierów od czoła, od ramienia, od ręki… I szukałem wszędzie. Szukałem czegoś ważnego, bądź szukam czegoś, co się kryło w odmętach szalonego umysłu. W tych stukach i szeptach. W echach i pogłosach nikłego pierzchania kroków. Coś się kryło pod tynkiem. Pod wiszącymi od wieków plakatami wielkiej kinematografii. Kreski i koła. Twarze. Wszędzie twarze, rozczapierzone palce… Szeroko rozwarte oczy. Niewidzące. Martwe. Jak oczy mojej umarłej matki. I te oczy. Wszędzie wpatrzone. We wszystko, co ruchome i nieruchome zarazem. Oczy widzące na przestrzał w powietrzu płynącym na lśniących cząsteczkach kurzu. I w tym powolnym przepływie, w piskliwym szumie, w snopach bladego świtu, co wpada przez okna. Idę korytarzem po podłodze z dębowej klepki, omijając sęki, brunatne kropki, plamy gnilnego rozkładu… I w tym rozochoconym stadium syndromu Aspergera, w tej nieokiełznanej ciszy, w tym powtórnym wstąpieniu w obszar pomiędzy snami, w tej ekstazie pustki wypełnionej powietrzem o nikłym zapachu woskowej pasty, w tym skrzypieniu podłogi od nie wiadomo czyich kroków...   Albowiem unoszę się w powietrzu i płynę. Przepływam bramy nieistnienia. W tej,…   … w tamtym, w tymże, w tym…   Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Więc do kogo ja to mówię? Do nikogo. Albo do wszystkiego, choć martwego jak zimny kamień. Omszony głaz zagłębiony do połowy w błotnistej brei. Na ścieżce. Na drodze. Na leśnym dukcie. W polu pełnym gwiżdżącego wiatru. W zarośniętym ogrodzie. W nieskoszonej trawie. W plątaninie gałęzi, korzeni… Pełnej liści brunatnych, wilgotnych, błyszczących w jesiennym odlewie, co się czai po kątach w mgłą zasnutych zakamarkach. Cichych. Wiesz, ja tu jeszcze wrócę, choć jestem. Choć nigdy tutaj nie byłem. Tak jak nie byliśmy tutaj nigdy, choć byliśmy wiele razy we śnie, ale tak, jak tylko można być we śnie. Czy ty mnie słuchasz? Milczysz, kiedy mówię. Albo milczymy razem jak te dwa ciche drzewa, pnie. Wyłamane, spróchniałe kikuty.   Kto tu jest? Nie ma nikogo. Jakieś posągi, rzeźby, popiersia. Podobizny obojętnych za życia ludzi. Ale wykute z niezwykłą starannością o szczegóły i detale. I detale…W pracowniach otwartych na oścież gipsowe odlewy, kamienne bryły, okryte folią, stojące w kącie, równo, jak na wystawie. Młotki, dłuta. Jakieś rupiecie. I cement, gruz. Oprószone wszystko białym pyłem zapomnienia. A teraz słuchaj. Słuchaj. Nasłuchuję. Ale czy ten ktoś też nasłuchuje? Ten ktoś? Czy ty? A może nikt? W ciszy rozchodzą się szeptane słowa, których treści nie sposób zrozumieć. Wychodzą skądś, z każdej ściany, żeliwnej rury, kaloryfera… Z każdej szczeliny, z każdego pęknięcia… Słychać powtarzające się trzaski i zgrzyty igły rysującej spirale rowków gramofonowej płyty. Na koniec, na zakończenie jakiejś historii. Jakiegoś muzycznego monodramu… Na podłodze leży porzucona skuwka od długopisu. A więc ktoś tu był. Przez okno. Przez cały rząd otwartych okien wpada postrzępiony blask wstającego słońca. Gęstniejąca łuna idąca migotem przez liście, gałęzie kasztanów. Ponad murem zapleśniałym w jakimś nierealnym lecie. Gdzieś. Gdzieś w miejscu już nieistniejącym. A jeśli nawet istniejącym, to tylko dla mnie. Albo i dla ciebie. Jak wtedy, kiedy szliśmy ścieżką, idziemy otumanieni bezkresem wiatru niosącym maleńkie płatki żółtych kwiatków. A więc, kiedy szliśmy w tym deszczu, który kładł się lekko na nasze głowy, zerwałaś grono z drabinki dzikiego wina. Upajając się smakiem, podałaś mi kilka ziaren miłości. Ustami. Pomiędzy gałęziami wychylonymi znad płotu, co wonią aromatu kusiły wszystkie pszczoły. I ptaki, gdzieś szły, szybowały. Leciały w przestwór głębokiego nieba. W miejscu już nieistniejącym. A więc to już było. Minęło…   Zaraz, zaraz…   Kto tam tak błyszczy? Lśni i mieni się w butelce? W trunku tym wykwintnym, w którym przechodzę przez tysiąc przezroczystych bram. Marynarz? Młodzieniec? Dojrzały mężczyzna? Stojący plecami w czarnej, skórzanej kurtce. Stojący plecami i zwrócony do mnie bokiem swojej pięknej twarzy. Ze wzrokiem widzącym wszystko. Ze wzrokiem wiedzącym o mojej obecności, choć nie patrzącym na mnie, tylko tak jakby w przestwór zobojętnienia. Ale jednak wzrokiem wiedzącym i widzącym na przestrzał. Na całej długości amfilady półmrocznych pokoi w jakiejś przytłumionej budowli. I ten wąs. Ten czarny wąs przystrzyżony. Wąs pełen lśnienia. I usta uchylone.   Półotwarte. Pragnące. Chciwe. Usta zmysłowe…   Czy ty mnie choć trochę kochasz? Bo widzisz, ja ciebie... I kocham cię ponad wszystko. Ale czy ty mnie. Czy ty, chociaż trochę…   *   Rozkładam ręce. Wiruję. Wiruję coraz szybciej wokół czarnej dziury… Dotykam jej. Tej wirującej z prędkością światła obracającej się sfery. I wyczuwam. Wyczuwam ten ruch niebywałych porywów kosmicznego wiatru. I wyczuwam je opuszkami palców. Ustami. Jakbym dotykał ust umarłej przed wiekami kochanki. Jakbym całował ją poprzez cienką woalkę. Lecz będącej w formie horyzontu zdarzeń, który już na powrót niczego nie przepuszcza a tylko więzi na całą wieczność. We wnętrzu. W osobliwości…   Dopóki nie wypromieniuje do końca cała materia wszelkiego istnienia.   Tak więc Składam się z setek milionów, miliardów migoczących cząstek. Rozgrzanym dyskiem akrecyjnym. Gazem ściąganym po spirali. Wchłanianym tak szybko, że coraz bielszym, aż do oślepienia. W lodowatej próżni wszechświata. W jakiejś szczątkowej formie niesamowitego majestatu. W jakiejś aureoli… Wiesz? Czas tu jest względny. Czas. Dylatacja czasu. Ty mnie widzisz w mgnieniu. Widzisz mnie rozciągniętego w obszarze magnetycznego pola. Za to ja widzę ciebie po miliardach lat. Widzę cię zmienioną. Rozmytą w czasie. W molekularnym obłoku. W resztkach. W niczym… Rozpadniętą dawno na całe roje subatomowych cząstek. Rozbitą na kwanty elementarnego bytu. Poszatkowaną strumieniami olśniewających dżetów, jakby mieczami pradawnego kwazara. Wielkiego światła. Wiesz? Oboje jesteśmy już niczym. Za dużo czasu rozparło się między nami. Jak ta pleśń. Jak te złogi skamieniałej martwoty, co puchną w nieskończonych przestrzeniach ciemnej energii…   *   Przechodzą. Przechodzą. Przystają. I znowu idą dalej. I dalej… Trącają czubkami butów w to truchło rozpadłe. Chcący albo i niechcący. W te resztki rozwleczone przez gnojniki, przez chrząszcze zamieszkujące spróchniałe konary drzew. Słońce świeci jaskrawo. Złoci się. Na gałęziach rozwiesza swoje świetliste nitki. Na szeleszczących w powiewie liściach. Tworzy inne ściany. Inny ogród. Inne w parku ścieżki.   Już inne...   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-02-16)    
    • Świetne, naprawdę super. Ten żywogień... :)  Wiadomo, dzielić ludzi tylko na 12 kategorii to absurd. Jesteśmy tak różni... Mamy wszystkie planety w swoich kosmogramach w najróżniejszych konfiguracjach...Ponadto domy i inne aspekty. Cała masa zmiennych :) Jednak ten rdzeń... samo jądro... Pracowalam z osobą - zodiakalnym Lwem, która przy powierzchownym poznaniu nijak mi do Lwa nie pasiła... Okazało się, że ma aż 5 planet w Rybach :)  A więc ... cechy Rybie w pełnej okazałości :) i w kwadracie do Słońca... Jednak przy bliższym poznaniu ten Lew dawał o sobie znać, wychodził z Rybiego chaosu, złudzeń, uduchowienia, delikatności etc. i chciał być na pierwszym miejscu :) Jak król Lew :) Z kolei moja mama - z aktu urodzenia Koziorożec - a tu wesołość, towarzyskość, szczęśliwość mimo różnorakich trudności... Coś mi w tym nie pasowało:) Tajemnicę wyjawiła mi babcia, mówiąc, że tak naprawdę mama urodziła się na samym początku grudnia a nie stycznia (czyli jest jowialnym Strzelcem:)) ale zrobiono szacher macher przy rejestracji narodzin żeby rocznikowo była o rok młodsza - kiedyś czasami  tak robiono (jak się dało;)), zwłaszcza dziewczynkom :) Tak więc nasze zodiakalne Słońce zawsze ma dojście/wyjście by się z całą mocą zamanifestować w naszym życiu:) Pozdrówki 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...