Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Wstałem.

Nie patrzyłem na zegarek. Telefon zawsze leży w salonie, rzucony gdzieś w kąt tapczanu. Nie chce wiedzieć, która jest godzina. Mam tylko nadzieję, że grubo popołudniu. Patrzę w sufit i myślę. Rozmyślam nad sensem życia, którego nie umiem odnaleźć. Jej nie ma. Wyszła. Jestem sam w gnijącym mieszkaniu, a uczucie pustki jest ze mną nie przerwanie od zawsze. Jak demon. Pierdolone opętanie. 

Wstaje z łóżka. 

Wychodząc z sypialni zerkam na dekoder. Jest 13. Dziękuje. Dobry boże bądź losie, opaczności moja. Ciężko jest mi wierzyć. To takie ludzkie wątpić. Nie dostrzegać. Może na łożu śmierci zrozumiem, że katolicyzm jednak miał rację. Ale nie teraz. Teraźniejszość nie pozwala mi postrzegać inaczej świata. To wydmuszka gdzie tylko debile wygrywają.

Idę się ubrać. 

Zakładam byle jakie bokserki i koszulkę z nadrukiem Sex Pistols. Kurwa, Sid Vicious. Pierdolone beztalencie. Tacy ludzie po dziś dzień mają hołd. Za co? Za umiejętność wpierdalania helupy w kable? Świat od zawsze stał za gównem. 

Wracam do salonu.

Jestem głodny. Otwieram lodówkę, żeby poczuć rozkładający się zapach zepsutych pomidorów. Głód przenika albo percepcja podpowiada, żeby przestać myśleć. Najlepiej w ogóle nie myśleć. Tak żyję się prościej, lepiej. Idź do roboty. Rób przez 8 godzin to, czego nienawidzisz. Wracaj zmęczony, wypruty z poczucia jakiejkolwiek wartości. Odpal telewizję, która z mózgu robi ci szambiarkę. I żyj. Jak najdłużej tkwij w tym. Do usranej śmierci. Po drodze zrób dziecko. Najlepiej w wieku 20, 30 lat. W życiu nic w sumie nie doświadczyłeś, więc samoistne zero przekażesz w genach. Błąd rodzi błąd. Wszystkie swoje bolączki i niespełnione ambicje wylej w dzieciaka. Tak jak robili twoi starzy. Koło się zazębia. Piękny, nowy, wspaniały świat kurwa jego mać. 

Podchodzę do szafki.

Mam tam schowane 3 paczki papierosów. Do wyboru, do koloru. Kolekcjoner. Chowam przed sobą szlugi, żeby nie palić. Jakbym miał dwubiegunowość.  Biorę marlboro, odpalam fajkę. I myślę. Znowu zagłębiam się w otchłań, w która zagłębiać się nie powinienem. Nie warto. Chce wierzyć, że jest K - PAX, matrix albo chuj wie, co jeszcze. Albo, że zaraz się obudzę. Cały ten koszmar zwany życiem to tak naprawdę gra, a resetujesz ją przez śmierć. Reinkarnacja. Czyli co, hinduizm ma rację? To wszystko jest nie wytłumaczalne jak obrazy Lyncha. 

 

 

Wychodzę na balkon.

Papieros tli mi się w ręce, a jego słodko – kwaśny dym drażni moje nozdrza. Pamiętam pierwszego ćmika. Miałem 12 lat. Fajki kosztowały 10 złotych. Krztusiłem się nim jakbym zajebał dobrego skuna. To wszystko było takie proste, trywialne. Nostalgia. To najgorsze, co nam wpojono. Oglądanie starych fotografii, płacz za zmarłymi, postrzeganie przeszłości w sposób ikoniczny. Kiedyś to było. Nie, nigdy nie było dobrze. Cały ten świat to Powiększenie Antonioniego. Jesteśmy pierwiastkami nic nieznaczącymi we wszechświecie. Boimy się zmian, a przecież tylko zmiana jest stała. 

Patrzę w dół.

Z trzeciego piętra świat wygląda ładniej. Jest bardziej przejrzysty. Łatwiej stąd dosięgnąć gwiazd. Rozglądam się po ludziach spacerujących po chodnikach. Ich facjaty są przeraźliwe, chore, wyczerpane brakiem spokoju i snu. Patrzę na nich, ale oni mnie nie dostrzegają. Jestem niewidzialnym bytem, duchem, istotą pozaziemską. Kaszle. Dym trzymany w płucach daje o sobie znać. Wypluwam go. Robi mi się słabo. Mam zawroty głowy. A może to załamanie nerwowe? Może to brak akceptacji społeczeństwa, samotność i borderline? Od gimnazjum czuję niepewność. Niemożność mówienia. Nieumiejętność koordynacji. 

Wstaję.

Zbliżam się do barierki. Wystawiam głowę za nią. Patrzy na mnie mężczyzna. Ma brzydką twarz. Wygląda jak Willem Dafoe w Dzikości serca. Utrzymuje z nim kontakt wzrokowy. Nie ciekawi mnie jego życie, bo pewnie jest tak samo chujowe jak moje, twoje, nasze. Może śmierć byłaby najlepszym rozwiązaniem. Gardzę samobójcami. Gardzę samym sobą. Gdzie moja Lula? Przecież jestem Sailorem w tej tragikomedii. Nie mam ambicji, planów. Nie mam nic. Codziennie powinienem dziękować, za życie, za słodki żywot. Chce zniknąć. Wpadam w szał, płaczę. Wyrzucam niedopałek na sąsiedni balkon. Chce stąd uciec, odnaleźć siebie.

Spostrzegam otwieranie drzwi.

- Jestem, kochanie. – słyszę. 

- Cieszę się. – odpowiadam.

- Jak ci minął dzień? – pyta mnie moja kobieta. 

- Cudownie, właśnie miałem gotować obiad. 

 

 

k.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • ... różne pustynie. Różne zarówno w znaczeniu precyzyjnego położenia geograficznego. Różne w znaczeniu administracyjnej przynależności do danego państwa względnie państw. Wreszcie w sensie takim, że tylko część z nich jest piaszczysta. Przykładowo, Egipt przedzielony Nilem składa się praktycznie z dwóch pustyń - Arabskiej i Egipskiej właśnie.     Jednak na naszej - załóżmy, że można tak Ją określić - Ziemi istnieją dwie pustynie solne. Jedną jest słynne Salt Lake, leżące w Stanach Zjednoczonych, drugą, większą - Salar de Uyuni. Mające długość stu czterdziestu kilometrów i powierzchnię dwunastu i pół tysiąca tych ostatnich - kwadratowych, rzecz jasna.  Spod miejscami cienkiej warstwy soli wydostaje się woda, widoczna w postaci kałuż bądź możliwa do dotknięcia, znajdując się w przerwach solnej powierzchni. Przestrzeń ta przed długim czasem - naukowe dane są tu aważne - stanowiła część oceanu. Po wypiętrzeniu się Andów i odparowaniu wody została drugą z wymienionych solną pustynią, w odróżnieniu od pierwszej - z wyspą Incahuasi. Jednak łowo "wyspa" stanowi potoczne określenie, bowiem jest to po prostu dawna podmorska - dziś nadsolna - wyższa, skalista część dna. Obecnie w dużej mierze porośnięta kaktusami.     Opowiadam Wam o niej, drodzy WspółForumowicze, głównie z chęci podzielenia się pewnym osobistym doświadczeniem. Zdaję sobie sprawę, że z racji owej osobistości odbiór może być różny. Ale przecież nikt z Was zaprzeczy, że świat, w którym żyjemy - i którego część stanowimy - jest odmienny od przedstawianego nam obrazu.     Magia. To pojęcie doskonale Wam znane kojarzy się rozmaicie, w tym z legendami i bajkami oraz z serią filmów o Harry'm Potter'ze, jego przyjaciołach i o Hogwarcie. Ale też - po prostu - z energetycznym oddziaływaniem. Mówimy także o magicznych miejscach, prawda? Otóż oprócz wymienionych w poprzednim opowiadanianiu Machu Picchu i Saqsaywaman Solnisko de Uyuni jest - od dzisiaj również w moim przekonaniu - jednym z takowych. Komu z Was bowiem zdarzyło się, dwukrotnie  spojrzawszy na zegarek w conajmniej dziesięciominutowym odstępie czasu i zobaczyć tę samą godzinę? W dodatku tak zwaną anielską: osiemnastą osiemnaście?     Byłoby dobrze - i komfortowo, a może tylko wygodnie i prosto? - aby wszystkie podobne sytuacje dało się wytłumaczyć przywidzeniem lub samosugestią. Prawda?     I czy nie jest nią również, że skoro wszystko jest energią,  tym samym wszystko jest magią?       Hotel Pedresal, okolice Salar de Uyuni, 27 Września 2025 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Natuskaa    Na to wygląda, że nie zrozumieliśmy się. Ale przedstawiłaś, o co Ci chodziło, teraz więc wszystko jest wiadomym.     Nie. Nie  miałabyś dopowiadać tekstu - jest on pełnym. Wraz z przestrzenią, oczywiście.     Dzięki Ci za odpowiedź. Pozdrawiam serdecznie i życzę dobrej nocy. *((;
    • O co; pazur, gruz, a po co?  
    • Ale anioł: zło, Ina, Ela.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...