Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)
           SEX AFERA z biletami na koncert Wiśniewskiego w Zamościu - "BILETY W ZAMIAN ZA SEX" - źródło - pudelek, planeta, dziennik wschodni - rozrywka, interia, zet, eska. Osławiony Organizator, zabrał głos w tej "bulwersującej" sprawie. Mega proza życia. - uwiarygodnienie tego co publikuje na: pudeklu, interii, zetce, planecie, dzienniku wschodnim - wydań internetowych. - pod hasłem "wiśniewski pokłócił się z organizatorem koncertu w zamościu". - w google i się wszystko wyświetli, nawet jedno nagranie na skrzynkę pocztową menagerów tego Pana. Ciekawe dlaczego umieścili tylko jedno nagranie, skoro potrafiłem do nich dzwonić kilkanaście razy na dzień. Motanina i konkretny GALI w MATIAS. 
 
                     -Seks w zamian za bilet na koncert Wiśniewskiego. Trzeba się wyjątkowo nisko cenić by pójść na taki układ.
Gość
4 lata temu
                     -Ci którzy się cenią to nawet nie zakupią biletu na koncert Pana Michała,nie mówiąc już o bilecie w zamian za sex 🤣🤣🤣🤣🤣🤣
Megi91
4 lata temu
                     -W punkt 👌
gość
4 lata temu
                    -Może na odczepne tak powiedział by spławić
Gość
4 lata temu
                    -heheheh no raczej
                                 To było tak:

-źródełko rozrywka. dziennik.pl 

 

           Michał Wiśniewski o konflikcie z organizatorem koncertu Ich Troje: Oferował bilety w zamian za sex Michał Wiśniewski podzielił się z fanami szczegółami nieciekawej współpracy z organizatorem koncertu Ich Troje w Zamościu. Okazuje się, że zespół trafił na mało kulturalnego człowieka, który próbował zastraszać
współpracowników oraz samego Michała.
 
          Na swoim profilu na Facebooku Wiśniewski opublikował nagranie rozmowy telefonicznej z mężczyzną, który nie przebiera w słowach i w mało kulturalny sposób wyżywa się na swoim rozmówcy:
 
         "Dzwonię do pani Dagmary, która albo wpie*dala kluski, albo sobie coś ciapa. Zajmuję się ważnymi sprawami, a ona mi ciamka do słuchawki, no ku*wa mać! Ja płacę, to trochę kultury wymagam, do ch*ja pana. (...) Mogę z wami rozmawiać jak z ludźmi upośledzonymi, z zespołem Downa. Moje podku*wienie od półtora miesiąca sięga zenitu. Macie mnie w dupie. Ja ku*wa płacę, to ja wymagam.
 
         Michał w poście wyjaśnił, kim jest osoba awanturująca się do telefonu: Na początku nas to śmieszyło, później zaczęliśmy się zastanawiać nad zdrowiem psychicznym nagranego a na samym końcu byliśmy zmuszeni zgłosić sprawę do prokuratury i na policję ...
Organizator z Zamościa Część 1.
 
         Wiśniewski zdradził także, że organizator miał dość nietypowe kanały dystrybucji biletów na koncert Ich Troje: Zdradziłem puentę ale w kolejnych odsłonach pokażemy Wam dlaczego. Człowiek oferował bilety na koncert w zamian za sex, groził rodzinie naszego tourmenagera a na samym końcu przyjechał pod mój dom ...
 
                Michał Wiśniewski
                about 4 years ago
 
        Na początku nas to śmieszyło, później zaczęliśmy się zastanawiać nad zdrowiem psychicznym nagranego a na samym końcu byliśmy zmuszeni zgłosić sprawę do prokuratury i na policję ... ORGANIZATOR - ich to śmieszyło?... Nie ogarniam do końca co, bo ja byłem nad wyraz poważny. Czepiali się mojej "wypłacalności". To specjalnie założyłem Firmę Agencję Artystyczną RAD-POL. Wziąłem nawet pełnomocnika, to potrafili mecenasowi zawracać głowę, czy moja "wypłacalność" jest wiarygodna. Mnie to w ciul upokarzało, bo musiałem latać z wyciągiem bankowym ile mam na koncie a ile w skarpecie. Fiskus w porównaniu z menegementem "czerwonego" jak kili mangaro do górki oleśnickiej w dolnopomorskiem. A dwa, dzwoniąc do menegerów za każdym razem musiałem się przedstawiać. Posunięcie z ich strony gatunku "On jest artystą, to mu buty pucuj - bucu". OK. Raz, drugi, można się przedstawić, wiadomo. Ale nie w przypadku gdy dzwonię kilka, kilkanaście razy dziennie od dwóch miesięcy, bo zawsze są jakieś nieporozumienia. 
Organizator z Zamościa Część 1.
 
       Zdradziłem puentę ale w kolejnych odsłonach pokażemy Wam dlaczego. Człowiek oferował bilety na koncert w zamian za sex, groził rodzinie naszego tourmenagera a na samym końcu przyjechał pod mój dom ... - Bo myślałem Michał że to Ciebie ładują, nie miałem pojęcia różowego, że to Ty mnie chcesz załadować!.
Miłej nocy ... 🙂 - Tobie też.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

…/organizator-z-zamoscia-czesc-1
*****************************************************************************************************************
             po raz koleiny sprawdziło się staropolskie powiedzenie - krowa co dużo ryczy mało mleka daje. Bo ani drugiej, ani tym bardziej trzeciej części nie BYŁO. Za to ode mnie... riposta. część zerowa... tak zwana przygrywka tycia, do dorosłego życia. Panie W. poszedł żeś tą drogą NIESTETY. "lepiej z jeżem mieć stosunek - niż z Parolem porachunek". Gorszym niż Monte Chrystus. Bo ja i 20 lat zaczekam, aż zacznę wytykać. Teraz w dobie pandemonium coronawirusum szepionis i w dobie "ewangelicznych dachów"... jakim jest internet, mam więcej możliwości... Dobra ADREM
 

         - Jechałem pociągiem relacji Lublin - Warszawa w przedziale żywej duszy ... w Lublinie. Wiadomo "first class"... Jako poważny organizator koncertu - przysiada się - wtedy był objazd przez SIEDLCE bo się modernizowali PKP oczywiście - dzisiaj sponsorują LUBLINIANKĘ już im zazdroszczę awansu do C klasy!!. modernizowali linie wysokiego napięcia i im znowu trakcje zakosili nie pamiętam gdzie trzy godziny postoju w jakimś wygwizdowie. wars te sprawy wiadomo. kulturka ... dzień dobry - ile płacę - nie trzeba - od firmy za nieudogodnienia. miodzio chwilo trwaj sobie myślę. nic w końcu ruszyli zaprzyjaźniłem ze ze wszystkimi sokistami... konduktorkami - były ich dwie... kierownik mnie nie interesował. Potem gdzieś tam przed PILAWĄ maszyniście się zwrotnice pomieszały i zamiast na wprost skręcił w uliczkę i zamiast jak Lubański dryblować - zwolnił i góglował w mape GPS szukając namiarów do teściowej. Nie wiem po dziś dzień w jakim rzesz to celu. Ale co tam taki cham z Zamościa bądź co bądź, kolebki renesansu-nie byle czego, bo Padwy Północy - może wiedzieć. nic, przełknąłem gorycz swojej niewiedzy - popijając 28 espresso. Ta mi mówi, że serce mi stanie... - ja do niej Pani Aniu - chociaż NIE już wtedy na pewno nie była Panią. - Aniu, dziecko: Ty się nie martw o serce moje. Dobra ciąg dalszy - odjazd HUUUUUUUUUUUURAAAAAAAAAAA w końcu pod WAWER - CZAR PRYSŁ - semafor . bo gdyby tylko taki klimat SORY to bym zrozumiał .

 

          Ale nie! Awaria przekaźnika i się nie przełączy na zielony. dobra , cóż - mam czas ... dopiero sobie myślę czterdziestka na karku przed emeryturą się wyrobie. Aha - akurat wyrobie... po czterech latach od zdarzenia znowu opóźnienie w Koluszkach. w końcu po kolejnych pięciu godzinach do przedziału zwala mi się laska - gruby - tłusty - babiszon - z kręconymi na jasny heban loczkami ... czerwone włosy pierwszy raz zobaczyłem w 2001 roku... przez wiele lat żaden odcień już mnie nie zadziwił - nie określę koloru jej czupiradła. opowiada o swoim przejmującym dziewictwie się aż poryczałem tak że mi łzy po plecach zaczęły lecieć - takiego zeza dostałem nie wiedząc co z oczami robić. PIERSI jedenasta albo osiemnasta Pamela  z Figurą, Kipiel - Szczuką i Kazimierą... Anna Grodzka - podobno kuzynka BIEDRONIA przy jej zakorkowanym po szyję swetrze to naleśniki - razem oczywiście wzięte i pomnożone przez ICH TROJE. na kilometr widać że podstawka. Zlitowałem się nad jej biednym ojczymem, który, o dziwo nie bił jej w same święta a spuszczał "śmingus w dyngus". 29-30 marca akurat wtedy był to mnie jakoś specjalnie nie ruszyło. Myślę sobie skucha dwunastka lub jedenastka (bo nawet przedszkolaki mają więcej w jednym palcu rozumu niż to coś nie wiadomo gdzie...)... 1 kwietnia za pasem a ja tam POLIGLOTĄ OBŁOŻONY więc - "Rzym apel Poloniese?"... - myślę sobie. z Akcentem na eR. Nagrała na smartfona moje identyfikatory  - zadumany ... PO CO?.... kobieto dam Ci autograf i nawet o resztę się nie upomną. Ale skoro musiała to filmowała... - mało co jej z ręki nie wypadł - telefon wart ze 3 może 4 tysiące. średnio istotne - a żmyślę sobie - upadnie, zbije się szybka, a za GWARANCJĘ PLUS, ORANGE NIE ZWRÓCI, bo, że nie z winy OPERATORA.

 

          Podała mi do siebie numer telefonu - 883 ***231. przed odjazdem, bo w końcu ruszyła maszyna po szynach z zapałem... przed dojazdem do zachodniego zachciało się bidulce siusiu, bo się kawy nażłopało. I TYLE JĄ CHWAŁA JAHWE WIDZIELI. po cyrku w Warszawie, Łazach, Piasecznie - nawet MARKACH - gdzie jak jego menagerstwo twierdziło mają koncert - nikt o nich nie słyszał poza Kurskim 23 września na NARODOWYM. koncerty widmo - 12 kwietnia Kraków - mam bilet do dziś. dobra - Napisałem Pani Renacie. Tak się bynajmniej przedstawiła.Wiele dni po tym,jak wiedziałem na 79999999% że koncertu - ani co najważniejsze umowy, i koncertu dawno nie będzie (że jak chce wejścióweczkę to może mnie zadowolić - będzie miała vipowską lożę).

 

          Słuchajcie ****ARTIS HOTEL dla niego i jego ekipy w Zamościu zabukowałem... mam przeca umowy. pi kiepszyć zaliczki. Walną Radlera technicznego - nie wyrobiłem. Czytając go z osiem razy. Łóżko metalowe na kółkach z prześcieradłem wykrochmalonym w kwiatki - bazie... serio - opublikuje go, bo walnąłem w piętnastu egzemplarzach w punkcie ksero, gdzie robiłem plakaty i bilety -w kolorze, laserowym, papier pro FOTO nawet kazałem laminować kartki    w pewnych momentach, aby upływ czasu ich nie uszkodził. Za piętnaście lat opylę na Alegro, za kokosy. To BOYSI MILERA CHCIELI RAPTEM dobrej akustyki i zachowania odległości pomiędzy wokalem a klawiszami. A Pan W. zażyczył sobie PIÓROPUSZ - do tej pory nie ogarniam po co ... mało tego że pióropusz, to jeszcze raczył wysłać, jak ma wyglądać walną fotkę pióropusza. powiększaliśmy w foto-speed drukując ze dwadzieścia kopi ... aby ilość piórek się zgadzała.

 

          Przecież gadałem z krawcową - na zamówienie dla człowieka, nie byle jaką kobietą: szyła dla Omeny Mensy, DODY (i tu powinienem już zakończyć) bo to mówi więcej niż wszystko - ale jeszcze ubierała MARGARET. niech tam. - Koszt tego co Pan W. zażądał w technicznym i organizacyjnym, łącznie z promocją w mediach, przekraczała 530 tysięcy PLN. mimo wszystko jedziemy. I wyszedłbym na swoje, i to konkretnie. Bo gdyby gość chciał zaśpiewać zgodnie z umową i nie "Pajacować" to by było git. Marzyło mu się przyjechać i przyczepić niewłaściwego gniazdka do microportu... A jak się zorientował, że ma do czynienia z zawodnikiem, że nie będzie tak łatwo. Zaczął zastanawiać się nad moim "zdrowiem psychicznym". Na marginesie wtrącę, nie tylko on:-)). Ale czerwony to żenua do potęgi!! Sęp - hazardu, rozpusty, ćpania wódy i chamstwa!

 
...link dla uwiarygodnienia - 
Edytowane przez Firley Motywu
błędy i rozwinięcie, techniczne oraz dopracowanie. (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Firley Motywu

Nie chcę, żeby jakikolwiek autor robił coś na siłę, a tym bardziej dla mnie.

Zostaw tak, jak jest.

Bo zaeaz się okaże, ze dziewięćdziesięciu dziewięciu osobom taka forma szalenie się podoba, a tylko ja mam wonty :-/

 

Opublikowano

@ais hahahahahaha ;-))... skąd ja to znam. Umiem inaczej pisać, wiem że krzyk może razić - ale mi chodziło raptem i aż o AKCENTY. A że 3/4 tekstu należało zaakcentować - cóż... Nie, teraz serio - jutrzejszy tekst będzie normalnie napisany. Wiem że się taki nie narodził, co by każdego uszczęśliwił. Ale "ais" - mimo wszystko dzięki, dzięki że prowokujący tytuł przykuł Twoją UWAGĘ.

Opublikowano (edytowane)

@Firley Motywu

   Witaj

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

. Mam kilka zastrzeżeń natury technicznej odnośnie do powyższego opowiadania. "Rąbnęli" jest poprawną formą - słowa "rąmbnęli" język polski nie zna. Jeśli "ferst" zamiast "first" , to "klas", zamiast "class". Po wykrzyknikach nie używamy kropek, a kolejne zdania zaczynamy wielką literą. I nie "kawą się nażłopało", ale "kawy". 

   Serdeczne pozdrowienia . 

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Corleone 11 @Corleone 11Tak masz rację, to są rażące błędy, poza dwoma wyjątkami: wiem, że zdanie zaczyna się dużą literą i wiem, że po wykrzyknikach nie stawia się kropek - ale to był zabieg celowy - narzucający trochę interpretację Autora. Prekursor po prostu - nic na to nie poradzę;-)) pozdrawiam i dzięki. oczywiście że zmienię.@ais

Opublikowano (edytowane)

@Firley Motywu 

   Aha, awangarda? Chcesz wprowadzać zmiany? Zasadniczo jest to świetny pomysł

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

i absolutnie mam nic przeciwko. Z jednym zastrzeżeniem: wprowadzenie konkretnej zmiany powinno mieć sens. Przyjęto, że zdanie kończymy albo wykrzyknikiem, albo kropką. Czyli zamykamy je jednym zakończeniem - właśnie z logicznego powodu. 

   Dziękuję Ci za odpowiedź.

   Serdeczne pozdrowienia . 

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Emocje zazwyczaj przeszkadzają pisaniu z następujących powodów:

  • ściemniają wyrażane myśli
  • utrudniają czytanie
  • Pozbawiają opowiadanie wiarygodności, ponieważ narrator powinien zachować dystans do opisywanych zdarzeń. Jeśli koniecznie emocje mają dojść do głosu, lepiej zawrzeć je w dialogach wypowiadanych przez stworzone w tym celu postacie.

Na miejscu autora wróciłbym do tego tekstu za jakiś czas, żeby się przekonać czy nadal jest dobry. Jak na razie odbieram to raczej jako wewnętrzny monolog sfrustrowanej osoby, aniżeli próbę przekazania czegoś czytelnikowi, który może nie znać tematu, ani poglądów autora. Gdyby mnie coś takiego się przytrafiło, starałbym się przedstawić bieg wydarzeń z punktu widzenia niezależnego obserwatora, z którym czytającemu byłoby łatwiej się utożsamić.

 

I jeszcze jedno: nic tak nie osłabia efektu, co jego nadużycie.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Życzę powodzenia.

Opublikowano

@staszeko dzięki. Tekst napisałem jakieś pół roku temu, jako komentarz pod artykułem. Pewne jest, że go dopracuję. Nie są to frustrację, czy coś w ten deseń, bo bawiłem się rewelacyjnie, podczas organizacji tego przedsiemwzięcia. Po dwóch tygodniach, jak się przestałem do czerwonego odzywać. Zaczął nagłaśniać sprawę w internecie - zaznaczam po raz koleiny, że sytuacja miała miejsce cztery lata temu, więc żadna żółć czy żal - góry nie bierze. Po protu mnie wnerwił jak zaczął publikować swoje zagrożenie Eitz.cheimerem czy jak zaczyna zbiórkę krwi dla swojej matki, bo ta umiera na suchoty... walnęło mnie jeszcze parę innych wzmianek w internecie na jego temat. Bo nawet w smartfonie nie mogę wejść na google, aby z jego czerwonymi włosami się nie spotkać w propozycjach artykułów. Wszędzie go pełno, tylko nie na Estradzie. Bo nikt już Pana W. nie chce, więc musi na you-tubie dzienniki z życia rodziny z córką nagrywać, jaki z niego wspaniały tatuś. Po raz koleiny - rozgoryczenie to jest NIE MOJA FAMILIANA. Bardziej zdystansowanego go siebie człowieka nie znajdziesz Pan na tym globie - Staszeko. Mam i poczucie humoru, i wiele innych wad przeczących Polskim zwyczajom przy schabowym i wódeczce, gdy zajady wyłażą. Ja nie pije i nic mi nie wyłazi. A tekst dopracuję według uwag PERFEKCYJNIE. Bo faktycznie, na chwilę obecną przypomina bardziej komentarz pod artykułem, niż jaką taką prozę, czy opowiadanie. Dzisiaj - publikacją będzie SZTUKA TEATRALNA pd.tytułem "Jak to jest po Maltańsku". - pozdrawiam. 

@staszeko "Jeśli koniecznie emocje mają dojść do głosu, lepiej zawrzeć je w dialogach wypowiadanych przez stworzone w tym celu postacie." - Trafiłeś Pan w PUNKT - z opowiadań moich powstanie książka. To pewne. Publikuję na razie na org. Ale nie zarzucając wortalu słowotokiem, jedynie publikując dla 1. uwag 2. modernizacji tekstu. oraz jego ciągłego poprawiania. Aż w końcu coś z tego sensownego się narodzi. Liznąłem polonistykę i znam tezę o "idee fikse". dlatego swoje ARCYDZIEŁA - ARCYDZIEŁŁO... chcę przedyskutować i omodlić konkretnie.

Opublikowano (edytowane)

@Firley Motywu Rozumiem motywy, ale to o czym piszesz nadaje się bardziej na jakiś sąd koleżeński, niż portal literacki. Tekst powinien poruszać doborem i wymową słów, a nie WIELKĄ LITERĄ, bo w ten sposób powątpiewasz w siłę własnych argumentów.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 

Edytowane przez staszeko
dobrem -> doborem (wyświetl historię edycji)
  • Firley Motywu zmienił(a) tytuł na Bilety za "sex" na koncert ich troje.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @infelia Czytałam Twój wiersz jak niezwykłą opowieść, pięknymi słowami i obrazami. Wiersz magiczny, ale z magią trzeba uważać - można w nią za bardzo uwierzyć. :)
    • @Nata_Kruk Bo był potężny bardzo. Migrena ważył około 100 kg. Tyle co ja.... Nata !!!! Ja nie mogę .... Ten Piszczyk, i ja ciągle teraz widzę. jak my oboje na tych schodach.... Marzenia:) Dziękuję :)
    • Dawno temu, osiemset metrów pod ziemią, na pokładzie Idy, gdzie czarne pyły gryzły płuca górników jak wszy - harował koń - Łysek. Na grzbiecie nosił kamienny oddech kopalni, w oczach światło lampki karbidowej, w nogach tysiące ton węgla. Kości dzwoniły jak łańcuchy, kopyta tłukły w skałę - aż iskry gasiły ciemność. Morcinek opisał to w swej noweli. Zabawny gość, co widzi cierpienie w rytmie kopyt. Rządy Władysława Gomułki - ascetycznego sekretarza jak kość obgryziona z chleba - wypchnęły konie z kopalń. Maszyny wdarły się tam, gdzie mięso i kopyta znały drogę. Żelazne szczęki zamiast mięsa, w partyjnych gazetach -  że konie i emeryci przeżerają Polskę jak pasożyty w trzewiach narodu. Łyska wpakowano na ciężarówkę. Z innymi skazanymi na śmierć końmi wywieziono do Francji - krainy ludzi, co jedzą konie jakby chcieli zagryźć ich dusze, popić winem, zagryźć żabą, udawać ucztę bogów. Zwariowani dziwacy, co Marsylianką chwalą ociekającą krwią gilotynę. W rzeźni pachniało krwią, rury ciekły parą jak żyły przecięte brzytwą. Pan Galambosz pił kawę, zalewając się w trupa. Łysek spojrzał mu w oko - i wygrał. Zamiast noża - furmanka. Miska obroku. Pijacka przysięga: kto dowiezie - przeżyje. Śpiewała o tym pani Rodowicz – swym namiętnym głosem zachęcając : „wio koniku…” Lecz Galambosz był to francuska  moczymorda. Po miesiącach kupił dostawczaka Renault i wyrzucił Łyska  z podwórka w pizdu, jak psa zdechłego w gnoju. Koń błąkał się po Polach Elizejskich, z pyskiem otwartym jak rynsztok, aż trafił na plac Pigalle, gdzie, jak przekonywał nas oficer Abwehry Hans Kloss, są najlepsze kasztany. Kloss miał stosunki ze SS-Sturmbannführerem Brunnerem, pokazał je w serialu „Stawka większa niż życie” Konic z Morgensternem. Polska już miała miec stosunek z bestią ze wschodu ale szczęśliwy przypadek nie dopuścił do tragedii. Bo ta czerwona cholera na glinianych nogach przy pomocy Gorbaczowa i Jelcyna rozpadła się jak trup, rozdęty, cuchnący, którego nikt nie chce grzebać. Ale bestia wciąż zabija. Na szczęście - nie u nas. To były dla Polaków czasy piękne i trudne. W euforii doszczętnie zgłupieli. Wybrali agenta bezpieki, Bolka, na prezydenta. Dali się prowadzić jak stado ślepych cieląt w rzeźni historii. Łysek padł na ławkę, kopyta sterczały jak krzyże, brzuch lśnił w słońcu - straszył spacerowiczów kutasem większym niż pomnik Lenina. Stary Kowboj znalazł go tam, złapał za grzywę, pognał na statek dla emigrantów - krwawiących jak cielak w rzeźni. Kowboj został poganiaczem bydła w Ameryce Południowej. Skóra spaliła się w słońcu, serce zżarły muchy prerii. Jerzy Michotek śpiewał o tym: „nad ranem gdy kowboje wypędzali bydło w step....", a echo niosło śmierć po suchej trawie, co drżała jak skóra zdarta z człowieka. Kowboj umarł, kumple ciało przykryli  kamieniami, by Salvatore Allende nie wyrzucił go z helikoptera do oceanu w imię rewolucyjnego bilansu, że ilość żywych i martwych zrzucanych do oceanu musi się mu bilansować. Allende, ten samobójca historii - padł w pałacu jak szczur rozszarpany przez własne, ludzkie psy ochrony. Łyskowi strzelili z Remingtona w łeb. Czy zginął? Michotek bredził o wietrze i trawach - jakby człowiek był trzciną, bezbronną, łamliwą, krwawiącą - jak ta Hanka od Staśka Apasza, zadźgana nożem w bramie, o czym  lamentował Grzesiuk. Legenda mówi -  Łysek przeżył. Nazywał się Qń - pseudonim operacyjny albo symbol przetrwania. Skończył studia, został mecenasem, łeb większy niż boisko, kopyta wykrzywione jak po chorobie Hainego - Medina. Awanturnik, wrzeszczący w Sejmie, krzywa bestia naszych czasów. Jest, jaki jest. Chyba że znowu zemdleje. Łysek z pokładu Idy - legenda. Nie koń, lecz krzyk rozszarpany, kopyto wbite w twarz historii. Źrebaków Łyska już nikt nie znajdzie. Pieprzona Unia Europejska rządzi. Łąki puste, ziemia zarośnięta, konie z duszami znikają jak górnicy przykryci pyłem, zakopani w szybach, w ciemności, bez powrotu. Arrivederci.      
    • @janofor Udało Ci się zbudować miniaturę, w której jest i lekkość, i ironia, i trochę goryczy. To działa – zostawia po sobie uśmiech, ale też nutkę niepokoju.
    • Wolfgang zakończył właśnie wykład, gdy szef wydziału historii uniwersytetu monachijskiego poinformował, że ma zaproszenie na konferencję. - I to jaką! – tajemniczo się uśmiechnął. – W Polsce, w Prusach Wschodnich! Wolfgang od razu zainteresował się tym zaproszeniem. Będzie mógł odwiedzić krainę swoich przodków, swoje dziedzictwo. Wuj zostawił mu jeszcze misję do spełnienia w imieniu rodziny. Postanowił pojechać bez wahania. „To za trzy tygodnie. Trochę mało czasu na przygotowanie się do takiej podróży”, zmartwił się. Zaczął od oddania do przeglądu swojego 3-letniego Audi A4. Potem załatwił biurokratyczne formalności. Skrupulatnie obliczył trasę. Wyszło mu trzynaście godzin samej jazdy, ale zdawał sobie sprawę, że odcinek w Polsce nie będzie taki łatwy. Wiedział o braku autostrad i fatalnym stanie dróg. Doliczył dodatkowe trzy godziny. W przeddzień konferencji Wolfgang wjeżdżał do Olsztyna. Był zadowolony, bo jak dotąd całą trasę przebył bez problemów. I właśnie wtedy poczuł huk, prawym kołem wpadł do wielkiej dziury w asfalcie i uderzył podwoziem w nierówność. Zatrzymał samochód. Zobaczył zniszczoną felgę i wyciekający olej z miski olejowej. Wściekły zadzwonił do swojego ubezpieczyciela, potem na Policję. Miał szczęście, jeden z funkcjonariuszy mówił po angielsku. Udokumentował zdarzenie i pomógł zamówić lawetę. W warsztacie czekało na naprawę zbyt dużo samochodów, aby jutro jego Audi mogło kontynuować dalszą podróż. Z samochodu zabrał walizkę, nałożył marynarkę i prochowiec. Zdruzgotany sytuacją, poprosił o przywołanie taksówki i pojechał do hotelu „Gromada”. Następnego dnia już o ósmej rano był na dworcu, chociaż odjazd do Starego Folwarku był godzinę później. Kupił bilet i usiadł na ławce naprzeciwko stanowisk, z których wyjeżdżały kopcące Jelcze. Obserwował dworcowe życie. „Jak tu nieprzyjemnie, szaro i smutno”, pomyślał. „I dlaczego tu jest tak brudno”. Nie dostrzegał też uśmiechów na twarzach śpieszących się ludzi. Nagle jakaś kobieta usiadła koło niego. „Wreszcie jakiś kolor”, pomyślał, widząc zwiewną sukienkę na której dostrzegł różnorodność kwiatów. Podniósł oczy na twarz sąsiadki. Ciemne, błyszczące oczy, regularne rysy twarzy i długie kasztanowe włosy zachwyciły Wolfganga. - Piękna! – ocenił w myślach - Może mieć około trzydziestu lat. Postanowił ją zagadnąć: - Przepraszam, czy Pani może jedzie autobusem do Starego Folwarku? Kobieta odpowiedziała w jego języku. Uradowany od razu przedstawił się i zaproponował wspólną podróż. Dowiedział się, że ma na imię Monika. Ukradkiem delektował się jej urodą. Zauważył na jej prawej ręce obrączkę. „Szkoda”, pomyślał. Monika nagle wstała i kazała mu iść za sobą. Wolfgang postanowił robić to, co ona. Wyjął z kieszeni bilet i też wyciągnął rękę do góry, dzięki temu ludzie przepuszczali ich do autobusu. W autokarze Wolfgang wyjął telefon i zaproszenie, w którym znalazł numer organizatora konferencji. Zadzwonił. Wyjaśnił mu, co się stało z samochodem i pytał czy może liczyć na pomoc w powrocie do Olsztyna. Usłyszał też prośbę, aby na konferencji przedstawił najnowszą historię swojej rodziny. Na to nie był przygotowany. Zobaczył, jak Monika z torebki wyciąga takie samo zaproszenie. Zrozumiał, że jadą w to samo miejsce. Szczerze się z tego ucieszył. Wolfgang zaczął przyglądać się krajobrazowi. Przecież był w „swoich Prusach Wschodnich”. „Ale co mam powiedzieć na konferencji”, zastanawiał się. Wyobrażał sobie życie w wielkim gospodarstwie swojego stryja Alexa. Piękny, królewski pałac, siedziba rodu znajdowała się tylko piętnaście kilometrów od Starego Folwarku. Ze wspomnień wuja, wiedział, że sowieccy sołdaci wszystko rozgrabili. Pałac podpalili. Nie jest tylko pewien, czy celowo, czy też z głupoty. Jeden z polskich jeńców po wojnie opowiadał, że czerwonoarmiści chcieli się ogrzać i rozpalili w pokoju na piętrze ognisko. „Moja rodzina nie popierała Hitlera, ale Polacy w to nie uwierzą”, myślał. „Będą sądzić, że chcę wybielić swój ród. A przecież wujek Alexa, Heinrich, uczestnik zamachu na führera zapłacił za to życiem. Sam Alex odmówił wydania rozkazu rozstrzelania jeńców wojennych. Co mogę jeszcze opowiedzieć?” Z tych rodzinno-wojennych wspomnień został wyrwany przez Monikę, która kazała mu wysiadać. Na przystanku Wolfganga witał organizator konferencji ze strony niemieckiej oraz troje uczestników z Monachium. Zadawali mu wiele pytań, sypali różnymi propozycjami. Wszyscy wreszcie skierowali się w kierunku pałacu, w którym m.in. znajdował się hotel. Piękna, biała budowla w stylu włoskim zachwyciła Wolfganga. Do tej pory widział ten pałac tylko na zdjęciach.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...