Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

   Osoby towarzyszące Jezusowi stanęły półokręgiem wokół półprzejrzystej, jako rzekło się wcześniej, wizji. I podziwiały. 

   Moskwa dwudziestego piątego stulecia przypominała, i to zdecydowanie, fragment StarWars'owego Courusant * . Najniższe budynki, towarzyszące szerokim ulicom dla pieszych i jeszcze szerszym dla pojazdów, wkomponowane były, wraz z wysokimi oraz jeszcze wyższymi, w odpowiednio gęstą sieć małych parków. Przez co z drugiej strony, całość przypominała równocześnie angielską dwudziestowieczną koncepcję miasta-ogrodu. Wspomniane najniższe miały wygląd kilkupiętrowych bloków wzniesionych z cegły i otynkowanych w najrozmaitsze kolory. Wysokie i najwyższe zaś zadziwiały nowatorskością - iście jak ze wspomnianej filmowej sagi. Pomimo wysokości - jak oszacowal profesor Aronnax, wynoszącej minimum sto metrów - imponowały lekkością. 

   - Noo... - pokręcił głową, odzywając się zupełnie jak Woland ** - robi wrażenie, trzeba przyznać. Dużo większe niż dziewiętnastowieczny Nowy Jork. 

   - Nawet dużo większe niż obecny - dodał Mil. 

   - Wieżowce wieżowcami - zaczęła powoli Malgorzata, przyglądając się uważnie falującej trójprzestrzeni - a co z Mansurowskim Zaułkiem? *** - zerknęła na męża. Pytająco i jakby trochę niepewnie. - Mam nadzieję, że przetrwał do oglądanych czasów. 

   - A co z zamkiem, Domine? - zapytał najbardziej ciekawski z legionistów. - Z, jak go nazwaliście... - szukał przez chwilę w pamięci zasłyszanej niedawno nazwy. - Z Kremlem? - również i on popatrzył pytająco na Jezusa. 

   - Ach, kobiety - Zagadnięty zareagował żartem, śmiejąc się. - Dorogaya zhena, droga żono, Mansurowski Zaułek jest tu - wskazał, po czym dotknął wskazanej ulicy, powiększając odpowiedni wycinek. - A dom, o który ci chodzi, tutaj - przesunął palcem w prawo. - I wygląda tak samo jak w tamtych czasach. 

   - Spasibo muy muzh, dziękuję mój mężu mój mężu - Małgorzata zarumieniła się lekko. 

   - Co zaś tyczy się Kremla - książę Jurij odpowiedział zamiast Jezusa - przetrwał i on. - Chociaż miano plany, na szczęście zarzucone, by go zburzyć. Jako pamiątkę czasów, o których autor pomysłu uznał, że lepiej byłoby zapomnieć. I jako w praktyce zbędny, w tamtych czasach bowiem dawne fortece istotnie niczemu służą. Ale przeszłość - uniósł do góry palec - należy szanować. Jako źródło tego, kim i jacy jesteśmy. Tym samym jako fundament przyszłości. 

   - Mnie to przypomina współczesne Tokio - Mariko skojarzyła obraz z miastem, odwiedzonym razem z Jezusem rok temu. - Tylko parków i zieleni trochę mniej, nasz naród widocznie bardziej zadbał o ekologię - uśmiechnęła się z dumą. 

   - Nie jestem taki pewien - odezwał się książę Jurij. - Wasz rozwój technologii i pogoń za wiedzą w wiekach dwudziestym i kolejnym ****  niezbyt przysłużyły się Wyspom Japońskim. - Niszczycielskie rybołówstwo również ***** . Co prawda, pół stulecia później zwolniliście tempo, gdy większość osób w waszym społeczeństwie zyskała wyższą świadomość. Ale przywracać oceaniczne florę i faunę dopiero kończycie. 

   - Czyli kremlowski pałac przetrwał - Arwena dyplomatycznie zawróciła do tematu architektury. - Chociaż, jak widzę, w nieco zmienionej formie - pokazała stosowny fragment zmaterializowanej przez księcia Jurija wizji. - Teraz jest trochę podobny do mojego rodzinnego pałacu - dodała. 

   - Moi drodzy przyjaciele i goście - władca Moskwy i okolicznych ziem podniesionym o stopień tonem odwrócił uwagę oglądających, chcąc do końca załagodzić atmosferę. - Sala biesiadna czeka... 

Cdn. 

 

   * Jak wygląda Courusant ("cała planeta to jedno wielkie miasto"), można zobaczyć w "Mrocznym Widmie", Pierwszym Epizodzie Gwiezdnych Wojen.  

   ** Tu odsyłam Cię, Czytelniku, do sceny, w której Michaił Bułhakow aranżuje spotkanie Wolanda z Mistrzem. 

   *** W suterenie drewnianego domku, pod numerem 9 przy tej uliczce, zamieszkiwał Mistrz. Patrz: "Moskwa śladami Michaiła Bułhakowa". 

   **** Ale oczywiście nie tylko im. Jaki jest stan ekologiczny Mamy Ziemi wskutek działalności przemysłu i lansowanego przez dziesięciolecia konsumpcjonizmu, wiadomo wszystkim. Mam nadzieję. 

   ***** Nawiązuję tu do filmu "Ciemna strona rybołówstwa". Kto nie oglądał, polecam. 

 

Voorhout, 10.02.2023

 

 

Edytowane przez Corleone 11
Dodanie przypisów (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Wiesław J.K.

   Drogi Wiesławie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

, o napełnianiu żołądków mowa będzie w następnym rozdziale. Postaram się, aby było smakowicie . 

   Życzę Ci smacznego i do później na Messenger'ze . Dziękuję Ci wielce za wizytę i uznanie .

   Serdeczne pozdrowienia . 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Pewnego razu żył pewien drwal.   Miał dom i ogród, na którym rosły różne krzewy, kwiaty oraz warzywa. W zagrodzie były rózne sprzęty, którymi posługiwał się na codzień, starannie wykonując nimi meble, donice, wycinając deski pod dach chroniący go przed deszczem. Codziennie chodził do lasu pozyskując nowy materiał dla potrzeb wytwarzania kolejnych dóbr.   Tak mijał czas, a drwal i jego życie obfitowało.   Pewnego razu na jego posesję padło ziarno by po kilku dniach zakiełkować. Roślina niepostrzeżenie rosła, tworząc łodygę i puszczając liście.   W końcu została dostrzeżona przez właściciela, lecz nie wiedział on jaki jej gatunek.   Czas wciąż płynął, a roślina przybierała coraz to większych rozmiarów. Ze względu na to, że drwal miał wiele obowiązków i nie przywiązywał dużej wagi do wznoszącej się wśród innych - zieleniny - za każdym razem, kiedy odwiedział owe miejsce był bardzo zdziwiony tempem w jakim rosła.   Codziennie słońce rzucało promienie na usytuowane w kącie posesji drzewo, deszcz je podlewał, a noc przynosiła mu wytchnienie.   Było to silne drzewo - wichry i burze nie zrobiły mu krzywdy. Z każdym dniem w drwalu rosła ciekawość - co to za drzewo i czy w zależności od tego wyda jakieś owoce.   Mijały lata - ukazał się pień, wyrosły gałęzie, w cieniu drzewa można było zaznać ochłody. W końcu, jesienią pojawiły się i owoce - małe zielone kulki, jabłoń.   Dojrzały, a drwal z przyjemnością je zerwał i spożył, zadziwiony ich niezwykłą słodyczą.   Czynił tak co roku, rozkoszując się coraz to obfitszymi plonami. W końcu drzewo stało się na tyle duże, że pośród jego gałęzi ptaki uczyniły sobie gniazda, a w jego pniu wydrążyła sobie norkę wiewórka. Życie wokół drzewa obfitowało.   Drwal chętnie zbierał owoce, lecz brakowało mu motwyacji i czasu, by zbierać je wszystkie, dlatego zaprosił do pracy swoje dzieci i znajomych, darując im prawo by również je spożywały.   Gdy drzewo osiągnęło wielkich rozmiarów, zimą opadały z niego usychające gałęzie, którymi drwal palił w piecu w pokoju swojego domu grzejąc swoje ciało oraz oraz swoich najbliższych.   Przyszły jednak lata, kiedy deszcz padał coraz rzadziej i rzadziej. Plony były coraz mniej obfite, a nie podlewane przez nikogoo drzewo w końcu nie dało owoców. Zapuszczało jednak skromnie liście, gdy drwal zastanawiał się co z nim zrobić.   W końcu, po dłuższym namyśle, stwierdził ostatecznie, że drzewo należy ściąć. Decyzję tę podjął dużym trudem - bowiem jego pień był bardzo szeroki i silny, a samo drzewo na tyle wysokie, że ze strachem rozważał, gdzie upaść powinna jego korona, by nie uszkodzić znajdujących się w pobliżu: domu oraz sprzętów, a także ogrodzenia.   Nadszedł sądny dzień.   Drwal, po przyjemnej, kojącej nocy, wypoczęty i w pełni sił, wstał z łózka, spożył obfite śniadanie i z siekierą w ręce dumnie ruszył w kąt ogrodzenia.   Stając przed drzewem przyjrzał się jego pniowi, skrupulatnie oczami szukając miejsca, w które wbić ostrze. Dostrzegając odpowiednie miejsce, zatarł ręce, chwycił narzędzie i podszedł bliżej by zadać pierwszy cios. Aby wziąć zamach odchylił daleko ramiona, biorąc swoim siermiężnym nosem głęboki oddech.   Uderzył raz. Uderzył drugi raz. Uparcie uderzał z całych sił, bez tchu, bez żadnych wątpliwości, będąc zdeterminowanym by drzewo obalić. Błyskawiczna przerwa, szybka szklanka wody, zagrycha - uderza dalej, znów bez tchu i bez namysłu - drzewo musi zostać ścięte.   Walcząc aż do póżnego popołudnia, w końcu został tylko fragment pnia, który pozwalał na jego złamanie. "Teraz wystarczy wziąć linę, zarzucić poniżej korony i lekko pociągnąć, łatwa sprawa" - pomyślał. Szybko pobiegł do stodoły po sznur. Wrócił spokojnym i dostojnym krokiem, po czym rzucił grubą nicią, wydając przy tym odgłos wysiłku.   Lekko już zmęczony podszedł pod drugi koniec liny i zaczął ciągnąć. Pień, lekko już uschnięty łamał sie pod naporem niewielkiej siły. Odlatująca kora i fragmenty drewna wydawały pękający dźwięk. W końcu pękły ostatnie wrzeciona, odsłaniając wieloroczne słoje jabłoni, po czym drzewo ze świstem i hukiem, trzaskiem pękających gałęzi zostało obalone.   Zadowolony drwal tyłem odszedł kilka kroków aby spojrzeć na swoje drzewo. Nie było to dla niego nic szczególnego. Kątem oka jednak zwrócił uwagę na nadlatujące z zachodu chmury, a jego dłoń musnął powiew chłodnego, jesiennego wiatru. Był to okres zbiorów.   Jego twarz, z zadowolenia przemieniła się - nieco spoważniała i posmutniała. Po chwili, z nieba spadły krople deszczu, a drwal stojąc w bezruchu i spoglądając na wystający z ziemi, ściety pień gorzko zapłakał...
    • I namokłe dyby mamy bydełkom Ani
    • Ule dam, a sad, dom okrutny syn Turkom odda sam, Adelu
    • @tie-break To świetny wiersz: mądry, dojrzały, pisany z wielkim wyczuciem formy i znaczeń. Łączy intymność z uniwersalnym doświadczeniem odchodzenia od słów, które miały dawać schron.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...