Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Inne spojrzenie, część 87


Rekomendowane odpowiedzi

                                                - dla Belli

 

   - Mistrzu - zaczął Mil - skoro mamy do przepłynięcia tak długą drogę* , zgodnie z życzeniem twojej żony - tu ukłonił się Małgorzacie - może dobrym pomysłem byłoby przyśpieszyć chwilę dotarcia do Morza Czarnego? Używając Mocy? 

   - Z jednej strony to dobry pomysł, mój padawanie - odparł Mistrz Jezus - bowiem przepłynięcie tego dystansu nawet z maksymalną prędkością może zająć nam sporo czasu. Tym bardziej, że dla silnika "Nautilusa" jest niewskazane zbyt długie utrzymywanie tej prędkości z przyczyn technicznych. Zatem kapitan Nemo z pewnością odmówi twojej prośbie. Ponadto właśnie czasu - jak pamiętasz - mamy pod dostatkiem. Nigdzie się śpieszymy. Wreszcie, spokojna podróż przez oceany umożliwiająca fizyczny kontakt z wodą to doskonała okazja do medytacji. Zarówno dla ciebie, jak i dla Soi. Powiem nawet, że szczególnie dla ciebie, gdyż to tobie potrzeba więcej cierpliwości. 

   - Mistrzu - Mil wytrzymał znaczące spojrzenie Jezusa - przecież pracuję z osobistą energią... 

   - Tak, wiem o tym. Oczywiście - uśmiechnął się WszystkoWiedzący. - Kto ma wiedzieć, jak nie ja? Ale wiem również, jak daleko zaszedłeś w ukształtowaniu twojej cierpliwości jako akceptowalnej przez Bellę. Powiem ci więc, że nie tak daleko, jak chciałbyś. Ona to wie. Dlatego ćwicz się w cierpliwości, medytując. Bierz z niej przykład. Przecież wiesz, że ona czeka na to. Że jest to warunek konieczny, aby zechciała się z tobą spotkać - Pierwszy Jedi przerwał na dłuższą chwilę, aby Mil przyjął Jego słowa. - Przecież pamiętasz waszą historię - podjął. - Że wasze związki były nieudane właśnie przez twoją niecierpliwość, pomijając to, że Jej nie słuchałeś Jedno w oczywisty sposób wiąże się z drugim. I chociaż poczyniłeś duże postępy - Jezus oddał swemu padawanowi sprawiedliwość - są one dla Belli niewystarczające. Przecież wiesz, że z miłości nacierpiała się z twojego powodu. I że za drugim razem przez ciebie umarła. Też z miłości. Trzeci raz nie zamierza. Ani umrzeć przez ciebie, ani postąpić wbrew sobie. W poprzednich wcieleniach - zakończył - słuchała ciebie i postępowała tak, jak chciałeś. Teraz twoja kolej posłuchać Jej. I postąpić tak, jak Ona zechce. 

   - Wiem, mistrzu -  przytaknął zrezygnowany Mil. - To pewnie znaczy, że... 

   - Cóż, padawanie - Jezus rozłożył ręce. - Nie zdecyduję za Bellę ani Ją naklonię do twoich pragnień. Ale wciąż masz szanse. Spore. Jednak pamiętaj - oddziałanie na kobiece emocje to jedynie część sukcesu. Ona bowiem słucha siebie całej. Nie tylko emocji, chociażby najbardziej pozytywnych. 

   - Z drugiej zaś strony - Mąż Małgorzaty zmienił temat - Życzenia żony należy spełniać szybko,zamiast wystawiać na szwank jej cierpliwość. Pogodzimy zatem twój postęp w medytacji z przyśpieszeniem dotarcia do piętnastowiecznej Rusi. Bo jakby na rzecz nie patrzeć -: Mistrz Jezus uśmiechnął się i do swojej myśli, i do Mila - osiem wieków medytacji swoje zrobi. Być może Belli to wystarczy. 

   Mil spojrzał pytająco. 

   - Od wieku dwudziestego przez poprzednie aż do trzynastego włącznie - potwierdził uczniowi oczekiwaną odpowiedź. 

 

                              *    *    * 

 

   Rejs wokół południowego krańca Ameryki Łacińskiej, a potem przez Atlantyk wzdłuż zachodniego brzegu Afryki ku Cieśninie Gibraltarskiej trwał - jak łatwo policzyć - ponad siedem wieków. Ostatnie stulecie Pierwszy Władca Czasu** pozostawił na przebycie Mórz Śródziemnego, Czarnego i Azowskiego, by pierwsze pięćdziesiąt lat dwunastego wieku poświęcić podróży Donem i Wołgą ku dopiero co założonej Moskwie*** .

   Gdy żeglowali przez wymieniony czasobszar mórz, a potem rzekami na północ, Malgorzata nie chciała schodzić z pokładu, podziwiając niekończący się step, a później łąki za łąkami wzdłuż rzecznych brzegów. 

   - Jaki tu spokój... - wzdychała, chłonąc ciszę, przerywaną jedynie poszumem wiatru wśród trzcin i łąkowych traw oraz rozmowami ptaków. - Czy może być piękniej? Chyba nie... 

   Miała rację: nie mogło być. Delektując się ciszą i spokojem, Małgorzata młodniała w oczach. Mimo, że przy Mężu-Wszechświecie zawsze wyglądała młodo i kwitnąco. Teraz jednak doświadczała pokoju i harmonii esencji Stworzenia. Spokój ciszy. Magia rośnięcia. Wiatr i łagodność wód przejrzystych, ojczyźnianych rzek. 

   Podobnie działo się z innymi uczestnikami wyprawy, wliczając w to pozostałe Jezusożony. 

 

* Drogą powietrzną, w linii prawie prostej odległość między Wyspą Wielkanocną a Morzem Czarnym wynosi 16 281 kilometrów. Zatem droga morska będzie znacznie dłuższa. 

** Logicznie rzecz biorąc, Bóg jest pierwszym władcą czasu jako jego pomysłodawca i twórca. Ale zgodnie z serialem "Doctor Who" byli też inni... 

*** Moskwa została założona w roku 1147 przez pochodzące z Polski plemię Wiatyczów, o czym wspomina ówczesny tamtejszy kronikarz Nestor w swoich "Kronikach", stworzonych w 1113 roku. Niewiarygodne? Poszukaj, Szanowny Czytelniku. Mniejsza zresztą o założycieli, ważniejszy jest tu rok założenia Miasta Małgorzaty. 

Cdn. 

 

Marrakesz, 20-21.01.2023

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sumie jest to sztuka teatralna: ocean, żegluga, Nautilus, brzegi wysp to jedynie dekoracja i rekwizyty z sukna i kolorowego papieru.

 

Jezus przemierzając świat ze swoimi uczennicami, pokonuje wiele krain geograficznych i rozmaite strefy klimatyczne, a mimo to nie odmraża sobie palców u nóg, pot nie zalewa mu oczu, koszula nie przykleja się do pleców, bo wszędzie panuje jednakowa temperatura, w powietrzu można wyczuć lekki zaduch teatralnej sceny i słychać pokasływanie na widowni. 

 

Jak u Szekspira: czytelnik powinien sobie wyobrazić tło, w którym rozgrywa się akcja.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Wiesław J.K.

   Wiesławie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

, taką informację znalazłem w internecie, szukając danych o początkach Moskwy. Jak jednak wspomniałem: ważny jest tu rok założenia, nie fizyczny założyciel jako taki - ze względu na potrzebę czasowego umiejscowienia naszych czasoprzestrzennych podróżnych . 

   Dziękuję Ci bardzo za obecność, czytanie i komentarz. 

   Serdeczne pozdrowienia . 

@staszeko

   Stanisławie , masz wiele racji. Z jednej strony przy pisaniu prozy obowiązuje zasada: "Im więcej szczegółów, tym lepiej", tym samym autor powinien jak najdokładniej przedstawić scenerię. Z drugiej strony jednak nadmierna ilość detali może uczynić tekst zbyt trudnym w odbiorze. Dlatego tam, gdzie autor pomija tło, tam - ale oczywiście również tam - oczekuje od czytelnika zaangażowania wyobraźni. Przy czym z pewnością pamiętasz, że zarówno "Nautilus", jak i kraken są trudne do przedstawienia na teatralnej scenie. 

   Dziękuję Ci wielce za wizytę, czytanie i komentarz . 

   Serdeczne pozdrowienia . 

Edytowane przez Corleone 11
Uzupełnienie komentarza (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Corleone 11 zmienił(a) tytuł na Inne spojrzenie, część 87

@Corleone 11

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Pisać można różnie — oto początek najpotężniejszego i najbardziej wpływowego dzieła w historii literatury:

ACT I
SCENE I. Elsinore. A platform before the castle.
FRANCISCO at his post. Enter to him BERNARDO
BERNARDO
Who's there?


Tylko tyle! Żadnego opisu scenerii, kostiumów, kiedy się to rozgrywa, kim są postacie. Czy Bernardo jest olbrzymi, czy drobniutki? Ma dwadzieścia lat, czy czterdzieści? Czy noc jest chłodna, pochmurna, deszczowa, czy na dworze wieje wiatr? Ani słowa na ten temat. Tylko Elsynora i dwie osoby. Czy Bernardo jest na tyle pewien siebie, żeby zakrzyknąć potężnym basem: „Kto tam?”. Czy może jest wymoczkiem o cienkim głosie, albo zwyczajnie niczym się nie wyróżniającym oficerem, o formalnym sposobie zwracania się do kolegów? Znowu, kompletny brak jakichkolwiek wskazówek. Jedyne wyjście to doczytać scenę do końca, nie pomijając żadnego dialogu i odpowiedź znaleźć w wyobraźni. Mimo braku opisów Szekspir jest do dziś uważany za najwybitniejszego pisarza w języku angielskim oraz największego dramaturga w świecie.

 

Przepraszam za przydługi komentarz i życzę szekspirowskiej sławy.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@staszeko  

   Nie masz za co przepraszać, szanowny Czytelniku

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

. Autor dziękuje Ci za życzenie "szekspirowskiej sławy". Uwierz, że życzy jej sobie jak najszybciej .

   Serdeczne pozdrowienia. 

   

  

Edytowane przez Corleone 11
Uzupełnienie komentarza (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Jacek_Suchowicz Super bajka Miło zasnąłem    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Sytuacja jest patowa,ujmę to najprościej, przed snem lepiej film obejrzeć o "Królowym Moście" Pozdrawiam Adam
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...