Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Aptekarz Korneło


Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Jego apteka nazywała się: „Chrystusa Uzdrowiciela”. Odziedziczył ja po rodzicach, którzy również byli farmaceutami. Co prawda, pod koniec szkoły średniej chciał wstąpić do seminarium. Kiedy oznajmił o tym rodzicom. Matka była nawet z takiej decyzji zadowolona, ale ojciec jakoś tego nie widział. Doceniał jego głęboką wiarę w Boga, ale uważał, że jest zbyt nerwowy i zawzięty, jak na sługę bożego.  Nie zamierzał się jednak sprzeciwiać, jakby Antoś ostatecznie chciał pójść tą drogą.

 Dwa miesiące przed maturą, zdarzyła mu się mała przygoda, która zadecydowała, że księdzem jednak nie zostanie.   Siostra kolegi z którą był na studniówce odsłoniła jego przyziemną fizjologię. Na początku wszystko szło bardzo grzecznie, polonez, potem bardziej nowoczesne tańce, w których Antek czuł się trochę zagubiony, gdyż nigdy nie przejawiał zainteresowania kulturą, fizyczną a w szczególności tańcem. Co chwilę mylił krok, uśmiechając się do partnerki, mówiąc: sorry. Eli, czyli siostrze kolegi, strasznie się to podobało, była o dwa lata starsza od niego i ta jego nieporadność wydała jej się bardzo sympatyczna. Ot taki misiu, którym fajnie by było się zaopiekować.

 Po kilku dniach, spotkali się przypadkowo, na ulicy, ona zaproponowała mu pójście do kina, bo koniecznie chciała iść, ale nie miała z kim. Nie wypadało odmówić, choć niespecjalnie miał na to ochotę. Podczas seansu również było grzecznie, chociaż raz poczuł, jak oparła głowę na jego ramieniu, potem pogłaskała go po włosach. Trochę dziwne uczucie, ale nawet mu się spodobało. Po seansie odprowadził ją pod klatkę, mówiąc:

- No to cześć.

Złapała go za rękę, odwrócił się, a ona pocałowała go w usta. Poczuł jakiś dziwny rodzaj ciepła, cały zesztywniał, a ona całowała go coraz namiętniej. Złapał ją za tyłek, potem dotknął jej piersi. Atmosfera stała się coraz gorętsza, kiedy chciał rozpiąć guzik od spodni, powiedziała:

- Nie! Wystarczy.

W tym momencie wrócił zza światów,  Zrobiło mu się strasznie głupio, nie spodziewał się, że może być zdolny do takich rzeczy.

Ela uśmiechnęła się, pokiwała palcem, mówiąc:

- Łobuzie! – potem otworzyła drzwi i weszła do klatki.

 Był na siebie wściekły, że nie był w stanie zapanować nad sobą i od tego momentu wystrzegał się kobiet. Stwierdził z bólem serca, że nie nadaje się do stanu kapłańskiego i ku uciesze ojca wybrał farmację.

Po studiach wrócił do domu, nie zależało mu by w pełni się usamodzielnić i sprawić sobie jakieś mieszkanko. Pracował i mieszkał z rodzicami, będąc z takich okoliczności całkiem zadowolony. Działał tez w radzie parafialnej i śpiewał w kościelnym chórze. Był zafascynowany muzyką Bacha i Hendla. Kiedy dobił do pięćdziesiątki, zmarł jego ojciec, a dwa lata później jego matka. Został sam i ciężko to znosił. Z roku na rok coraz bardziej dziwaczał. Kiedy nie był w pracy lub kościele, oglądał telewizję, albo serfował po intrenecie. Kiedyś niby przypadkowo, wszedł na stronę z filmami porno. Pooglądał przez chwilę, a potem był na siebie zły, że uległ pokusie i oglądał te bezeceństwa. Na drugi dzień wstał o szóstej rano na poranną mszę. Niestety nie miał siły śpiewać, co chwilę pojawiały się te okropne obrazy, nie pozwalając mu się skupić na modlitwie. Wyszedł w połowie mszy. W domu łyknął dwie tabletki na uspokojenie. Potem zszedł do apteki, która mieściła się na parterze jego domu. Na szczęście miał dużo klientów i nie myślał o tych okropnościach.

 Przez miesiąc nie odpalał komputera, oglądał tylko telewizję, ale kiedy na którymś z kanałów zobaczył Jurka Owsiaka momentalnie ogarniała go wściekłość, krzyczał:

- Złodziej! Oszust! – Nie cierpiał tego człowieka, jak każdego, który niby to robi, coś dobrego poza kościołem. Każdego takiego uważał za sługę szatana. Tylko taka organizacja jak kościół, czyni prawdziwe dobro, bo za nim stoi Chrystus. Był o tym święcie przekonany, reszta od złego pochodzi. Nie raz na ten temat rozmawiał z proboszczem i on był tego samego zdania. Na niejednym kazaniu przestrzegał wiernych przed tym antychrystem, sugerując, żeby, żadnych pieniędzy nie dawać, na tą orkiestrę z piekła rodem.

 Coraz bardziej interesował się polityką, strasznie denerwowali go liberałowie, Unia Europejska no i najbardziej lewactwo, które promowało wszelkie zboczenie. Uwielbiał Krystynę Pawłowicz, podobała mu się jej ekspresja i niezłomność. Przyszło mu kiedyś do głowy, żeby ją zaprosić do swego miasteczka, taka osobowość mogłaby bardzo pozytywnie wpłynąć na morale mieszkańców. Proboszcz jednak był co do tego bardzo sceptyczny. Stwierdził, że za dużo tutaj lewaków i mogłaby wybuchnąć niezła awantura. Nie mniej była kimś ważnym w jego życiu i na widok flagi Unii Europejskiej powtarzał za nią: szmata, szmata, szmata.

Któregoś dnia jakaś młoda dziewczyna poprosiła o pigułkę „po”. Trochę go zatkało, ale szybko doszedł do siebie i odpowiedział:

- Nie mamy.

- Cóż… - odpowiedziała i poszła, zapewne do innej apteki.

Antoni był tym oburzony – to się tej francy wydaje, że ktoś ją zerżnie, a potem pójdzie se taka do apteki, żeby nie było konsekwencji i już. Zwykła szmata i tyle – cały drżał ze złości.

Ta złość, a wręcz nienawiść do wszystkiego co stało w opozycji z kościołem, sprawiała, że nie kusiło go, zobaczyć coś sprośnego, z czym będzie się męczył przez co najmniej miesiąc.

Pewnego wieczoru wracając z próby chóru, minęła go córka sąsiadów, zauważył, że miała fioletowe włosy i spódnicę w kolorze tęczy. Strasznie się tym oburzył. Rodzice nauczyciele, a ona wspiera LGBT, widać, że dzisiejsza edukacja również wspiera tę zarazę. Postanowił coś z tym zrobić, nie może być obojętny wobec szerzącego się zła. Na pewno sam Bóg czeka na dowód lojalności wobec niego.

W nocy zakradł się do ich klatki i sprayem na napisał trzy ogromne szóstki na ich drzwiach. Przed nimi stała para glanów. Wziął je i szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia. Niestety wychodząc z klatki niemal zderzył się z ojcem dziewczyny. Najpierw spojrzeli sobie w oczy, obaj nieco przestraszeni. Potem tamten spojrzał na Antoniego widząc buty córki w prawej ręce Antoniego. Ten odepchnął go i wybiegł na ulicę.

Jak tylko wszedł do mieszkania, zamknął drzwi na górny i dolny zamek, teraz zauważył  buty, z którymi uciekł, leżały w przedpokoju. Szybko je wziął i wyrzucił przez okno. Zaciągnął zasłonę

Poem usłyszał dzwonek, nie mógł zejść do apteki, to zapewne, ojciec tej dziewczyny.  Poszedł do magazynku, wziął kanister rozpuszczalniku, oblał się nim, zapalił i zaczął płonąć ze wstydu.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...