Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Był szaroniebieski poranek. Matowy blask dogasającego słońca momentami przeciekał przez chmury, niezacerowane jednak smutkiem świata do końca. Albert stał na dachu bloku, myśląc o wszystkich złych chwilach, które w nim przeżył; myślał o swojej żonie - wielko biuścistej Lidce, która dzień wcześniej zdradziła go z listonoszem, który przyniósł Albertowi list. Zalakowana szczelnie koperta czekała na Alberta na jego stoliku nocnym, gdy Lidka z listonoszem uprawiali swoje przerywane rozkosze, gdyż ona nie uznawała takich świństw jak prezerwatywy.

Ciekawe, gdzie on się podziewa? - pytała na głos zidiociala Lidka, która zwykle, będąc samą w domu, plotła takie bzdury, że kwiatkom więdły liście. Co to za list? - dodała za chwilę, powtarzając to pytanie po raz dziesiąty od wyjścia listonosza. Po raz dziesiąty, nim łóżko zdążyło ochłonąć i wyschnąć po ich wielokrotnych razach...- pewnie on kogoś ma...- powiedziała i jakby mimowolnie rozerwała kopertę...

"Kochany Albercie! Te dwa dni w remizie były dla mnie naprawdę fascynujące. Wspólne, nagie zjeżdzanie po strażackiej rurze - rozkoszne...Wspólne prysznice i pranie bielizny, wspólne wypady na pożary...ale tak naprawdę tylko ty, twój sprężysty tyłek...i Twój twardy, mięsisty...(...)"

Tu Lidka zemdlała - rozpoznając charakter pisma Radka, kolegi Alberta z pracy. Gdy powstała z omdlenia, poczęła w szale palić list, który pisany był na wyjątkowo grubym, kredowym papierze.Papier ten tlił się powoli, a Lidka oszalała, w pierwszym w życiu napadzie autoagresji, wyszła na klatkę schodową i szybko złapała windę. Pojękiwała z cicha przez całą samotną drogę windą na X piętro bloku - kabina windy była coraz bardziej zakopcona. Papier płonął i płonął i płonął, aż się ściemniło. Było to ok. 18.30, więc Lidkę dopadła jeszcze większa melancholia. Cisnęła więc niedopalonym kawałkiem listu w kierunku narożnika dachu, od czego zajęły się śmieci, pozostawione tam przez głupie dzieci...

Lidka skoczyłaaaaaaaaaaaaaAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!! Bęc
Nikt tego specjalnie nie zauważył, bowiem wszyscy skupili się na rozszerzającym się w tempie silni matematycznej pożarze...Na szczęście remiza była niedaleko. Bohaterscy strażacy ewakuowali szybko dwa górne piętra i poczęli swoją znojną, całonocną walkę z pożarem, która miała się skończyć dopiero nad ranem. Jednak dwaj strażacy byli najodważniejsi...Albert i Radek, zresztą dowódzcy.

Był szaroniebieski poranek. Matowy blask dogasającego słońca momentami przeciekał przez chmury, niezacerowane jednak smutkiem świata do końca. Albert stał na dachu bloku, myśląc o wszystkich złych chwilach, które w nim przeżył; myślał o swojej żonie - wielko biuścistej Lidce, która dzień wcześniej zdradziła go z listonoszem, który przyniósł Albertowi list. Zalakowana szczelnie koperta czekała na Alberta na jego stoliku nocnym, gdy Lidka z listonoszem uprawiali swoje przerywane rozkosze, gdyż ona nie uznawała takich świństw jak prezerwatywy.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...