Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Babcia cieszyła się z lasu. Bo żyła też z lasu, od wczesnej wiosny do późnej jesieni. Gdy tylko kończyły się wiosenne roztopy,  szła do lasu po bazie i brzózki. Ludzie w mieście chodzili na rynek i chętnie to kupowali. Potem stroili stoły na Wielkanoc. Późną wiosną pokazywały się w lesie smardze a na obrzeżach lasu, na polach, pieczarki. Babcia umiała je rozpoznać i też szła z nimi na rynek. Kupowano wszystko i rozpoznawano w niej staruszkę,  która sprzedawała,  co tylko mogła.  A to szczaw na wiosenną zupę,  a to poziomki. Z tymi poziomkami,  to była nawet swojego czasu, niezła chryja. Babcia chwaliła się, że można dostać nawet dwadzieścia złotych za szklankę. Ludzie to się nawet o nie kłócą. Każdy chce dla dziecka,  mówiła. Razu pewnego podeszła do niej jej rodzona siostra z córeczką Bożenką. Między siostrami była naprawdę duża różnica wieku,  coś ponad dwadzieścia lat. I ta młodsza siostra późno wyszła za mąż, stąd ta córeczka.  Ale babcia nie chciała jej sprzedać tych poziomek , bo powiedziala, że to dla stałych klientów. Bożenka się rozpłakała. Nic to nie pomogło. Siostra odeszła zagniewana, ale babcia nic sobie z tego nie robiła. Nic nikomu nie sprzedawała z rodziny.  Nie chciała tracić klientów. Handel , to handel , trudna rada.  A my to nie klienci, pytaliśmy.  A raz kupicie, raz nie,  ludzie to na moje czekają, padała odpowiedź.  Za to gdyśmy akurat przyszli, gdy babcia smażyła, grzyby, to częstowała nas ochoczo. Pachniały z daleka . A znała się na tym jak nikt. I na grzybach też się znała.  Zbierała nawet takie, o których nie mieliśmy pojęcia, że są jadalne. Wiedziała gdzie jakie rosną.   Borowiki suszyła w długich wiankach koło kaflowego pieca. Potem wkładała je do płóciennego worka. Suszonymi chętnie nas obdzielala. Były do wigilijnego bigosu i to co zostało,  do sosów. Raz cały worek suszonych grzybów ścięły babci mole. Leżały na piecu i służyły im za niezłą spiżarkę. Pamiętam jeszcze ten zapach kuchni. Suszonych i smażonych grzybów. Smak konfitur z malin i jagodowe kompoty. Opowieści babci o lesie. O sarence, która nie chciała od niej odejść. Musiała ją odegnać witką. Biedna sarenka, nie wiadomo czemu się tak zachowywała, ale było nam jej żal. Babci nie było jej żal. Raczej się jej obawiała. Tak jak i złych ludzi. Raz jeden młody chłop chciał ją zgwałcić.  Uratowało ją jakieś małżeństwo. Potem babcia, gdy już  ochłonęła, zdobyła się nawet na żart,  że pewnie wątpliwą miałby z tego przyjemność. Jakiś świr i tyle. No, ale niebezpieczny. Kobieta sama w lesie, to zawsze łakomy kąsek.  Nawet stara. Tak las jest pełen obfitości.  Jagody, maliny,  borówki, jeżyny.  Ludzie wszystko kupią i to chętnie,  bo leśne jest zdrowe i pełne aromatu. Las jest piękny.  Naprawdę piękny i  babcia też dlatego, kochała las. Kiedy umierała to powiedziała, że niczego jej nie jest żal, ale lasu, to tak. 

Może tam też jest las. Może jeszcze piękniejszy. Może, kto to wie?

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

@Stary_KredensBabcia, czy Baba-Jaga, która nie dała wnuczce za darmo poziomek, tak mi się skojarzyło, taki mały „zgrzyt” w opowiadanku.

Pamiętam, na wakacjach jedliśmy zupę,  jagodowa z makaronem, tak, z makaronem, i to własnej babcinej roboty. 

Tak ogólnie, to fajnie mieć babcie. Pamiętam dobrze moje dwie babcie, dziadków raczej nie pamiętam.

Opublikowano

Ciekawe opowiadanie w układzie klamerkowym, jak Chłopi Reymonta: zaczyna się  od lasu, na lesie kończy, lecz opisujesz moim zdaniem ze zbyt dużego dystansu i miejscami dość monotonnie. Przydałyby się jakieś dialogi, wtrącenia, dygresje i temu podobne. 

 

Niektóre fragmenty są dla mnie niejasne, na przykład to:

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

W jaki sposób ją uratowało? Dobrze byłoby sprecyzować lub przynajmniej wyrzucić to „jakieś”, bo jak powiadają: piękno jest w detalu.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Ale ogólnie niezły wysiłek twórczy, wart pochwały.

 

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Karolina rozglądała się po obszernym pomieszczeniu zastawionym ciężkimi, dębowymi regałami pełnymi woluminów. Wszystkie księgi były oprawione w skórę i wyglądały jakby zostały żywcem przeniesione z zamku angielskiego lorda epoki wiktoriańskiej. Niektóre starodruki były zabezpieczone i znajdowały się na kilku regałach za szkłem. Studentka była oszołomiona tym bogatym i cennym księgozbiorem. „Muszę wreszcie zobaczyć moje materiały”, pomyślała. Usiadła przy dębowym stole usytuowanym po środku biblioteki. Leżały na nim przedwojenne egzemplarze czasopisma „Głos Ewangelii”, wydawanego przez Mazurów w języku polskim. Ucieszyła się, bo wiedziała, że jeszcze o tych gazetach nikt w Polsce nie pisał. Brała każdy egzemplarz delikatnie do ręki i sporządzała notatki z ich zawartości. W pewnym momencie do pomieszczenia wszedł pastor Kocki. Był mężczyzną dawno już po pięćdziesiątce, średniego wzrostu, o lśniących, brązowych oczach i łagodnej twarzy. Serdecznie przywitał się i zapytał, czy Karolina czegoś jeszcze nie potrzebuje. Usiadł przy stole. Dziewczyna podziękowała, chciała pochwalić zasoby biblioteczne, ale wówczas jej wzrok padł na portret młodego mężczyzny. Wcześniej obrazu nie zauważyła. Rama była przewiązana czarną wstążką. Spojrzała na gospodarza. Pastor zobaczył jej pytające oczy. - To mój syn, Henryk. Zginął rok temu w wypadku samochodowym, w drodze na obronę swojej pracy doktorskiej - wyjaśnił spokojnie. - O mój Boże, dlaczego?! - wyrwało się Karolinie. - Proszę nie mieszać w to Boga. To nie była jego decyzja. To pewien człowiek, mieszkający zresztą dwie ulice dalej, dokonał złego wyboru. Po alkoholu wsiadł do samochodu - powiedział smutno.
    • @UtratabezStraty Z dużym zainteresowaniem przeczytałam Twoje opowiadanie i pojawiło się mnóstwo pytań. Wizja przyszłości naszego państwa czyli postępujący autarkizm, porzucenie zglobalizowanego kapitalizmu, obraz niemalże apokaliptyczny może nie przeraża, ale niesie pewną refleksję. Natomiast sfera relacji między małżonkami i sfera psychologiczna nie przekonuje mnie. Czy zmieniający się system, warunki życia zmieniają uczucia, relacje? Marek chce wychowywać żonę i zapewnia, że "nie w stylu naszego małżeństwa, żeby dbać o siebie nawzajem". No tak, przecież są małżeństwa, które łączą różne sprawy, tylko nie tzw, miłość. Beztroska obu małżonków, gdy Agnieszka jest w więzieniu, wrażenie, że jej się tam podoba,nie rozpacza też mąż - jakoś do mnie nie trafia. No i drobny wniosek, komfort życia w więzieniu jest o wiele większy niż w klasztorze (obecnie się zgadza), ale w tej wizji już tak nie jest. :)
    • @Annna2Cudny tekst - subtelny i melancholijny, przypomina epitafium, wyzwala ukojenie, zadumę i próbę pogodzenia się z odejściemwspaniałej artystki.  Piekne metafory: "Strąciłaś noc, sięgnęłaś gwiazd" . I jeszcze ta muzyka! Aż brak mi słów. 
    • @GosławaWiersz - obraz, przemawia spokojem i zostawia ... niepokój. Jest to coś, co porusza. Gdy mgła "penetruje okoliczne rowy" ktoś mi bliski bierze aparat foto. i "wyrusza na żer" . Wiersz piękny!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...