Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Kat i orzeł


Rekomendowane odpowiedzi

       Żył niegdyś przed wiekami król srogi,

Żelazną ręką swym ludem władający,

Biedaków wciąż bezlitośnie uciskający,

Najmniejszego sprzeciwu nie znoszący,

 

Ciemiężył lud swój on wielce,

Zawsze jednako bezlitośnie,

Wciąż nowe podatki nakładając,

Każdy przejaw oporu najsurowiej karząc,

 

Lecz nie zagasła uciskanego ludu nadzieja,

Miał on swojego ukochanego bohatera,

Który zawsze w obronie jego stawał,

W ciężkich tych czasach otuchy dodawał…

 

Był on niepokornym banitą,

Który wolnością pełną piersią oddychał,

Chodził zawsze drogami swoimi,

Nie przejmował się królem okrutnym,

 

Na królewskich poborców urządzał zasadzki,

Raźno stawał do otwartej z nimi walki,

Zawsze gdy ludzką krzywdę widział,

W obronie uciskanych bez wahania miecza dobywał,

 

Biednych złotem nierzadko obdarowywał,

Samotnym wdowom skrycie pomagał,

Z poborcami podatków otwarcie do walki stawał,

W obronie biednych karku swego nadstawiał,

 

Zdarzało się iż zamkowych strażników przekupywał,

Z ciemnych lochów wycieńczonych więźniów wydobywał,

W obronie niesłusznie pojmanych zawsze stawał,

Nad sposobami ich uwolnienia ciągle rozmyślał,

 

Zazdrościł król sławy ludowemu bohaterowi,

Zazdrościł dobrych uczynków prawemu człowiekowi,

Zazdrościł mu ludu uwielbienia,

Niemniej niż ludzi prostych szczerego oddania,

 

Zamierzył król lud nieposłuszny zastraszyć,

Zastraszony do ślepego posłuszeństwa przymusić,

Krnąbrnego banitę polecił schwytać,

Schwytanego w ręce kata oddać…

 

Misterną zasadzkę na niego naszykowano,

W zasadzkę przemyślnie, a podstępnie zwabiono,

Bezbronnego całym oddziałem otoczono,

Po beznadziejnej walce wreszcie schwytano,

 

Pochwycili go królewscy rycerze,

Na schwytanego nałożyli stalowe obręcze,

Związanego za końmi powiedli,

Skrępowanego zamkowym strażom oddali…

 

W ponurym lochu zimnym,

Wyczekiwał trwożnie dnia egzekucji,

Gdy przed kata go powiodą,

Na oczach tłumów głowy pozbawią,

 

Zamyślił kat stracić bohatera ludowego,

Przez tłumy ludu prostego wprost uwielbianego,

Gdy dzieła swego czekał topór naostrzony,

Nad skazańcem zgromadziły się czarne chmury,

 

U stóp kata czeka wielki pień drzewa,

Na którym spocznie głowa skazańca,

Kat w rękach dzierży topór naostrzony,

Którym pozbawi skazańca głowy…

 

Ciężko złożyć głowę przed katowskim toporem,

Będąc bardzo młodym człowiekiem,

Gdy przychodzi żegnać się z życiem,

Ciężko zebrać myśli rozbiegane,

 

Gdy w łzach ludu wdzięcznego,

Odbijają się bohaterskie czyny jego,

Ciężko spojrzeć w oczy katu bezdusznemu,

Czasu swego niewzruszenie czekającemu…

 

Wtem nagle na dziedziniec zamkowy,

Na którym miano dokonać egzekucji,

Spadł nagle lotem błyskawicy,

Wściekle trzepocząc skrzydłami orzeł wielki,

 

Niczym aureoloa,

Nad głową świętego męża,

Zawisły rozpostarte orle skrzydła,

Nad ciałem skulonego skazańca,

 

Tłum wielki i zgęstniały,

Zadarł nagle do góry swe głowy,

Obserwując zjawisko niebywałe,

Prości ludzie swe oczy szeroko otwierali,

 

Lud w niezwykłe zjawisko wpatrzony,

Ze strachu niemal zamarły,

Zjawienie się orła niezwykłe,

Odebrał jako zjawisko nadprzyrodzone,

 

I rozpostarł orzeł swe wielkie skrzydła,

Nad głową przerażonego kata,

Nad głową kata nieruchomo w pionie zawisając,

Wszystkich wokoło w podziw wbijając,

 

Wydał z siebie pisk przeraźliwy,

Gnuśnego kata strachem napełniający,

Szeroko jego rozpostarte skrzydła,

Nie pozwoliły nabliżyć się do skazańca,

 

Natychmiast wymierzył pazury swe ostre,

W zakapturzone kata oblicze,

Wściekle atakując skrzydłami,

O mało kata na ziemię nie powalił,

 

Ostry orli pazur,

Bez problemu przeszył płócienny kaptur,

I na twarzy bezdusznego kata,

Pozostawił krwawą bliznę do końca życia,

 

Jął kat toporem na przestrach wymachiwać,

Wielkiego ptaka nieporadnie odganiać,

Lecz przepełniony wciąż strachem,

Niezdarnie potknął się o nogi własne,

 

Lecz orzeł ani myślał ustąpić,

Skazańca na pastwę kata pozostawić,

W powietrzu ciągle nieruchomo zawisając,

Katu wciąż nabliżyć się nie pozwalając,

 

Kat nadal ostrzem swego topora,

Nie przestawał zawzięcie wymachiwać dookoła,

Tym przeraźliwszy pisk orła,

Odpowiadał na ślepe ciosy kata,

 

Nie wiedziały zrazu zamkowe straże,

Jak zachować się winne,

Czy z pochw mieczy swych dobyć,

I na wielkiego ptaka z orężem ruszyć,

 

Wystraszeni tym wszystkim strażnicy zamkowi,

Od tyłu zaszli orła z wyciągniętymi mieczami,

Lecz ugodzić żaden go nie śmiał,

Strach każdemu władzę w rękach odbierał,              

 

A orzeł wciąż walczył zawzięcie,

Gotów był poświęcić swe życie,

W obronie tego szlachetnego skazańca,

Gotów był paść z wyczerpania,

 

Aż w końcu łucznik z wieży zamkowej,

Łuku swego naciągnął cięciwę,

Strzałą z łuku orła przeszyć zamierzył,

Łuk napięty w kierunku ptaka wymierzył,

 

Wtem nagle strzała z łuku orła przeszyła,

Padł skrzydłami swemi na plecy skazańca,

Obok skazańca do pnia przykutego,

Zatrzepotały skrzydła orła z bólu się wijącego,

 

Orzeł na ziemi w bólu się wijąc,

Wielkimi skrzydłami tym usilniej trzepocząc,

Ostatkiem sił usiłował skazańca bronić,

Zranionym swym ciałem katu drogę zagrodzić,

 

Z bólu wijąc się u stóp kata,

Tym wyżej podnosił swe skrzydła,

W ostatnim desperacji akcie,

Desperacko usiłując zastąpić katu drogę,

 

I począł orzeł gasnąć powoli,

Gdy utracił mnóstwo swej orlej krwi,

Naokoło siebie swą orlą krwią tryskając,

Twarz skutego skazańca symbolicznie nią namaszczając,

 

I oddał bohaterski orzeł życie swoje,

Zawzięcie próbując ocalić cudze,

Krwią zalany wyzionął ducha,

W obronie ukochanego przez lud bohatera,

 

W ostatniej swej godzinie życia,

Dostąpił skazaniec zaszczytu orlą krwią namaszczenia,

Jako pierwszy w dziejach zaszczytem tym wyróżniony,

Przez tegoż kata nazajutrz został stracony…

 

Chyli swego czoła,

Nawet sama wielka przyroda,

Przed ludźmi którzy nigdy,

Swego serca innym nie żałowali,

 

W obronie szlachetnych bohaterów ludowych,

Stają nawet waleczne orły,

Samo słońce gotowe rzucić się z nieba,

By nie pozwolić ukrzywdzić prawego człowieka…

 

- Wiersz zainspirowany postacią XV-wiecznego zbójnika Fedora Hlavateho. Nie jest to wiersz poświęcony sensu stricto tej postaci historycznej, a jedynie nią zainspirowany.

 

 

Edytowane przez Kamil Olszówka (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@walvit

Chyli swego czoła,

Nawet sama wielka przyroda,

Przed ludźmi którzy nigdy,

Swego serca innym nie żałowali,

 

W obronie szlachetnych bohaterów ludowych,

Stają nawet waleczne orły,

Samo słońce gotowe rzucić się z nieba,

By nie pozwolić ukrzywdzić prawego człowieka…

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak dla mnie, trochę przegadany.

Jak piszesz długi wiersz, to powinien on być tak prowadzony, żeby czytelnik chciał go w całości przeczytać. trzeba operować akcją i zaskakiwać.

Doprowadzić do tego żeby czytelnik żałował, że to już koniec, żeby ten kto czytał,

nie nudził się, nie niecierpliwił.

To sztuka, której życzę Ci z całego serca, powodzenia :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Alicja_Wysocka Nie ma co ukrywać iż jest to jeden z  moich mniej udanych wierszy. Kiedyś napisałem go w jeden tylko dzień przy paskudnej deszczowej pogodzie, po średnio przespanej nocy. Już następnego dnia dostrzegłem jego liczne wady. Po jakimś czasie postanowiłem wykorzystać go przynajmniej do przypomnienia postaci XV-wiecznego zbójnika Fedora Hlavateho i uważam, że przynajmniej na tym polu spełnił swoją rolę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Póki autor żyje póty może swój wiersz poprawić. Uważam że warto popracować, nie spieszyć się z publikacją, z pokazywaniem swojego nieuczesanego dziecka

światu. Np w pierwszej zwrotce masz trzy identyczne rymy.

Władający - uciskający - znoszący.

W innej dwa zmierzył -wymierzył.

W innej cztery rymy naszykowano - zwabiono - otoczono - schwytano.

Moim skromnym zdaniem należy je usystematyzować tak żeby występowały w identycznych miejscach i po równo.

Poezja rymowana ma określone ramy warto się z nimi zapoznać,

taka praca może być ciekawa i inspirująca, życzę powodzenia :)

Nie śpiesz się.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Myślałem, że życie chce mi powiedzieć jedno

      Lecz się pomyliłem, gdy trafiłem w samo sedno

      Potencjał swój pełny odkryłem 

      Spodobał mi się, w końcu poczułem, że odżyłem 

      Konsekwencje może i będą duże, 

      Ale też i czemu miałbym się sprzeciwiać własnej naturze?

      W domku opuszczonym się zaszyję 

      I kto wie, może ludzie uznają, że już nie żyję.

       

                                *********

       

      Od dzieciństwa wmawiano mi, że będę nikim

      Nic nie osiągnę, mimo, że zawsze miałem dobre wyniki

      Rodzice - durnie - codziennie alkohol pili

      Często mnie do czerwoności bili

      Wstydziłem się gdziekolwiek wyjść 

      Gdyż rany, które miałem ciężko było zakryć.

       

      Rówieśnicy wcale lepsi nie byli,

      Do różnych czynów się odważyli,

      Nigdzie bezpiecznie się nie czułem,

      Dla nauczycieli byłem chyba duchem,

      Prośby i skargi moje zostały zignorowane,

      Mieli na mnie totalnie wyjebane,

      I co, czy jakoś na to zareagowałem?

      Nie - dzieckiem byłem i strasznie się wtedy bałem.

       

      Lata mijały, a ja wciąż taki sam

      Cichy, nielubiany, w skrócie jeden wielki chłam 

      W świat dorosłych wdrążyć się chciałem 

      Lecz prawdę powiedziawszy, niczego nie umiałem 

      Praca, pomyślałem, pozwoli mi się ogarnąć 

      Myśli złych natłok na bok zepchnąć.

       

      W warsztacie samochodowym mnie zatrudnili,

      Jedynie sprzątania i mycia nauczyli

      Dziwnych bardzo ludzi tam spotkałem 

      Chyba to nie dla mnie - pomyślałem 

      Szkoda jednak tak szybko było się poddać, 

      W końcu sam chciałem dorosłe życie poznać.

       

      Z czasem, okazało się, że popełniłem błąd 

      Mogłem uciec jak najdalej z tamtąd

      Wparowali ludzie w broń palną uzbrojeni

      Jakieś pieniądze oni bardzo chcieli

      Bez wahania szefa mojego zastrzelili,

      Resztę pracowników śmiertelnie pobili

      Ja ukryłem się w jednej z szafek

      Głupi sądziłem, że nie zajrzą do wszystkich wnęk.

       

      Moje najgorsze obawy się spełniły 

      Wydarzyły się rzeczy, które do końca życia będą mi się śniły 

      Drzwiczki raptownie otworzyli

      Wyciągnęli mnie z kryjówki, kogoś zawołali, a potem mocno w głowę uderzyli

      Traciłem powoli przytomność, mocno na podłogę upadłem 

      Krew ze mnie leciała, gdyż mokro pod głową miałem...

       

      Ocknąłem się po dłuższym czasie,

      Nie wiedziałem, co się wydarzyło właśnie 

      Otumaniony przez chwilę byłem 

      Lecz w końcu do podniesienia się odważyłem.

      Głowa mnie bolała jak cholera 

      Cóż, przeżyłem jako jedyny, trochę szkoda

      W duchu tak bardzo umrzeć bym chciał, 

      Ale los najwyraźniej inne plany miał. 

       

      Udało mi się w końcu wstać 

      Trochę ciężko mi było równowagę złapać 

      Rozejrzałem się dookoła siebie uważnie 

      Nie wiedziałem, czy ten spokój mogłem traktować na poważnie 

      Po chwili ruszyłem przed siebie

      Nie ukrywam, czułem się wtedy bardzo niepewnie

      Otworzyłem pobliskie drzwi i wszedłem do głównej hali

      Cisza, nikogo nie było, wszyscy już pojechali...

       

      Nie miałem pojęcia jak zareagować 

      Tak szczerze, to chciało mi śmiać,

      Widok tych wszystkich trupów 

      Uświadomił mi ile w życiu doznałem trudów, 

      Przecież ten jeden gość pod wpływem 

      Dotykał mnie, kiedy po pracy się myłem 

      A teraz leżał na ziemi martwy

      I tak jak cała reszta, zostanie on zapomniany. 

       

      Od tego momentu inaczej się czuję, 

      Morderstwami się strasznie lubuję, 

      Nikomu tego nie mówiłem,

      W tamtym zakładzie niedobitków dobiłem,  

      Dziwną przyjemność mi to sprawiło

      I to uczucie w pamięci utkwiło,

      Zabrzmi to wręcz niepokojąco 

      Myślenie o tym, działa na mnie kojąco. 

       

      Rodzice całe życie mnie bili,

      Ogromną krzywdę psychiczną mi wyrządzili,

      W własnym domu bezpiecznie się nie czułem 

      Z lękami się codziennie budziłem 

      Siniaki miałem praktycznie na całym ciele,

      Tego całego gówna było jeszcze wiele, 

      Ale powiedziałem temu dość,

      Niech sprawiedliwości stanie się zadość!

       

      Obudziło się we mnie dzikie zwierzę,

      A więc, zrobiłem to, do tej pory w to nie wierzę, 

      Matka i ojciec 

       

       

       

       

       

      Ogólnie to nie jest dokończone, pytam się was - czytelników, czy póki co ma to sens co pisze, wiele mam do poprawki, coś Chce jeszcze dodać, także na matka i ojciec się to nie skończy, ale chciałbym poznać waszą opinię co o tym wstępnie sądzicie, czy składniowo ma to sens itd

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...