Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

@morydz Nie wiem od czego zacząć; od wiersza, czy od Ciebie. Zawsze chciałam żebyś wrócił, ale dopiero teraz wiem, jak bardzo. Dzięki wierszowi właśnie. Świetna puenta; tragikomiczna w swej szczerości. I ten grymas winny światu. Dojrzało Twoje pisanie, wytrawne. Oby dobrze Ci tu było. 

Opublikowano

@morydz I ta dwuznaczność w ostatnim wersie "nie mogło lepiej"...

 

Tytuł dostarcza nam informacji o jaki kontekst chodzi, ale względem "Niej" to prawda wypowiedziana w sposób, dzięki któremu można zrozumieć to zupełnie na odwrót! 

 

Sama anhedonia zaś jest w pewnym sensie stanem uśpienia, ta kawa na początku jest niejako próbą wybudzenia się z niego. 

 

Grymas jako uśmiech. Wszystko się zgadza. I nawet rymy mi tak nie przeszkadzają. Dobra robota. 

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Ej, no, nie ma tak! "Nie mogło lepiej" to jest puenta, której cała reszta tekstu jest ściśle podporządkowana! Albo bierzesz cały wiersz, wraz z tym fragmentem, albo wcale!

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Nie no, powqga, pięknie dziękuję za plusik

Zamysł został dokładnie odczytany, bardzo mnie to cieszy Wielkie dzięki!

A rymy są super! Nie lubisz rymowanych wierszy?

Opublikowano

@morydz Dobrze ubrałeś w słowa  półnagą anhedonię, a nie jest łatwo mówić wierszem o objawach psychiatrycznych.
Szczera literalnie puenta, choć zapewne inaczej rozumiana przez partnerkę peela.
Mam prośbę o większe litery, bo musiałem przekopiować do edytora, żeby odczytać, ale warto było.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Wierzę, że tej koślawości da się jednak uniknąć. Choć to niełatwe, podobnie jak unikanie pretensjonalności w przypadku wierszy wolnych. Z dwóch tych skrajności wolę już chyba ocierać się czasem o tę koślawość

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Zdania raczej nie zmienisz, ale mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się tu pokazać wiersz, pod którym wypowiesz się podobnie, bo Twoja opinia była dla mnie satysfakcjonująca

Diękuję za przychylny komentarz!

Z tą partnerką, czy raczej fragmentem, w którym została przywołana, miałem z poczatku wątpliwości, czy nie za bardzo namieszałem, bo ostatecznie nie jest oczywiste, czy chodzi o partnerkę właśnie, czy może o samą anhedonię. Ale doszedłem do wniosku, że ta nieoczywistość może zadziałać na korzyść. I chyba nawet dziala

Dzięki za uwagę o rozmiarze czcionki, poprawiłem! Loguję się obecnie z telefonu, a tu tego nie widać.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Renia i jej pogróżki o charakterze kryminalnym - teraz już w pełni czuję się u siebie <3

Nie da się ukryć. Wydaje mi się, że tytuł stanowi tu klucz do całości ;>

No... Co gorsza, mam wrażenie, że mi tu postawiono poprzeczki jakieś do przeskakiwania, tymczasem wierszyki, które zgromadziłem podczas nieobecności tutaj są... no, różnej klasy :P

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Maciek.J

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • Nie ma to jak turkus morza:)
    • @Robert Witold Gorzkowski To będzie dla mnie przyjemność :) Zawsze piszę wiersz na kartce. Pomazana moim myśleniem :) Póżniej czytam z kartki do notesu samsunga. Poprawiam wariactwa i dopiero wklejam. Kartkę z tworzenia mam. Jest Twoja.   Pewno, że z przyjemnością "wezmę" coś Twojego. Tylko daj adres na priv. Dziękuję.  
    • Odeszła, zanim przyszła. Zeszła z mojego istnienia jak światło gasnące za horyzontem, jak oddech, który znika z powietrza. Nie zostawiła blizn - tylko ciszę, której nie można dotknąć. Byliśmy snem, który się nie zaczął, a jednak obudziłem się z jej śladem na policzku. Byliśmy krwią, w której nie zamieszkało żadne serce, a jednak moja nabrała koloru jej subtelności. Całowaliśmy się w języku, którego nikt nie znał. Teraz gryzę litery rozsypane na portalu, kwaśne, jakby alfabet umarł w moich ustach i wziął ze sobą wszystkie możliwe „przepraszam”. Paragon za nadzieję leżał obok - wyglądał jak wspomnienie. Rozstaliśmy się bez słowa. Jakby ktoś przeciął powietrze żyletką i kazał nam iść w przeciwnych kierunkach we wnętrzu tej samej minuty. Milczenie - ostatnie zdanie. Zostały po niej okruchy, z których nie da się złożyć chleba: ciemne pęknięcia w świetle poranka, guziki z koszuli, której nigdy nie miała, zapach, który pachnie jak zbyt późne pytanie - „czy to coś znaczyło?” – wypowiedziane w próżnię. I włos - kasztanowy, zatrzymany w futrynie światła, jakby cień jej nieobecności miał kolor. I niebieski odblask jej oczu w lustrze, który nie był moim spojrzeniem, ale patrzył na mnie z wyrzutem. I cytryna w lodówce - przecięta, sucha, uśmiechnięta krzywo jak stary żart, którego nikt już nie opowiada, ale wszyscy pamiętają śmiech, bo echo bywa głośniejsze niż głos. Kiedyś wydawało mi się, że w jej głosie słyszę „do zobaczenia”, ale echo powtarzało tylko: „nigdy, nigdy, nigdy”. Czuję się jak jezioro, w które wrzucono skałę - a żadna fala nie powstała. Jak skóra, która pamięta dotyk, choć nie było dłoni. Jak Persefona, która nie wróciła na wiosnę - a ziemia zamilkła na zawsze. A ja - z ziarnem granatu rozgniatanym językiem w ustach pełnych żalu. Zegar tyka, ale wskazówki stoją. Czas oddycha – nie rusza się z miejsca. Chwile gonią się nawzajem, a ja - w tym wszystkim – znowu umieram w rozpaczy. Chodzę po pokoju jak niedokończona modlitwa. Moje mysli - jak koty bez właściciela: gryzą, drapią, miauczą w rytmie rozpaczy. Kładę się na podłodze jak porzucona metafora. Ściany są zrobione z jej spojrzenia, a sufity - z tego, czego nie powiedziała. Kochaliśmy się przez skórę duszy, a teraz moja dusza ma wysypkę z małych, czerwonych „gdyby”. I wtedy pękła szklanka. Nie spadła. Po prostu pękła na stole - jakby nie wytrzymała tego wszystkiego za mnie. Zostało mi echo jej oddechu, rozsypane w głowie jak tabletki LSD w kieszeni po końcu świata. A niebo? Cholerne niebo - ciąży nade mną jak zasłona bez gwiazd, zimna, ciężka, nieprzenikniona. Cisza rozdziera czas na strzępy. Migotanie bez światła. I nikt nie odpowiada.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...