Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

   - Oooh... ale chyba nie zamierzasz na tym poprzestać? - zapytała rozorgazmowana Soa, spoglądając na Mila znacząco. 

   - Pewno, że nie - odpowiedział. - Tak jak zresztą wiesz, bo wciąż cię czuję... również w moim umyśle - dodał, puszczając do niej oko. 

   - Kontynuujmy więc - przesunął czubkami palców od piersi ku dołowi brzucha, zaraz po tym schylając się do miejsca jej ciała, które przed chwilą opuścił. 

   - Mil... - wydyszała po pewnym czasie. 

   - Prawda - odmruknął, uśmiechając się i do niej, i do własnych myśli. - Najwyższy czas na... inne działanie. 

   Obrócił ją na brzuch i uniósł biodra, klękając za nią i przysuwając jej uda do swoich. Czego spodziewała się i nie spodziewała zarazem. Czego oczekiwała i jednocześnie nie. 

   - Ależ Mil... - jęknęła, zaciskając dłonie na fałdach koca. 

   Poczuła, jak krew w jej żyłach znów szaleńczo przyśpiesza. By w moment później zwolnić i przyspieszyć znowu do tempa jego krwiorytmu, tworząc razem wspólne. Pod zamkniętymi powiekami widziała jasność. Intensywną i zarazem łagodną, jakby światło docierało do nich przyćmione jakąś delikatną zasłoną. Wszystkie inne doznania jakby nagle zgasły: koc w dłoniach i pod kolanami, ciepło słońca na włosach, karku i górnej części pleców, łagodny szum falującego przed nią oceanu. Czuła tylko Mila, poruszającego się w niej rytmicznie i niespiesznie, i jego dłonie, trzymające ją w talii. I wspomnianą jasność w przymkniętych oczach. 

   Dotyk i poczucie trwały dostatecznie długo... 

 

                                 *     *     * 

 

    - Też miałem na nią... mm, ochotę - przyznał się Mil przed sobą samym, wciąż skoncentrowany na dawaniu i braniu. Na branej dziewczynie. Na przyjemności, którą odczuwał i dawał. I na widoku jej zgrabnego ciała przed sobą. A szczególnie - tu powiedzmy sobie szczerze - na pewnej jego części. 

   - Rumień się, Soa, rumień - pomyślał, zetknąwszy na jej rozanieloną doznaniami, a jednocześnie dziką buzię. - Rumień się - uśmiechnął się ponownie. - Uwielbiam to. 

 

                                *     *     * 

 

    - Też miałam na niego ochotę - pomyślała Soa w tej samej chwili, gdy jemu zaświtała podobna myśl. - I to od dawna. Teraz, powiedzmy sobie - myślała dalej, wydzielając trochę przyjemności na myślenie - warunki są wybitnie sprzyjające. Słońce, plaża, egzotyczne miejsce, cisza i spokój. Chcę tego, pragnę tego. Też to lubię. Bardzo lubię. I potrzebuję. A on... - zawróciła myślami do mężczyzny, poruszającego się za nią i w niej jednocześnie - nawet mi się podoba, mimo różnicy lat. No i - tu wewnętrznie uśmiechnęła się jeszcze szerzej - się nadaje. 

Cdn. 

 

   Voorhout, 06.09.2022

 

 

 

  

   

   

Edytowane przez Corleone 11 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Żaden ekspert ze mnie, lecz nie sądzę, żeby ludzie w takich scenach komentowali co robią. Zwłaszcza kobieta w orgazmie nie myśli trzeźwo, a cóż dopiero wygłasza długie kwestie.

 

Rozumiem, że dialogi zastępują opis, lecz moim zdaniem lepiej trzymać czytelnika w domyśle.

 

Trudny temat zawsze jest wyzwaniem, więc należy docenić wysiłek twórczy.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

Pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

   Drogi Kapistracie: doceniam, że doceniasz mój twórczy wysiłek. Cieszę się . 

   Tak właśnie, a nie inaczej, przedstawiłem powyższą Okoliczność, gdyż moi bohaterowie są ludźmi zakotwiczonymi zarówno w duchowości, jak i w wartościach intelektu. Co nie wyklucza potrzeb cielesnych i czerpania przyjemności z ich przeżywania. W końcu mają Jezusa za mistrza. Dlatego myślą nawet wtedy, gdy doznają orgazmu. Który zresztą ma charakter również duchowy - jak zresztą wszystko, co istnieje i wydarza się w świecie materialnym.

   Dziękuję Ci za czytanie i komentarz.. Miło było Cię gościć.

   Serdeczne pozdrowienia..

 

   Ago - miło mi, iż przyznsjesz, że Soa się rumieni. Odnośnie zaś jej otwartości na Mila, starałem się tę otwartość przedstawić jak najbardziej wyraziście .

   Cieszę się bardzo, że mogłem Cię gościć. Dzięki Ci wielkie .

   Serdeczne pozdrowienia.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Nie jest, tylko mało spałam. Wiesz, moje myśli na noc ubierają szpilki, takie z metalowymi końcówkami i ganiają się. Nigdy nie zakładają kapci, zegar też nie - ale zegar jest do wytrzymania. Teraz piję kawę, dam radę, a jak nie, to zasnę na klawiaturze :)
    • @Alicja_Wysocka niech Ci nie będzie smutno :) Proszę.
    • @Migrena Ależ nie gniewam się, Czasem jest mi smutno i przykro, ale gniewać się nie potrafię, no może godzinę, dwie... Dobrego dnia :)
    • Złota klatka nie tylko dla ducha.
    • Mają po pięćdziesiąt lat i czarne dziury w oczach – nie patrzą, tylko wciągają rzeczywistość jak ssąca rana po niedokończonej modlitwie. Ich dłonie – puste łuski po chlebie powszednim, ich kręgosłupy – barykady z kości, po których przejechały wszystkie reformy jak czołgi bez hamulców. Mieszkają w sarkofagach z kredytu, gdzie wilgoć skrapla się jak wstyd, a lodówki milczą jak świadkowie koronni biedy. W kuchni – Jezus spuszcza wzrok. Nie potrafi zapłacić za gaz. Ich świętość – to odmówienie obiadu, herosizm – to czekanie w kolejce do kardiologa dłużej niż Mojżesz czekał na deszcz. Są rżnięci – bez znieczulenia, przez państwo, co ma twarz mównicy i ręce kata. Z każdej ich rany wypływa formularz. Krew zamienia się w akta. Marzenia – wywożone są na wysypisko razem z obietnicami z ulotek wyborczych. Ich oczy – śmietniki reklamy, na ekranach telewizorów bez dźwięku leci kabaret – posłowie śmieją się z własnych podwyżek. Ich kolana – klęczą pod ciężarem zakupów, gdzie margaryna kosztuje więcej niż godność. Miłość? To kanapka bez szynki, cisza między dwojgiem ludzi, którzy nie mają siły mówić. Ich ciała – mapy skreśleń i guzów. Ich dusze – grzyby po Czarnobylu, niby żyją, ale do niczego się nie nadają. Rząd ich nie widzi – rząd liczy. Kościół zbiera na dach, a Bóg kąpie się w ciszy i nie odbiera. Listonosz przynosi tylko mandaty. Listy umarły. Marzenia zdechły na poczcie. Ich dzieci – wyemigrowały do snów, gdzie lekarka mówi „dzień dobry”, a nie przelicza człowieka na ryczałt. Tu – trzeba umierać według grafiku, bez bólu, bo nie ma już morfiny. Bez świadków, bo pielęgniarki płaczą w kiblu między dyżurami. Ich serca biją jak młotki sędziowskie w sprawach o zaległości czynszowe. Ich wolność – to przerwa na fajkę między tyraniem a zdychaniem. Ich nadzieja – konsystencja oleju silnikowego. Zgęstniała. Lepi się do palców. A mimo to – idą. Z oddechem jak para z ust zimą, z kieszeniami pełnymi paragonów napisanych krwią portfela. Idą po chodnikach z gówna i betonu, po Polsce, która udaje, że jest państwem. Ich skóra – atlas zmarszczek po wszystkich rządach. Ich języki – zapomniały słowa "godność". Zostało tylko: „proszę”, „błagam”, „czekam”. Ale czasem, w ciemnym lusterku tramwaju, za warstwą kurzu, żółci i łez, widać coś – nikły błysk, iskra pod popiołem. Jakby ktoś tam w środku jeszcze miał zęby. I trzymał je – na potem.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...