Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

miejscowy punkt widzenia


Rekomendowane odpowiedzi

miejsce pełne snów
i marzeń
tych pewnych i niepewnych
jak worek z prezentami
dla grzesznych dziewczynek

 

utkwiło w pamięci pokusą
oblaną rumieńcem
wśród uliczek
na których latarnie
dyskretnie odwracały oczy

 

za błędy trzeba było ponieść karę
przez niedowierzanie - uwierzyć na słowo
a miejsce u boku - oddać za free
z powodu "myślenia o szerokiej podstawie"

 

istotność tego miejsca
to od dawna nie sen
a zadanie
i ulica
między hotelem a dworcem

 

nic szczególnego

 

Edytowane przez Cor-et-anima (wyświetl historię edycji)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Kapistrat Niewiadomski nie trzeba być jakimś super znawcą poezji. Według mnie: zrozumiemy, o co chodzi w wierszu, jeśli znamy motywy/okoliczności powstania utworu. Chyba, że tematyką są: ptaszki, drzewa, kwiatki, zjawiska przyrodnicze.

Jeśli niewiele wiemy o autorze, który na dodatek próbuje przekazać jakieś swoje przemyślenia, wartości, wspomnienia - nic dziwnego, że nie bardzo rozumiemy, co miał na myśli...

Bardzo dziękuję za pochylenie się na moim "tworem":). Wiem, że trochę zawiły, dlatego doceniam chęć przedarcia się przez gąszcz myśli.

Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Kapistrat Niewiadomski tak to jest, że poprzez poezję czy prozę odsłaniamy siebie i swoje wnętrze. Trzeba tylko mieć na uwadze to, że fantazja też nie jest nam obca :)

@Michał_78tak - grzesznych - racja! Zmieniam, bo przecież te grzeczne dziewczynki też grzeszą, a wyraz taki trochę przewrotny w znaczeniu.

Ciągle nie rozumiem czemu w warsztacie te dobre wiersze.

No właśnie dlatego - patrz wyżej :)

 

Pozdrawiam i dziękuję za zainicjowanie dyskusji!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Nefretetedziękuję za komentarz!

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

. Ciekawa interpretacja.

W tym fragmencie próbowałam ukazać zmienność naszych naszych emocji w czasie, które z reguły ulegają wytłumieniu.

@Gosławadziękuję! Masz rację - wyszedł taki trochę "misz-masz" emocjonalny... a wydawałoby się, że: "było-minęło"....Znów coś przywołało wspomnienia, ale -  szczęście - w sposób łagodny i kontrolowany

Również pozdrawiam! 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • spotkało się zimno i deszcz   a ja ja rowerem do pracy trochę daleko czterdzieści kilometrów ufam że…   spojrzenie w górę rozmowa z... nie lubię znajomości czasami jednak...   cuda  się zdarzają  wystarczy wierzyć ruszam samochód zostaje w garażu   11.2024 andrew Czy zmoknę…
    • @Jacek_Suchowicz Super bajka Miło zasnąłem    Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • Opływa mnie woda. Krajobraz pełen niedomówień. Moje stopy. Fala za falą. Piana… Sól wsącza się przez nozdrza, źrenice... Gryzie mózg. Widziałem dookolnie. We śnie albo na jawie. Widziałem z bardzo wysoka.   Jakiś tartak w dole. Deski. Garaż. Tam w dole czaiła się cisza, choć słońce padało jasno i ostro. Padało strumieniami. Przesączało się przez liście dębów, kasztanów.   Japońskie słowo Komorebi, oznacza: ko – drzewo lub drzewa; more – przenikanie; bi – słoneczne światło.   A więc ono padało na każdy opuszczony przedmiot. Na każdą rzecz rzuconą w zapomnienie.   Przechodzę, przechodziłem albo bardziej przepływam wzdłuż rzeźb...   Tej całej maestrii starodawnego zdobienia. Kunsztowna elewacja zabytkowej kamienicy. Pełna renesansowych okien.   Ciemnych. Zasłoniętych grubymi storami. Wyszukana sztukateria...   Choć niezwykle brudna. Pełna zacieków i plam. Chorobowych liszai...   Twarze wykute w kamieniu. Popiersia. Filary. Freski. Woluty. Liście akantów o postrzępionym, dekoracyjnym obrysie, bycze głowy (bukraniony) jak w starożytnej Grecji.   Atlasy podpierające masywne balkony… Fryz zdobiony płaskorzeźbami i polichromią.   Metopy, tryglify. Zawiłe meandry…   Wydłużone, niskie prostokąty dające możliwość rozbudowanych scen.   Nieskończonych fantazji.   Jest ostrość i wyrazistość świadcząca o chorobie umysłu. O gorączce.   Albowiem pojmowałem każdą cząstkę z pianą na ustach, okruch lśniącego kwarcu. I w ostrości tej jarzyła mi się jakaś widzialność, jarzyło jakieś uniesienie… I śniłem na jawie, śniąc sen skrzydlaty, potrójny, poczwórny zarazem.   A ty śniłaś razem ze mną w tej nieświadomości. Byłaś ze mną, nie będąc wcale.   Coś mnie ciągnęło donikąd. Do tej feerii majaków. Do tej architektonicznej, pełnej szczegółów aury.   Wąskie alejki. Kręte. Schody drewniane. Kute z żelaza furtki, bramy...   Jakieś pomosty. Zwodzone nad niczym kładki.   Mozaika wejść i wyjść. Fasady w słońcu, podwórza w półcieniu.   Poprzecinane ciemnymi szczelinami puste place z mżącymi pikselami wewnątrz. Od nie wiadomo czego, ale bardzo kontrastowo jak w obrazach Giorgio de Chirico.   Za oknami twarze przytknięte do szyb. Sylwetki oparte o kamienne parapety.   Szare.   Coś na podobieństwo duchów. Zjaw…   Szedłem, gdzieś tutaj. Co zawsze, ale gdzie indziej.   Przechodziłem tu wiele razy, od zarania swojego jestestwa.   Przechodziłem i widzę, coś czego nigdy wcześniej nie widziałem.   Jakieś wejścia z boku, nieznane, choć przewidywałem ich obecność.   Mur.   Za murem skwery. Pola szumiącej trawy i domy willowe. Zdobione finezyjnie pałace. Opuszczone chyba, albo nieczęsto używane.   Szedłem za nią. Za tą kobietą.   Ale przyśpieszyła kroku, znikając za zakrętem. Za furtką skrzypiąca w powiewie, albo od poruszenia niewidzialną, bladą dłonią.   W meandrach labiryntu wąskich uliczek szept mieszał się z piskliwym szumem gorączki.   Ze szmerem liści pożółkłych, brązowych w jesieni. Uschniętych...   *   Znowu zapadam się w noc.   Idę.   Wyszedłem wówczas przez szczelinę pełną światła. Powracam po latach w ten mrok zapomnienia.   Stąpam po parkiecie z dębowej klepki. Przez zimne pokoje, korytarze jakiegoś pałacu, w którym stoją po bokach milczące posągi z marmuru.   W którym doskwiera nieustannie szemrzący w uszach nurt wezbranej krwi.   Balet drgających cieni na ścianach, suficie… Mojej twarzy...   Od płomieni świec, które ktoś kiedyś poustawiał gdziekolwiek. Wszędzie....   Wróciłem. Jestem…   A czy ty jesteś?   Witasz mnie pustką. Inaczej jak za życia, kiedy wychodziłaś mi naprzeciw.   Zapraszasz do środka takim ruchem ręki, ulotnym.   Rysując koła przeogromne w powietrzu, kroczysz powoli przede mną, trochę z boku, jak przewodnik w muzeum, co opowiada dawne dzieje.   I nucisz cicho kołysankę, kiedy zmęczony siadam na podłodze, na ziemi...   Kładę się na twoim grobie.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-11-25)    
    • Ale dlaczego więźniarką ZIEMI?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...