Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Historia Elen. Ciąg dalszy. 

 

  Georg coraz bardziej angażował się w związek z Elen. Przeprowadził się do niej na stałe, dzięki czemu i dla Evy u mnie zrobiło się miejsce. Georg zakochał się w Elen. Zakochał się z wzajemnością. Elen u boku Georga zawsze była pogodna i uśmiechnięta. Jednak Georg poznawał Elen na co dzień i wiedział, że miewa również złe dni, a koszmary zdarzeń z przeszłości ciągle ją prześladują. W końcu podobnie jak Jack, postanowił ją inwigilować. Wiedział doskonale, że to niemoralne i złe. Miał takie same wyrzuty sumienia jak Jack, jednak to zrobił bo chciał jej pomóc. Chciał sprawdzić jaki jest rzeczywisty stan jej duszy, o czym naprawdę myślała. Był zaskoczony że jest aż tak źle. Zobaczył że Elen wciąż czuje się upokorzona i skrzywdzona i że wspomnienia z chwili gwałtu, jak również z sali sądowej, gdzie jej słuszne racje przegrały ze sprytem dobrze opłacanych adwokatów, są ciągle żywe, jakby zdarzenia miały miejsce wczoraj. Nosiła w sobie wielkie poczucie niesprawiedliwości a koszmary z przeszłości prześladowały ją niemal codziennie. Wiele pozornej radości, którą eksponowała w kontaktach z nami wszystkimi oraz z samym Georgiem, była udawana.

Georg ją kochał i jak tylko nadarzyła się okazja, postanowił jej pomóc. Chciał wyciągnąć ją z depresji, jednak nie tak, jak robią to terapeuci ze swoimi pacjentami, to znaczy przez długotrwałe budowanie poczucia własnej wartości, ale w inny, szybszy sposób. Georg wiedział, że depresję można leczyć w wielokrotnych seansach wsparcia psychologicznego, ale równie dobrze a nawet znacznie lepiej jest usunąć przyczynę depresyjnego stanu. To metoda niezawodna, choć nie zawsze możliwa do zrealizowania. Georg wiedział, że tego co Elen zrobiono nie da się odwrócić, ale poczucie sprawiedliwości da się jednak odzyskać. Zwłaszcza jeśli dysponuje się potężną bronią o wielkich możliwościach. Z tego właśnie powodu miejscem ostatnio odwiedzanym podczas jego indywidualnych sesji z naszymi technicznymi zabawkami stała się siedziba firmy, której właścicielami byli dwaj biznesmeni o imionach Carl i Michael. 


Pierwszym co zaobserwował Georg było to, o czym najczęściej myślał Michael. Otóż pomimo tego, że miał młodą żonę i dwójkę małych dzieci, to równie często a nawet zdecydowanie częściej jak o interesach i rodzinie, myślał o Isli. Georg szybko zorientował się kim dla Michaela była Isla. Podsłuchał kilka rozmów telefonicznych pomiędzy nią a Michaelem. Takich rozmów było po kilkanaście dziennie i podsłuchiwanie ich nie stanowiło dla Georga specjalnego problemu.

Isla pracowała w korporacji i zanim Michael nie podjął wraz z Carlem własnego biznesu, to była jego sekretarką. Choć wspomnienia o niej, które przelatywały przez głowę Michaela były zazwyczaj kilku czy kilkunasto- sekundowe, to Georg podglądał je z żywym zainteresowaniem. Mogłyby być inspiracją dla hinduskich mistrzów do napisania kolejnej, wyuzdanej części Kamasutry. W czasie każdego z piętnastominutowych seansów, Michael myślał o niej przynajmniej dwa lub trzy razy. Rozstanie z korporacją 
w żadnym razie nie było przyczynkiem do zakończenia ich słabo ukrywanego związku. Spotykał się z nią tak często, jak to tylko było możliwe, a głównym tematem poruszanym w bardzo skąpych namiastkach rozmów, było gdzie i jak. Mógł to być hotelowy pokój, ale równie dobrze polana w podmiejskim parku, parking w lesie czy kabina przebieralni w markecie. Wyłączną treścią ich spotkań był seks w formie niemalże zezwierzęconej. Podstawową formą komunikacji werbalnej pomiędzy Michaelem a Islą był szeroki katalog westchnień, jęków i zmysłowych krzyków. Rozumieli się tak dobrze, że byliby w stanie wyjęczeć i wywzdychać sobie nawzajem, babcine przepisy na ciasteczka. Angażowali się w istotę swojego związku bez opamiętania. Można by rzec, że w najbardziej dosłownym znaczeniu, pasowali do siebie.


Jednak Georga przede wszystkim interesowały sprawy biznesowe Carla i Michaela. Przy jednej z prób połączenia natrafił na ich rozmowę w siedzibie firmy. Tym razem trafił na to, czego szukał. Wspólnicy rozmawiali o interesach. Georga zainteresował jeden z fragmentów ich rozmowy:

 

- Carl, zobacz na tą listę referencyjną, są dwie nowe oferty,
wyglądają obiecująco. Warto się nimi zainteresować, można
nieźle zarobić.
- Pokaż, no rzeczywiście, fajne działki. Zaraz polecę żeby dział
 nieruchomości się nimi zajął. Niech tam dzwonią i jadą.
Trzeba się pośpieszyć, żeby nam korpo ich nie zwinęło.
- Dobrze że ją mamy.
- To prawdziwy skarb. Stary jesteś świetny, robisz robotę.
- W czwartek prześle nam następną listę.
- Niech uważa na siebie. Dałeś jej kasę?
- Pewnie, tyle co zawsze.
- Zasłużyła, zuch dziewucha. Nie za mało dostaje?
- No coś ty. Resztę daję jej w naturze.

 

 Obaj wybuchnęli śmiechem a Georg zobaczył krótkie wspomnienie Michaela, w którym ten bierze Islę w kabinie windy. Długo zastanawiał się nad tym co usłyszał. Postanowił, że wieczorem porozmawia o tym z Elen.


Kilka godzin później.

 

- Elen, chodź do mnie na chwilę.

 

Elen usiadła koło Georga i przytuliła się do niego. Była smutna w tym dniu. Depresja ciągle ją prześladowała.

 

- Nie będziesz się gniewać jak cię o coś zapytam?

 

Elen popatrzyła z ciekawością na Georga.

 

- Pytaj o co chcesz. 
- Powiedz mi kto to jest Isla?
- Skąd o niej wiesz?
- Coś wiem, trochę się dowiadywałem, mówiłem ci, że znam
ludzi którzy wiele wiedzą.
- Czy ci ludzie to jakieś służby? 
- W pewnym sensie.
- Z kim ty się zadajesz? Jakiegoś detektywa wynająłeś? Isla to 
 kochanka Michaela. Jego była sekretarka. Całe korpo o tym
wie. Sama kiedyś weszłam po coś do niego i widziałam jak
leżała na jego biurku.
- Ona była wtedy w tym hotelu?
- Nie, nie mogła jechać choć bardzo chciała, miała jakieś
rodzinne sprawy. Jej dziecko było chyba na coś chore.
- Ok, a powiedz mi co to jest lista referencyjna?
- Ci twoi znajomi naprawdę sporo wiedzą. Czy to ktoś 
z korporacji?
- Nie ważne, co to jest ta lista?
- To efekt pracy całego działu. Byliśmy tam podzieleni na
rejony i każdy ze swoich dzielnic miasta i jego przedmieść
szukał atrakcyjnych działek. Byli nawet tacy, co jeździli 
w teren, rozpytywali i szukali potencjalnych sprzedających.
- Co się działo potem?
- No, zbieraliśmy te wszystkie oferty do czwartku każdego
tygodnia i robili z tego listę referencyjną. Na tej liście jest
krótki opis działki, rodzaj działki, powierzchnia, cena jaką
sobie za nią życzą i kontakt do sprzedającego. Tej listy się nie
drukuje, jest tylko w komputerze i każdy z nas ją uzupełniał.
W każdy piątek ta lista szła na zarząd korpo i tam
decydowano którymi ofertami mamy się dalej zajmować,
 a które nie rokują dużych zysków.
- Czyli taka lista to efekt pracy całego działu?
- Tak, to efekt pracy kilkudziesięciu ludzi przez cały tydzień.
- Elen czy Jenifer dalej tam pracuje?
- Oczywiście, a czemu pytasz?
- Jesteś za nią pewna?
- Wiesz, tak naprawdę to na świecie mam tylko swoich
rodziców, ciebie i ją. Nigdy mnie nie zawiodła.
- Jak myślisz, byłabyś w stanie namówić ją, aby umieściła 
w czwartek na tej liście jedną działkę, a potem w piątek,
zanim lista pójdzie na zarząd, to tą działkę usunęła.
- Na pewno, ale po co? Co kombinujesz? Jaką działkę?

Georg przytulił mocniej Elen.

- Santa Clara Street 230.

 

Georg poczuł jak Elen na moment zesztywniała w jego ramionach. Przez chwilę zaniemówiła, ale w końcu się odezwała:

 

- Co ty kombinujesz? Isla? Ta ździra szpieguje dla nich?
- Nie wiem na pewno, ale co nam szkodzi to sprawdzić?

 

Poczuł jak serce przytulonej do niego Elen zaczęło bić mocniej i szybciej.

 

- Dobry Boże, coś ty wymyślił?

 

                       *****

Trzy miesiące później. 

 

Elen przejeżdżała ulicą Santa Clara i ze zdziwieniem zauważyła, że działka którą przyjeżdżała tu oglądać niecałe trzy miesiące temu, teraz wygląda zupełnie inaczej. Po placu zabaw dla dzieci nie ma śladu, a działka ogrodzona jest nowym blaszanym płotem. Zaparkowała i podeszła do ogrodzenia. Za płotem słychać było hałas. Pracowały ciężkie koparki a z działki wyjechała załadowana ziemią, wielka ciężarówka. Na nowym ogrodzeniu wisiała informacyjna tablica budowlana. Elen przeczytała napis:

 

- “Santa Clara Street 230. Budowa wielokondygnacyjnego
 budynku mieszkalnego. Inwestor: Carl Martin & Michael
Borreto - Partnership.”

 

Z jej oczu popłynęły łzy. Pierwszy raz od wielu miesięcy przestała czuć ten niedookreślony uścisk, który do tej pory dławił jej oddech i ściskał jej serce. Elen wydawało się, że stoi pod niewidzialnym wodospadem, a cudowna woda zmywała z niej brud, który trwale przywarł do jej ciała wiele miesięcy temu. Zobaczyła świat w innych barwach, jaśniejszych i żywszych. Po powrocie do domu, płacząc popatrzyła w oczy Georga.

 

- Przejeżdżałam przez Santa Clara Street. Ty wiedziałeś? Skąd
ty to wszystko wiesz? Georg, co wyście tam wymyślili w tym
laboratorium?

 

W tym momencie, bez żadnego powodu, Georg poczuł silny ból w lędźwiowej części kręgosłupa. Nigdy przedtem tego nie odczuwał. Usiadł nagle na kanapie. Elen zauważyła że cierpi.

- Co ci jest?
- Nie wiem, bardzo mnie zabolało, ale już przechodzi.

Elen zaczęła ratować Georga, masując jego plecy. Ból przeszedł po kilku minutach, ale szczęśliwa, zakochana 
w Georgu Elen, ku jego uciesze wcale nie chciała przestać.

 

                       *****

 

Trzy miesiące wcześniej, dziesięć dni po tym jak Georg prosi Elen o to, aby Jenifer umieściła działkę na liście referencyjnej. Georg podsłuchuje rozmowę Carla i Michaela 
w ich gabinecie.

 

- Ależ ci ze Schmitta są naiwni. Przecież mogli tą działkę
sprzedać znacznie drożej, jakby trochę dłużej poszukali.
- Nie chciało im się, lenistwo w biznesie nie popłaca.
- Carl, to był świetny interes, ale powiem ci więcej, to może
być interes naszego życia. Może będziemy mieli tyle
pieniędzy, że już do końca życia nic nie będziemy musieli
robić.
- Coś wykombinował?
- Pomyślałem, że mając już tak atrakcyjną działkę w najlepszej 
 z możliwych lokalizacji w City, wcale nie musimy szukać od
razu na nią kupca.
- Co chcesz z nią zrobić?
- Jest inwestor z którym dzisiaj rozmawiałem, który ma już
gotowy projekt sześćdziesięciopiętrowego apartamentowca.
To duży gracz na rynku drogich mieszkań dla bogaczy. Jego
projekt idealnie pasuje do naszej nowej działki. Warunki
zabudowy są odpowiednie do naszego projektu.
Rozmawiałem dzisiaj z prezesem. Powiedział, że może
 zlecić nam wybudowanie tej wieży w stanie surowym a firmy 
 z którymi oni od lat współpracują, by ją wykańczały. Jest
tylko jeden problem.
- Jaki?
- Oni chcą żeby za rok stał już gotowy budynek. Musielibyśmy
 zrealizować inwestycje za osiem miesięcy. Szybko załatwią
wszystkie zezwolenia. Biorą to na siebie, mają dobry kontakt
z burmistrzem.
- Chcesz budować wieżowiec? Nigdy takiej dużej inwestycji
jeszcze nie robiliśmy.
- No to co? pora zrobić. Wynajmiemy podwykonawców, już
wstępnie się pytałem, taką wieżę wybudują nam w osiem
miesięcy. Zarobimy fortunę. Zobacz, ten inwestor przysłał
nam już nawet wymagania do umowy.
- Pokaż, co tam pisze?
- Same oczywistości, że budynek ma być wykonany zgodnie
 z projektem, że ma być zabezpieczony przeciwpożarowo
zgodnie z wymaganymi przepisami, że stosowane technologie
mają być bezpieczne, że działka ma mieć warunki
geologiczne zapewniające stabilność posadowienia
fundamentów, że musi być możliwość podłączenia instalacji
grzewczej, elektrycznej, kanalizacyjnej, wodociągowej, że
należy przeprowadzić badania toksyczności zastosowanych
materiałów budowlanych i gruntu pod kątem
 dopuszczalnych stężeń substancji szkodliwych. Takie tam
 oczywistości. 
- Badał ktoś toksyczność gruntu?
- Co tam chcesz badać? Przecież ten teren jest otoczony
wieżowcami. Jak będą chcieli, to zbadają sobie sami po
odebraniu budynku. Żadne przepisy tego nie nakazują. Czym
ta działka miałaby się różnić od sąsiednich. Nie mamy czasu
i szkoda pieniędzy na takie badania.
- No właśnie Michael, odnośnie pieniędzy, to powiedz mi
 najważniejsze. Skąd weźmiemy ich tyle żeby to sfinansować? 
- To właśnie jest problem. Weźmiemy kredyt, ale takiego żeby
 starczyło na całość inwestycji nie dostaniemy.
- To co?
- Przecież możemy zainwestować własne oszczędności.
- Myślisz że to wystarczy?
- Pewnie nie, ale przecież możemy zastawić swoje domy.
- Mam zastawić dom? Baba się ze mną rozwiedzie.
- Nie musisz jej wszystkiego mówić.

 

Carl chwilę się zastanawiał.

 

- Choćby nawet to i tak jeszcze brakuje prawie pół miliona
dolarów.
- Ten inwestor nie mógłby nam dać zaliczki?
- Niestety nie, nigdy tak nie działają. Od odbioru budynku do
dwóch tygodni przelewają całą kasę na nasze konto, ale
zaliczek nie udzielają.
- Wiem gdzie możemy pożyczyć.
- Gdzie?

 

Michael wymienił nazwę instytucji pożyczkowej.

 

- Co takiego? Zwariowałeś? Chcesz od nich pożyczać
pieniądze? Przecież obaj wiemy, że to meksykańska mafia.
- No to co? Biorą wysoki procent, ale my potrzebujemy od
nich tych pieniędzy tylko na kilka miesięcy.
- A jak coś pójdzie nie tak?
- Co może pójść nie tak? Przecież wszystko przemyślałem.
Stary, jesteśmy bogaci, bardzo bogaci. Jak tylko odbiorą
budynek, to w przeciągu dwóch tygodni dostaniemy kasę.
Jedziemy potem na miesiąc na Hawaje. Na delegację
służbową, bez rodzin!

 

Obaj radośnie się roześmiali.

 

Tedy przerwał połączenie a Georg zamyślił się głęboko nad swoim planem. Pomyślał przy tym:

 

- “ Czy ja jestem zły? Elen, chyba mam dla ciebie prezent.”

 

...................................

 

Dotyk Amani, Tajemnica Pluszowego Misia, Spisek Duchów       .........   www. Ebookowo.pl

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • BITWA MRÓWEK   Pewnego słonecznego dnia wracałem do domu z grzybobrania. Obszedłem jak zwykle swoje ulubione leśne miejsca, w których zawsze można było znaleźć grzyby, lecz tym razem grzybów miałem jak na lekarstwo. Zmęczony wielogodzinnym chodzeniem po pobliskich lasach w poszukiwaniu grzybów i wracając z mizernym rezultatem nie było powodem do radości i wpływało negatywnie na ogólne samopoczucie. Pogoda raczej nie dopisywała i tutaj mam na myśli deszczową pogodę, lecz nie można było tego nazwać suszą. Wiadomo jednak, że bez deszczu grzyby słabo rosną albo wcale.  Grzybiarzy również było niewielu co raczej nikogo nie może zdziwić podczas takiej pogody. Wracałem więc zmęczony i z prawie pustym koszykiem, a że do domu było jeszcze kawałek drogi, postanowiłem odpocząć sobie przysiadając na trawie, która dzieliła las z drogą prowadzącą do domu. Polanka pachniała sianem, a świerszcze cały czas grały swoją muzykę, tak więc po chwili zapadłem w drzemkę.  Słońce przygrzewało mocno, a w marzeniach sennych widziałem lasy i bory obfitujące w przeróżne grzyby, a wśród nich prym wiodły borowiki i prawdziwki, były tam również koźlaki, osaki, podgrzybki, maślaki i kurki.  Leżałem delektując się aromatem siana czekającego na całkowite wysuszenie, a przy słonecznej pogodzie proces ten był o wiele szybszy. Patrząc w bezchmurne niebo nie przypuszczałem, że za chwilę będę świadkiem interesującego, a nawet fachowo mówiąc fantastycznego widowiska.  Wspomniałem już, że w pobliżu polanki gdzie odpoczywałem przebiega piaszczysta leśna droga i właśnie na niej miało odbyć się to niesamowite widowisko. Ocknąłem się z drzemki i zamierzałem ruszać w powrotną drogę do domu, gdy nagle zobaczyłem mrówki, mnóstwo czarnych mrówek krzątających się nieopodal w dziwnym pośpiechu. Postanowiłem więc pozostać ukrywając się za pobliskim drzewam obserwując z zainteresowaniem poczynania tychże mrówek. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Mrówki gromadziły się na tej piaszczystej drodze i było ich coraz więcej, lecz bardziej zdziwiło mnie co innego w ich zachowaniu. Zaczęły ustawiać się rzędami, jedne za drugimi, zupełnie jak ludzie, jak armia szykująca się do bitwy. Zastanawiałem się po co to robią, ale długo nie musiałem czekać na wyjaśnienie zaistniałej sytuacji, ponieważ właśnie z drugiej strony drogi zobaczyłem nadchodzące w szyku bojowym masy czerwonych mrówek. Cdn.       *********************************
    • Plotkara Janina, jara kto - lp.   Ma tara w garażu tu żar, a gwara tam.   To hakera nasyła - cały San - areka hot.   Ma serwis, a gra gar gasi, wre sam.   Ima blok, a dom - o - da kolbami.   Kina Zbożowej: Ewo, żab zanik.   Zboże jeż obzikał (kłaki).   (Amor/gęba - babę groma)   A Grażyna Play Alp, anyż arga.   Ile sieci Mice i Seli?   Ot, tupiąca baba bacą iputto.                      
    • Ma mocy mało - wołamy - co mam.    
    • Kota mamy - mam, a tok?  
    • A ja makreli kotu, koguta lisi Sila. -  tu go kuto  kilerka Maja.          
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...