Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

Maria była w czwartym miesiącu ciąży, w co nie mogłem wciąż uwierzyć, bo kiedy witałem ją na lotnisku, luźna bluzka i stylizowana spódnica znakomicie to ukrywały. Płaszcz, który miała na sobie przy odlocie, leżał zwinięty w torbie podręcznej. Był upalny dzień; trudno sobie wyobrazić, że to samo słońce, które żegnało ją bladymi promykami w styczniowe popołudnie, paliło teraz niemiłosiernie. Wyglądała bardzo mizernie, jakby nie dojadała tygodniami. Koniec diety marchewkowej, będzie jeść od dziś za dwoje! Jechaliśmy do domu tą samą drogą, którą przemierzałem trzy miesiące wcześniej i spodziewałem się, że będzie oczarowana, lecz nowe otoczenie nie robiło na Marii większego wrażenia. Tłumaczyłem to zmęczeniem po podróży, trwającej przeszło dobę. Zaprowadziłem ją w domu do łazienki, nalałem wody do umywalki i wyciągnąłem korek.

— Widzisz jak woda ścieka?

— Widzę.

— Ale popatrz, w którą stronę wiruje?

— Nie wiem…

— No to przyjrzyj się uważnie. Przeciwnie do ruchu wskazówek zegara?

— Tak.

— A w Polsce, w którą stronę?

— Nie męcz mnie, proszę.

 

Następnego dnia namówiłem kuzynów, żeby zabrali nas na przejażdżkę. Wybrali malowniczą trasę, a na postój zatrzymaliśmy się wysoko w górach, skąd roztaczał się przepiękny widok na błękitne wody fiordu i przeciwległy brzeg. Marii zakręciło się w głowie, dostała mdłości i to co było jeszcze godzinę temu pysznym obiadem, poleciało w dół za barierkę, rozpryskując się po krawędziach skał. Kuzynka wykorzystała ten moment i odciągnęła mnie na bok.

— Zapisałeś ją na kurs rodzenia?

— Nie, a na co jej to? — zapytałem zdziwiony.

— Trwa osiem tygodni i uczą, co to są symptomy, jakie stosować metody, żeby opanować ból, jak możesz pomóc jej przy porodzie.

— Jak to, ja też mam brać w tym udział?

— Naturalnie — odrzekła kuzynka. — Tutaj większość mężczyzn udziela podczas porodu wsparcia partnerce. Jest to zalecane, ponieważ nie wystarcza pielęgniarek, żeby zapewnić każdej kobiecie indywidualną asystę.

Co za kraj, brakuje pielęgniarek, a bezrobocie na poziomie dwucyfrowym!

— A ile taki kurs kosztuje?

— Jest za darmo, ale nie należy zwlekać, bo ilość miejsc jest ograniczona.

Nie byłem pewien, czy nadaję się na położną. Gdy zapytałem kiedyś koleżankę z Polski, co sądzi o obecności męża przy porodzie, odparła bez wahania:

— Wykluczone!

Może powinienem zrobić jak mój ojciec: przyjście dziecka na świat przywitać z kolegami w kawiarni. Maria wciąż się czuła nie najlepiej, więc postanowiłem odłożyć ten temat na później. W drodze powrotnej zastanawiałem się, skąd moja kuzynka wie tyle na temat rodzenia. Była siedem lat starsza od Marii, ale dzieci nie miała.

 

Czas mijał szybko, Marii brzuszek się powiększał, aż osiągnął rozmiary piłki koszowej. Jak taka duża rzecz może się wydostać na zewnątrz? Maria pozwalała mi położyć na nim rękę.

— Czujesz?

— Nie.

— Trochę niżej… o, tutaj.

Nic nie czułem, ale nie chciałem sprawić jej przykrości.

— O tak, teraz czuję.

— Przyłóż ucho, to usłyszysz bicie serca.

Kucnąłem i zadarłem jej bluzkę do góry. Przytknąłem ostrożnie ucho, wstrzymałem oddech, czekam, czekam, aż tu nagle: bum!

— Ale ma wykop!

Jeszcze gnojek nie skończył siedmiu miesięcy, a kopie ojca w ucho! Ale w duchu się cieszyłem: może drugi Lubański tam rośnie?

 

Trzydziestego drugiego tygodnia udałem się z Marią do szpitala na badanie USG. Kazano w gabinecie położyć się jej na łóżku, odsłonić brzuszek, który posmarowano jakimś żelem, po czym pani ginekolog przesuwała po skórze płaski, metalowy krążek. Od krążka prowadził kręty kabel, a drugi koniec był podłączony do stojącego obok łóżka aparatu, podobnego do oscyloskopu, jakiego technicy używają przy naprawie telewizorów. Badanie wyglądało bardzo naukowo, więc nie zadawałem pytań, żeby nie wyjść na ignoranta.

— Widzisz — zwróciła się do mnie lekarka — tutaj są nóżki.

Pokręciła czujnikiem.

— A tutaj serce.

Patrzyłem w ekran, po którym przesuwały się jakieś szare plamy, jak na mapie pogody pokazywanej w telewizji.

— Nóżki tutaj? — zapytałem niepewnie, pokazując palcem na jakiś podłużny kształt.

— W tym miejscu jest płuco…

— Tylko jedno? — wykrztusiłem przerażony.

— Proszę się nie denerwować, obraz trochę niewyraźny — lekarka kręciła gałką przy monitorze. — Zrobię zdjęcie, żebyście mogli dokładnie sobie obejrzeć w domu.

— To byłaby wspaniała pamiątka — odparłem z wdzięcznością.

A po chwili spytałem ściszonym głosem:

— A czy widzisz ten… no wiesz… Czy ultrasonograf potrafi ustalić, czy to jest chłopiec?

Lekarka popatrzyła na mnie z rezerwą, jakbym zadał niewłaściwe pytanie.

— Oczywiście, ale nie możemy ze względów prawnych udzielić tej informacji rodzicom. Płód jest rozwinięty i ustawiony prawidłowo, nie ma powodu do obaw, więc musicie zaczekać do porodu.

Nie chciałem czekać i wyczytałbym płeć dziecka z jej twarzy, gdyby oblicze pani radiolog nie było nieprzeniknione niczym kamień.

 

Z początkiem czerwca nastały pierwsze chłody. Słońce w dzień grzało mocno, można było chodzić na krótki rękaw, lecz noc zapadała wcześnie i wieczorami trzeba było palić w kominku. Maria przybierała na wadze i poruszała się w zwolnionym tempie. Gdzie się podziała ta baletnica? W duchu było mi jej żal. Co było w moim wypadku krótką przyjemnością, dla niej oznaczało miesiące wyrzeczeń, cierpienia i ból, który nieuchronnie ją czekał. Nie mogłem jej w niczym pomóc; czułem się jak truteń, co wykonał swoje zadanie i powinien być dla dobra środowiska skonsumowany. Modliszka pożera samca zaraz po akcie, to czemu u ludzi jest inaczej?

— Zadaniem mężczyzny jest zdobyć jak największą ilość kobiet w jak najkrótszym czasie… — perorował kolega ze studiów.

A kobiety? Mam porzucić ją i szukać innej? Nie kupiłem jeszcze samochodu i jeździłem rowerem siostry. Choć miasto było nieduże, po fajrancie powstawały na głównych ulicach gigantyczne zatory, bo transport publiczny nie istniał. Przemykałem się slalomem między samochodami, od świateł do następnego skrzyżowania. Było to dość ryzykowne, o czym przekonałem się zaraz po przyjeździe: Jechałem brzeżkiem pasa, gdy kierowca samochodu stojącego na poboczu otworzył niespodziewanie drzwi. Rower stanął dęba i poleciał na bok, a ja obserwowałem całą scenę w powietrzu, do góry nogami, jak kaskader wykonujący piruet na motocyklu terenowym. Jakimś cudem nie odniosłem większych obrażeń i znowu jeździłem na styk z kołem na zderzaku. Aż jednego razu nacisnąłem na obydwa hamulce: tu przecież nie chodzi wyłącznie o mnie. Będę komuś potrzebny. Można się rozwieść z żoną, ale z dzieckiem?

 

Minął czas przesilenia zimowego. Ostatnie dni były nie do zniesienia: chciałem mieć ten poród jak najprędzej za sobą. Myślałem o tym rąbiąc drewno na farmie, wracałem w oczekiwaniu szczęśliwej nowiny do domu. Tak samo było tamtego dnia: jechałem ruchliwą ulicą, potem skręciłem w równie szeroką, ale rzadziej uczęszczaną aleję, na jej końcu zatrzymałem się przy parterowym domu. Dom było łatwo rozpoznać po kolorowej cegle i rosnącej na trawniku brzoskwini, którą posadziłem zeszłej wiosny. Zostawiłem rower przy schodach, zapukałem — nikt nie otwierał drzwi, co było nieoczekiwane, a jednocześnie ekscytujące. Wszedłem do środka i od razu zauważyłem na stole w kuchni kartkę papieru, z naprędce skreślonymi słowami, w których rozpoznałem pismo mojej matki: „Marii odeszły pierwsze wody. Jedziemy do szpitala”. Co znaczy, że odeszły pierwsze wody? Czy umiera? Zaczynałem żałować, że nie zapisałem się na ten kurs, lecz na dłuższe rozmyślanie nie było czasu. Wskoczyłem na rower i popedałowałem co sił w nogach do szpitala.

 

Maria leżała na łóżku w pokoju na piętrze z oknami wychodzącymi na ulicę, którą chwilę temu przyjechałem. Na dworze było już ciemno i pod sufitem paliły się jarzeniówki. Moja matka siedziała z boku na krześle, a po drugiej stronie łóżka usadowiła się ciotka z Iwanem, który przywiózł ich samochodem. Wokół panowała cisza; wszyscy wpatrywali się niespokojnie w leżącą, jakby miała za chwilę umrzeć. Maria podniosła na mój widok głowę.

— Bardzo cię boli?

Zaprzeczyła, siląc się na uśmiech, który budził więcej współczucia niż radości.

— Długo tu leżysz?

— Nie wiem, może godzinę…

— A gdzie położna?

— Na porodówce.

 

Minęła następna godzina, która wydawała się wiecznością. Iwan z ciotką poszli sobie, ale zaraz po ich wyjściu przyszli kuzyni. Poprosiłem, żeby nie siedzieli zbyt długo. Do sali weszła położna i stanęła przy Marii.

— Masz skurcze?

— Jeszcze nie.

— Wobec tego powinniśmy je przyspieszyć, żeby uniknąć infekcji.

Zrobiła Marii zastrzyk i wyszła z pokoju. Już na samym początku jakieś komplikacje! Nagle na twarzy Marii pojawił się grymas, po którym otworzyła szeroko usta, żeby nabrać powietrza raptownym wdechem, towarzyszącym duszeniu się. Zawołałem położną. Kiedy przyszła, uniosła prześcieradło, kazała Marii rozchylić nogi i zajrzała do środka. Postała chwilę, zajrzała znowu i kazała mi pchać łóżko korytarzem na porodówkę, jakbym był salowym.

— Czy chcesz, żebym był cały czas przy tobie?

— Tak.

— Mam aparat, zrobić ci zdjęcie?

— Nie teraz, jak już będzie po wszystkim.

 

Podłączono aparaturę i przewody: jeden do zewnętrznej strony dłoni, drugi do dwóch pasków dookoła brzucha. Na ekranie oscyloskopu zaczęło migać w rytm tętna czerwone serduszko, nie wiedziałem tylko: jej, czy dziecka? Skurcze następowały coraz częściej, trwały dłużej, przybierały na sile. Natura, wbrew ludzkiej woli, niepowstrzymanie parła do przodu. Była to ta sama siła, która stworzyła niebo i gwiazdy. Z każdym skurczem płód przesuwał się w kierunku wyjścia. Naturalna kolej rzeczy — starałem się zachować zimną krew. Jeśli kogoś złapać za policzki i pociągnąć z całej siły, albo wsadzić palce w nos i zadrzeć go do góry, to nawet najpiękniejsza twarz nie będzie podobna do siebie. To samo działo się teraz z jej ciałem. Jednak ciekawość mnie przemogła i obserwowałem każdy szczegół tego niepojętego procesu. Przypomniałem sobie o autorze, co napisał, że jak wrzucą do ognia człowieka, to go tam nie ma, bo w ogniu wszystko jest ogniem. Tak samo w bólu rodzenia: nie było jej, był tylko ból. Położna wydawała polecenia w obcym języku, starałem się tłumaczyć, ale wychodził z tego bezsens: kładź się, teraz kucaj, napieraj, połóż się znowu i tak w kółko. Minęło kilka chwil zanim ujrzałem pokrytą delikatnym, ciemnym meszkiem główkę dziecka, wypychaną powoli na zewnątrz. Utknęła w najszerszym miejscu i ani rusz dalej, jakby dziecko się rozmyśliło i chciało wracać tam, skąd przyszło. Położna złapała oburącz po bokach i zaczęła ciągnąć, a wtedy cieniutka skorupa ugięła się pod naciskiem jej palców.

— Co robisz? Zdeformujesz głowę mojemu dziecku!

— Proszę się uspokoić. Główka noworodka jest całkiem elastyczna.

— A jak jemu zostanie tak na całe życie? — jęknąłem i złapałem położną za rękę. — Czy wy nie macie w tym szpitalu odpowiednich przyrządów?

Moja reakcja bardzo jej się nie podobała.

— Wiesz co, obok jest pokój dla facetów o słabych nerwach. Idź tam, bo jeszcze nam zemdlejesz.

Ale moment później dodała o wiele przyjemniejszym tonem:

— Gratuluję, macie córkę.

Dziecko obmyto, zawinięto w kocyk i położono u boku matki. Maria miała opuchnięte usta, była wyczerpana, ale szczęśliwa. Pochyliłem się nad nią i powiedziałem szeptem:

— Teraz jesteś już prawdziwą kobietą, a ja muszę dowieść, żem ciebie wart.

 

Gdy opuściłem szpital było już po trzeciej nad ranem i na dworze panowało przenikliwe zimno. Niebo było upstrzone mnóstwem gwiazd. Patrząc na nie pomyślałem, że człowiek też składa się z wielu gwiazd, lecz żadna nie trwa wiecznie. Ale jest jedna gwiazda, która nigdy nie zgaśnie: tą gwiazdą jest moja córka; dzięki niej stałem się nieśmiertelny. Podałem ramię matce i ruszyłem raźno w stronę domu, żeby jak najprędzej podzielić się tym odkryciem z innymi.

 

Edytowane przez Kapistrat Niewiadomski
Minor change. (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@aff

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Zależało mi, żeby doznania wewnętrzne czytelnik sam sobie stworzył na podstawie opisu; nie lubię manipulować ludzkim mózgiem.

 

Akurat w tym wypadku kobieta chciała, żeby jej mąż asystował przy porodzie, a on nie miał nic przeciwko temu, choć nie uważam, czy tak powinno być, czy nie.

 

Dziękuję za ciekawy komentarz.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Edytowane przez Kapistrat Niewiadomski (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

Przeczytałam, więc skomentuję.

Mi nie za bardzo się spodobało, bo nie lubię tego typu „ustawień”-  Infantylny mężczyzna nic nie wiedzący, nie wiedzący nawet co to są wody płodowe   po 9 miesiącach przeżywania wspólnie ciąży i wszystkowiedzące dojrzałe kobiety. 

No cóż, ale taki jest teraz trend, idealnie z duchem czasu. :)

Ale czyta się pięknie, lekko i łatwo :)

Opublikowano

@Annie Trafiłaś w sedno zagadnienia!

 

Gdyby zapytać: dlaczego słońce świeci, czemu woda w morzu jest słona, większość ludzi nie potrafiłaby odpowiedzieć. Czy to znaczy, że nie potrafią się cieszyć życiem i dzielić radością z drugą osobą? Czy ignorant nie jest zdolny do miłości?

 

Dziękuję ślicznie za konstruktywny komentarz i pozdrawiam.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Dobre pytanie, myślę, że każdy jest zdolny do miłości :)
Każdy  dobiera się w pary wg jakiegoś tajemniczego klucza, co jednemu nie odpowiada, drugi bierze bez dyskusji :)

Opublikowano

No to jeszcze trzeba uściślić, co to znaczy idealny mężczyzna.

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

No nie wiem czy się z tym zgodzę. Taki np. James Bond :), pierwszy który mi przyszedł na myśl.

Czyż powodzenie tych filmów nie jest związane właśnie z sylwetką Bonda?

Męski, silny, a jednocześnie z niesamowitym urokiem osobistym zniewalającym kobiety.

Nie mówię ( żeby było jasne) o ostatnim Bondzie -Craig’u) bo to jakaś tragedia.

Opublikowano (edytowane)

@Annie  James Bonda lubię oglądać ze względu na urodę i pomysłowość jego partnerek, ale to nie jest mój typ bohatera.

 

Raczej Anna Karenina: „Wszystkie szczęśliwe rodziny są do siebie podobne, każda nieszczęśliwa rodzina jest nieszczęśliwa na swój sposób”.


 
Edytowane przez Kapistrat Niewiadomski (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Czarne ludy opuszczają Afrykę, mamione dobrobytem sklepów: Kim Kardashian, Lafayette. Zaprogramowane umysły na dobrobyt, poezję nagości i segregację rasową.   Wielkie fatamorgany Zachodu, bujające się na swych łodziach umysłów, rozbujanych, wielkich ego do granic.   Kuszeni przez swych demagogów, zaprogramowani na śmierć, w obscenicznej formie uczuć. W anielskich spojrzeniach, oderwanych laską dynamitu.   Składają się na zwierzęcy lament, psi skowyt rajskich wędrowców. To teraz nas czeka, bo jutro będzie inne. Powtórka miłosnej rewolucji, uniesienia ludzkie po Afganistanie. Teraz mamy śmierć w świetle kamer, odrodzenie w 3D, bez okularów... Na żywo dotyk śmierci i narodzin.   Teraz mamy psychologów traumy. Nasze umysły już nie dostają elektrowstrząsów, podprogowych rozbłysków Coca-Coli, świąt Bożego Narodzenia.   Nareszcie jest błogość, jaką czuł Stachura. Błogość, wieczna błogość. Bez smutku, chorób, Alzheimera. Naturalna, odrodzona i czysta, krystaliczna błogość.  
    • Siadasz przy barze Skracasz papierosa i zamawiasz podwójną czystą na lodzie i cytrynach Barmanka chętnie by cię wysluchała bo nieraz już gdy bar nie był pełen gości rzucałeś jakieś głupoty jak struganie filozofii z tych prostych laickich wręcz pytań a one nie wiedzieć czemu robią wrażenie na niej, na nich i bywasz wysłuchany. Młodzież mówi masz rizz. Przystojny kolega mówi ci, że gdyby połączyć jak w fuzji w bajce o nazwie Dragon Ballem ktorą to moje pokolenie wychowane było na niej i rtl7 o siedemnastej i kasety wideo odcinkami zużte na marne (nigdy nie pooglądane i pochowane najpierw w czarny worek i do garażu wyjebane by skończyć na wysypisku w śmietniku nie wiedząc czemu nie spełniły swojej roli do końca tylko w połowie bo nagrane a nieogladniete to się nie mieści w głowie ale ale dygresja za długa kończę ten nawias i wówczas wracam do Was drodzy czytelnicy tej prozy pisanej rymem,.ktorą to muszę teraz wklikać w biel ekranu albo zgniję jak mówią że zgniłem (słucham ich (oni) (dużo nawiasów do zamkniecia się robi (ciekawe ile?) (a niech będzie że zgadne pięć kliknę i spojrzę gdzie myśl główną przerwałem (w imię Boga w Trójcy Jedynego Amen))))) Dygresja i ucieczka od tematu zaczęła się jeszcze przed nawiasami ale już jestem z Wami Gadający głupoty z cyklu tych prostych myśli i zadając pytania które padały z ust pierwszych ludzi ciekawi ludzi Udaje że nie jest głupi  A tak naprawdę to nosi maskę  Debil jest medycznym hasłem ma definicję w lekarskich księgach  A jego maska to melanż  Na codzień milczy, brak mu myśli grzmi pustką pod kopułą gdzie coś się popsuło gdzie wiercąc i kłując mózg i psychikę urwał klepki które numerami tworzą psychikę i dają piąta z siódmą coś co daje iść przez życie patrząc i widząc słuchając i słysząc  z mądrością i empatią z sercem i duszom gdzie anioł jak stróż on oddycha spokojnie a tu jak na wojnie jak droga przez wyboje jak stopy bose jak sen na jawie jak ran zadawajaciel to jest ten co rany zadaje co nie zna jak być jak przyjaciel jak mówi bracie by go lubić akuratnie a potem wyślizguje mu się z łapek zaufanje otrzymane  jednym gestem jednym słowem  w sekundę można sobie zjebać każdą szansę to wiem jeden wers może spalić wszystkie mosty on człowiek prosty milczy trzeźwości codzienności ale gdy uderzą używki mu do głowy coś się z nim robi i synapsy z wielu popalonych połączeń mózgowych znajdują drogi do jakiś zdań co ma wrażenie że wrażenie na nich robi automatyzm syntetyczny  bezmyślność ubrana w myśli  automatyczny rytm nieraz ubrany w rym tak tu jest pijany najarany trawy i twarde dragi prowadzą drogami z tych nieznanych mu na codzień miejsc do słów z ust które chyba mają sens maska to flaszka  maska to melanżowa głowa z kolejną szklanką wódki coraz bliższa by nie być w ogóle świadoma  wie o blakourach które wycinają wspomnienia poprzedniej nocy  i się ich boi bo okropny mózg gadzi go do strasznych czynów prowadzi nie taki jest w swojej opinii chce by lubili go wszyscy ale gdy przekroczy o jeden dwa kieliszki imprezę  nie wie dnia drugiego że działa wojenne jak agresję jak krzyk i bicie szyb jak  ktoś mu powie co zrobił to jest mu wstyd nienawiść ktorą czują po takich akcjach jest mu zrozumiała  bestia i kawał chama ale to po wódce jest tak przestał do odcinki chlać bo nic nie męczy jak moralny kac choć z czasem przechodzi to życzą mu śmierci i że źle zrobił że się urodził i nie daje spać myślenie o krzyku i agresji wśród tych wspomnień wyciętych gdzie jakoby gadzią miał wrogość i atakował tych blisko  i nie śpi dni tygodnie i jest mu zło blisko które sam sobie wypomina a niektórzy są w takim stanie  jak misie kochane przytulanie i całowanie mową i czynem  budują więzy z innymi mówiąc im rzeczy miłe jak za co ich lubią i za co kochają  ale nie on on jest niby agresywną małpą co uciekła z klatki i rzuca kupami z tych własnych kup cóż  boi się mocnych alkoholi i uważa żeby nie wprowadzić się wstan tej nieświadomości  ale ja o masce i barmance i o aurze ktorą te melanże dają mu poczucie że w tej bani całej pustej na codzień może się coś dziać  i coś w końcu powie rzuci jakąś myśl  pytanie zada jedno krótkie zdanie co rozpocznie dyskutowanie wgronie  (o nie ale stracił grono w międzyczasie  non grata osoba towarzystwo dna to nie wypada inaczej niż się odwracać albo iść na drugą stronę ulicy wyciągnąć telefon udając że się nie widzimy a tak. nA prawdę to już nie chcemy się znać bo dno dna i bagna które to pustyni piachy sam pod nogami stworzył ich łzami (ale to teraz kiedyś było kiedyś i o tym dziś te słowa prozy ubranej w rym i rytm (jak mi się wydaje a jak to jest naprawdę to mogą być różne zdania bo szumi w głowie flacha trawa i takie tam w miksie))) ona barmanka go zna ze słów które wypowiadał nie wie on czemu ale wygląda że za ciekawą osobę go ma jest przychylna ta jego pseudofilozofia albo ten stan gdy w rymy składają mu się słowa  i za granicą mimo nieznajomości języka  gdy siedział w hasz barze przy barze na hookerze wydaje się że tamtejsza barmanka zwróciła uwagę że rytmicznie jakby a ka czterdzieści siedem w aitomacie strzelał słowami a akurat męczył rymami kogoś obok inny język ale koleżance przekazała informację wskazując nań  że gada jak ta ta ta da rym i rytm pod dzointa i colę z nalewaka na syropie  nie byle jaka bogata w smakach na smakach na kubkach holandia piękny kraj  można wziąć ślub z ziomkiem ponoć lepiej niżby za małżonka brać kobietę  niby łatwiej się dogadać ale co ja tam wiem piszę ten wiersz ale wiem że to nie wiersz jest brak tu metafor i drugiego dna tej zasłony mistycyzmu ktorą poety tekst ma rymowanka tekstu ściana  chaos i przeraża  zostają pytania  jak co do chu.. co to za jazda a ja się pytam  jaka jest najjaśniejsza gwiazda i czy księżyc nocą odbijając jej promienie świeci z mocą która sprawia że drzewa i osoby zaczynają cienie rzucać pośród mroku  i pytam księżyca dzisiaj tego naszego co satelituje nad Gają  jak to jest że jest jeden na niebie i czy to ma znaczenie że tylko jeden księżyc potrafi sprawić że serce zaczyna mocniej bić  to dla tych pytanie co interpretują sny  i oby blask gwiazd wiecznie wam lśnił  oby pachniały róże i wśród jabłkowych sadów słodkie jabłka rodziły potrzebę genów gatunków    koniec tego dobrego złego  koniec mówię idę na kieliszka następnego    kliknę wyślij  później przyjdzie wstyd tak już jest chaos a miała być jedna myśl dziś    tl dr to o człowieku uzależnionym nie tylko od petów  i reszta to chaos niedomknieta całość  żałość  dno ot   i rzucam okiem na początek i wiem gdzie zgubiłem wątek  przy dragon ballu a to było o połączeniu urody kolegi z gadką tego któremu gadka się klei ja nie rozumiem ich ja głupi głupia moja myśl  a mówią że to ciekawe że niepozornie całkiem  rzucam słowami co lśnią jak złoto złotym złota blaskiem  to nie przechwałek z mojej strony jestem zdziwiony człowiek prosty głupi  i zły  lepiej trzymaj się zdaleka  bo inaczej cierpienie i ból czeka nie ma tu człowieka  bestia gad bez serca  w oczach belka w uszach miód i mleko słyszy jedynie ósmy cud świata  to ironia ktorej nie wyłapał  no głupek od końca do początku wszechświata  papa Ułamek prędkości mniej i promień słońca nie dotarłby na czas do atmosfery ziemskiej by obudzić poranek, by zacząć dzień.  Wieczna noc i zima Nie było by życia 
    • Pewien poeta i bynajmniej nie tylko z nazwy i kształtu spodni (mimo różnych podejrzeń) postanowił tak dalece uchwycić piękno, że uchwycił je tak mocno, iż wcale nie mógł go oddać. No co za uchwyt, oj co za uchwyt nie budzący wcale nadzwyczajnego zachwytu. A ile w tym było codziennej nieco brzydkiej walki, toż poezja, prawdziwa poezja...   Warszawa – Stegny, 19.09.2025r.  
    • Czas jest wrogiem wszystkich a najbardziej zakochanych rzadko pierwsza miłość jest ostatnią pamięć każdej niewidzialnie zapisana życie kroi na pół a śmierć na ćwierć uczucie umiera w męczarniach miłość to tragikomiczna farsa do której potrzeba dwojga ale śmiech pochodzi z Nieba była kiedyś przestrzeń jak nie kończąca się łąka kochałem byłem motylem i to by było na tyle
    • @Berenika97 Tak to zdaje się może o to właśnie chodzić. O tę właśnie nieco wewnętrzną rozgrywkę między tym co pokazujesz czy podajesz do stołu, a tym jak to jest odbierane, jak smakuje klientom restauracji. Bo gdy tej rozgrywki zupełnie nie ma jest niebezpieczeństwo zupełnie jakiegoś miałkiego i bezsmakowego produktu niestety ://
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...