Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

   Jeden z marynarzy, spoglądających właśnie w w stronę Nautilusa, trącił łokciem towarzysza unoszącego się obok niego na powierzchni wody. 

   - Spójrz tam - tu zaklął marynarskim, prostackim zwyczajem - bo chyba oczy mnie mylą. Ktoś tam stoi na wodzie, czy jak? Ale to przecież niemożliwe! 

   Jego towarzysz również zaklął. Równie grubiańsko. 

   - Możliwe czy nie, ale wygląda, na Neptuna, że jednak się dzieje. Panie kapitanie! - zawołał do dowódcy - niech pan spojrzy. 

   Wezwany popatrzył we wskazanym kierunku. 

   - Rzeczywiście - potwierdził - widzisz dobrze. Ale to niemożliwe! - powtórzył słowa podwładnego. 

   - Wszyscy z was, którym wydaje się niemożliwe to, co widzą, mylą się - zabrzmiał dochodzący ze wszystkich stron jednocześnie głos. Absolutnie pełen spokoju. - To jest możliwe. Mało tego - to dzieje się naprawdę. 

   Postać zbliżająca się po wodzie od strony Nautilusa stawała się coraz bardziej widoczną oczom żeglarzy, z których teraz wszyscy, co do jednego, zwrócili się w jego kierunku. Zapominając o swoim tragicznym położeniu. 

   - To jest wasza nauka i zarazem wasza kara - powiedział Jezus, zatrzymując się kilka metrów od grupy rozbitków. - Ścigaliście i chcieliście zatopić statek ludzi, którzy nie zrobili wam nic złego. Tylko dlatego, że ktoś wam kazał. Ktoś, kto tak naprawdę niczym różni się od was, jest człowiekiem dokładnie takim, jak wy sami. Chcieliście to zrobić ze strachu przed nieznanym i z chęci zniszczenia tego, czego nie rozumiecie. Ale tak się składa, że wystąpiliście przeciwko mnie! - tu Mówiący podniósł głos. - A gdzie - zaczął bardzo wyraźnie akcentować słowa - przykazanie - miłości - bliźniego? Gdzie - przykazanie - "Nie zabijaj"? Odrzuciliście je dla rozkazu i własnych lęków - Jezus patrzył po twarzach z udawaną surowością. - To - teraz - macie. 

   - Chcesz powiedzieć, Panie- zaczął bosman, któremu nigdy brakowało śmiałości, ba! - tupetu i bezczelności - że ten kraken to twoja, hm... - zawahał się trochę - ... że to twoja... sprawka? - zakłopotanie dziwnym trafem nie chciało ustąpić. Jak nigdy. 

   - A tak, moja i mojej żony - w tym momencie Maya dołączyła do męża, idąc jego śladem po macce krakena, wyciągniętej poziomo tuż pod powierzchnią wody. - I spodobało się wam, jak sądzę. Bo przecież - znów popatrzył po ich twarzach, zatrzymując na koniec spojrzenie na obliczu kapitana - żaden z was nie ucierpiał. A że najedliście się strachu? Że pływacie sobie bezpiecznie w ciepłym morzu w towarzystwie posłusznego mi i mojej żonie stworzenia? Chyba nie nazwiecie tego krzywdą? - Jezus rozłożył ręce w geście zapytania. 

   - No, a nasz okręt? - zadziornie zapytał bosman, któremu pokład i stanowisko dawały poczucie wyższości, rekompensując tak zwane niskie urodzenie.  

   - Ach, pytasz o wasze narzędzie zniszczenia? Owoc ścinania drzew i pracy waszych szkutników i ludwisarzy, by pływać, strzelać, niszczyć i zabijać? - Jezus znów podniósł nieco głos. - Cóż, spoczął już na dnie. I jest już martwy, bo żeglarska legenda słusznie twierdzi, że okręty to żywe istoty.* Oddał za was życie. Któryś z was - objął ich wszystkich spojrzeniem kolejny raz - chce może do niego dołączyć? - Odczekał chwilę, wiedząc, że pyta retorycznie. - Stanie się siedliskiem małży. Da im miejsce do życia i schronienie mniejszym rybom przed drapieżnikami. 

   - To byloby na tyle - zakończył, widząc w ich umysłach pytanie o ocalenie, a w sercach nadzieję na ratunek. - Popływacie sobie jeszcze bezpiecznie - dodał w odpowiedzi na niezadane pytanie. - Pomyślicie o tym, co was spotkało. W każdym razie nie obawiajcie się o życie i bezpieczeństwo. Nic wam nie grozi. 

   Odwrócił się, Maya uczyniła to samo w ślad za Nim. 

   - Jak to, Panie? - teraz kapitan zadał pytanie. - Zostawisz nas ot tak? Mnie i moich ludzi? 

   - Tacy oni twoi - Jezus umyślnie spojrzał przez ramię. - Mają tę samą godność w moich oczach, co ty. Nie jesteś od nich wyższy czy bardziej wartościowy wyłącznie dlatego, że inny człowiek mianował cię dowódcą. Zresztą już nim nie jesteś, bo wasz okręt spoczywa tam - powtórnie wskazał miejsce jego spoczynku. - Teraz los zrównał cię z nimi, a kraken, gdyby moja żona mu pozwoliła, mógłby zacząć zjadanie was od ciebie. Zdążyłbyś się przekonać, nim utopiłbyś się, że tak zwane stanowisko jest tylko chwilowe. Umowne. Że nie chroni przed niczym, a zwłaszcza przed tak wielkim stworzeniem, jak ta ośmiornica. - W tym momencie Mówiący wyciągnął dłoń, a ona natychmiast wysunęła z wody koniec macki. - Jezus pogłaskał ją, niczym psi łeb albo koci grzbiet. 

   Odszedł następne dwa kroki. Specjalnie. Po czym odwrócił się, by popatrzeć na nich jeszcze raz i dodać ostatnie słowo.

   - Pomyślcie. 

Cdn.

 

* Nawiązuję tu do odpowiedniego fragmentu "Robinsona Crusoe" autorstwa Daniela Defoe.

 

Voorhout, 17.06.2022

Edytowane przez Corleone 11
Dodanie przypisu (wyświetl historię edycji)
Opublikowano (edytowane)

@Corleone 11

   Ago

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

, bardzo Ci dziękuję za obecność czytanie i czytelnicze serduszko. 

   Wiesławie , dzięki Ci wielce za wizytę, czytanie i komentarz. Bo i też ten odcinek miał tak smakować . Dziękuję Ci także za uznanie. 

   Na Was zawsze można liczyć .

 

   Serdeczne pozdrowienia.

Edytowane przez Corleone 11
Uzupełnienie odpowiedzi (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Karolina rozglądała się po obszernym pomieszczeniu zastawionym ciężkimi, dębowymi regałami pełnymi woluminów. Wszystkie księgi były oprawione w skórę i wyglądały jakby zostały żywcem przeniesione z zamku angielskiego lorda epoki wiktoriańskiej. Niektóre starodruki były zabezpieczone i znajdowały się na kilku regałach za szkłem. Studentka była oszołomiona tym bogatym i cennym księgozbiorem. „Muszę wreszcie zobaczyć moje materiały”, pomyślała. Usiadła przy dębowym stole usytuowanym po środku biblioteki. Leżały na nim przedwojenne egzemplarze czasopisma „Głos Ewangelii”, wydawanego przez Mazurów w języku polskim. Ucieszyła się, bo wiedziała, że jeszcze o tych gazetach nikt w Polsce nie pisał. Brała każdy egzemplarz delikatnie do ręki i sporządzała notatki z ich zawartości. W pewnym momencie do pomieszczenia wszedł pastor Kocki. Był mężczyzną dawno już po pięćdziesiątce, średniego wzrostu, o lśniących, brązowych oczach i łagodnej twarzy. Serdecznie przywitał się i zapytał, czy Karolina czegoś jeszcze nie potrzebuje. Usiadł przy stole. Dziewczyna podziękowała, chciała pochwalić zasoby biblioteczne, ale wówczas jej wzrok padł na portret młodego mężczyzny. Wcześniej obrazu nie zauważyła. Rama była przewiązana czarną wstążką. Spojrzała na gospodarza. Pastor zobaczył jej pytające oczy. - To mój syn, Henryk. Zginął rok temu w wypadku samochodowym, w drodze na obronę swojej pracy doktorskiej - wyjaśnił spokojnie. - O mój Boże, dlaczego?! - wyrwało się Karolinie. - Proszę nie mieszać w to Boga. To nie była jego decyzja. To pewien człowiek, mieszkający zresztą dwie ulice dalej, dokonał złego wyboru. Po alkoholu wsiadł do samochodu - powiedział smutno.
    • @UtratabezStraty Z dużym zainteresowaniem przeczytałam Twoje opowiadanie i pojawiło się mnóstwo pytań. Wizja przyszłości naszego państwa czyli postępujący autarkizm, porzucenie zglobalizowanego kapitalizmu, obraz niemalże apokaliptyczny może nie przeraża, ale niesie pewną refleksję. Natomiast sfera relacji między małżonkami i sfera psychologiczna nie przekonuje mnie. Czy zmieniający się system, warunki życia zmieniają uczucia, relacje? Marek chce wychowywać żonę i zapewnia, że "nie w stylu naszego małżeństwa, żeby dbać o siebie nawzajem". No tak, przecież są małżeństwa, które łączą różne sprawy, tylko nie tzw, miłość. Beztroska obu małżonków, gdy Agnieszka jest w więzieniu, wrażenie, że jej się tam podoba,nie rozpacza też mąż - jakoś do mnie nie trafia. No i drobny wniosek, komfort życia w więzieniu jest o wiele większy niż w klasztorze (obecnie się zgadza), ale w tej wizji już tak nie jest. :)
    • @Annna2Cudny tekst - subtelny i melancholijny, przypomina epitafium, wyzwala ukojenie, zadumę i próbę pogodzenia się z odejściemwspaniałej artystki.  Piekne metafory: "Strąciłaś noc, sięgnęłaś gwiazd" . I jeszcze ta muzyka! Aż brak mi słów. 
    • @GosławaWiersz - obraz, przemawia spokojem i zostawia ... niepokój. Jest to coś, co porusza. Gdy mgła "penetruje okoliczne rowy" ktoś mi bliski bierze aparat foto. i "wyrusza na żer" . Wiersz piękny!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...